Dzielnice Kapsztadu: Observatory

Dziś opowiem wam o dzielnicy w której mieszkam od kilku lat, Observatory. Z czego słynie i jakie kryje historie? Dlaczego zdecydowaliśmy się zamieszkać akurat tam? Czy warto zatrzymać się tu lub zobaczyć coś jako turysta?

Nazwa i profil dzielnicy

Observatory nazywane jest przez mieszkańców Kapsztadu Obs. Nazwa pochodzi od znajdującego się w tej dzielnicy obserwatorium astronomicznego z 1829 roku. Dzielnica słynie ze swojego artystyczno-bohemicznego klimatu, mieszka tu sporo artystów i wolnych duchów. Ze względu na bliskość Uniwersytetu Kapsztadzkiego jest tu też sporo studentów.

Jeśli chodzi o zakwaterowanie można znaleźć tu sporo dużych domów studenckich z kilkoma sypialniami, które wynajmują młodym ludziom pokoje. Dzielnica w większości zabudowana jest większymi i mniejszymi domami jednorodzinnymi w stylu wiktoriańskim. Większość z nich, w tym także krawężniki uznawane są za dziedzictwo i nie można dokonywać większych zmian bez zgody odpowiedniego urzędu, której otrzymanie może trwać lata.

Dlaczego my zdecydowaliśmy się tu zamieszkać? Bliskość rodziny męża na pewno była dużym czynnikiem, ale przede wszystkim chodziło o kompromis między odległością od centrum i najróżniejszych wydarzeń, a możliwościami finansowymi w kwestii większej przestrzeni życiowej niż np. w centrum i w dzielnicach przy samym oceanem. Dzielnica ma sporo przestrzeni zielonych do wyprowadzania psów czy zabawy z dziećmi takich jak park przy rzece Liesbeek, Two Rivers Urban Park, liczne boiska i pomniejsze parki dla dzieci i psów.

Co ta dzielnica ma do zaoferowania turystom?

Muzeum Heart of Cape Town

Zwłaszcza młode osoby lubią Observatory jako miejscówkę do imprezowania. Są tu liczne lokale takie jak sławny imprezowy Trenchtown czy The Armchair, gdzie organizowane są występy i quizy. Studenci i młodzi absolwenci lubią też puby, w których można napić się sporo, ale nie za duże pieniądze. Jest też przynajmniej jedna restauracja, do której zagląda i starsza klientela ze znacznie większym budżetem, Reverie Social Table. To miejsce, gdzie wszyscy goście siedzą przy jednym stole jedząc specjalny posiłek i rozmawiając przy tym z nieznajomymi.

Dzielnica ma też sporo fajnych graffiti, które można połączyć z wycieczką na piechotę lub na rowerze po dzielnicy Salt River i Woodstock. Polecam jednak robić tę wycieczkę albo z przewodnikiem albo w większej grupie, bo zdarzają się nieprzyjemne sytuacje z kieszonkowcami, na które bardziej są narażone osoby nie znające terenu. Można też po prostu pojeździć po ulicach samochodem, polując na sztukę uliczną. Na pewno jest to najszybszy sposób.

Obserwatorium organizuje otwarte wieczory dwa razy w miesiącu i czasem inne wydarzenia, ale na bilety trzeba polować, bo wyprzedają się jak świeże bułeczki. Poza tym bardzo, bardzo polecam każdem Muzeum Pierwszego Przeszczepu Serca, Heart of Cape Town Museum, koniecznie z przewodnikiem. Zadzwońcie tam, by potwierdzić, o której odbywają się wycieczki. Muzeum znajduje się w szpitalu Groote Schuur, w którym dokonano tej właśnie operacji. Ponieważ miało to miejsce w 1967 roku to wciąż jest bardzo żywa historia, którą wręcz czuje się w tym miejscu.

Polecam też lodziarnię z rzemieślniczymi lodami afrykańskimi ze smakami z kontynentu, Tapi Tapi, która jest jedną z moich ulubionych i trafiła na moją listę 5 najlepszych lodziarni w Kapsztadzie. Ostatnim miejscem, które poleciłabym niektórym, a konkretniej fanom i fankom mody są sklepy vintage i z używanymi ubraniami. W Observatory jest ich kilkanaście i naprawdę można znaleźć prawdziwe perełki za niewielką cenę.

Czy polecam Observatory jako miejsce na nocleg turystom? Zazwyczaj nie. Jest to dzielnica nieco zbyt daleko głównych atrakcji miasta i taka, w której na dłuższą metę trzeba być osobą świadomą swojego otoczenia, aby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Ja ulice znam dość dobrze i czuję się tu raczej bezpiecznie, ale osoba bez znajomości terenu nie wie, na co zwracać uwagę.

Ciekawe historie z dzielnicy Observatory

Przed domem Manfreda Zylla

Mieszkając w danej dzielnicy z upływem czasu poznaje się ją od podszewki. Oto kilka historii i ciekawostek z tej dzielnicy:

  • Walka o siedzibę Amazonu

    Observatory trafiło na pierwsze strony krajowych i międzynarodowych gazet przy okazji budowy budynku pod siedzibę Amazonu. Tak, tego Amazonu! Plany wybudowania tego budynku przerodziły się w batalie sądową trwającą ponad dwa lata. Co było z nimi nie tak? Zdaniem osób reprezentujących część grupy ludności rdzennej Khoisan (warto podkreślić, że członkowie tej społeczności nie zgadzali się w tej sprawie), budowa budynku była zaplanowana na świętych ziemiach stanowiących dziedzictwo tej grupy. Dodatkowo ekolodzy twierdzili, że budowa będzie zagrożeniem dla ekosystemu pobliskiej rzeki Liesbeek.

    Po wielu rozprawach sądowych i rozważeniu wszystkich za i przeciw uznano, że budowla jest bezpieczna dla środowiska, a wybudowanie centrum informacji na temat społeczności Khoisan na terenie kompleksu pozytywnie wpłynie na ogólną świadomość na temat tej społeczności. Największym plusem była jednak sama inwestycja, projekt zarządzania pobliskimi przestrzeniami zielonymi i tysiące miejsc pracy, które powstaną dzięki otwarciu tego budynku.

    W podsumowaniu na piśmie wszystko pięknie wygląda, ale zapewniam was, że ten temat był BARDZO kontrowersyjny, a w naszej dzielnicy rozpadały się związki i wieloletnie przyjaźnie ze względu na poglądy w tej sprawie.

  • Szpital psychiatryczny Valkenberg

    Observatory pełne jest interesujących ludzi. Mieszka tu np. pewien mężczyzna zawsze przechadzający się w szlafroku nazywany “królem Valkenberga”. Mężczyzna ten jest rzeczywiście pacjentem szpitala psychiatrycznego Valkenberg, którego stan jest na tyle dobry, że mieszka poza szpitalem, choć musi regularnie pojawiać się po leki.

    Częste odwiedziny w Valkenberg to rzeczywistość wielu osób, mieszkających w Observatory, które wybrały to miejsce na życie ze względu na bliskość tego ośrodka. Choć z chorób psychicznych nie należy żartować, w Kapsztadzie zdarza się usłyszeć powiedzenie, że ktoś “zachowuje się jakby uciekł z Valkenberga”, podobnie jak w Warszawie do podobnego porównaniu używa się nazwy zakładu psychiatrycznego w Tworkach.

  • Dom Manfreda Zylla

    W dzielnicy znajduje się dom znanego artysty i aktywisty anty-apartheidowego, Manfreda Zylla. W czasach segregacji rasowej był on w związku z Koloredką, co jako związek mieszany było zabronione prawnie tzw. prawem o niemoralności. Dom Zylla wyróżnia się żywym czerwonym kolorem i diabłem z twarzą artysty na ścianie wejściowej. Artysta od czasu do czasu otwiera swój dom pełen sztuki dla wycieczek.

  • Squaty i bezdomni

    Observatory było miejscem dwóch większych batalii o przestrzenie zasiedziane, czyli squaty.

    Osiedle bezdomnych pojawiło się obok historycznego zabytku oraz przestrzeni zielonej, Village Green, w czasie pandemii. Ponieważ nikt nie mógł przebywać poza domem, osoby w kryzysie bezdomności w tamtych czasach przenoszono (czasem pod przymusem) do schronisk. W związku z tym osoby w kryzysie bezdomności zaczęły rozkładać namioty w różnych miejscach w całym mieście. Jeden namiot często był przenoszony przez służby bezpieczeństwa, ale gdy robiło się ich więcej pojawiał się problem. Społeczność Observatory była bardzo podzielona w tej kwestii. Niektórzy bronili bezdomnych, inni zwracali uwagę na ich powiązania z przestępczością czy chociażby kwestie estetyczno-sanitarne. Choć oczywiście nie wszystkie z tych osób popełniały przestępstwa, rzeczywiście tamta okolica zrobiła się nieprzyjemna i było więcej przestępstw. W rezultacie po około dwóch latach batalii sądowej w związku z planami rehabilitacji zabytku i przestrzeni zielonej, na której znajdowały się namioty, służby miejskie usunęły całe osiedle squatów.

    Podobna sytuacja miała miejsce na terenie niedaleko centrum handlowego w Observatory, gdzie 50 osób rozłożyło namioty i zamieszkało. Potem namioty zaczęto wymieniać na blaszaki, a populacja zwiększyła się do 150 osób. Grupa nazwała się Singabalapha co oznacza “przynależymy tutaj”. Grupa jest zorganizowana i żąda życia blisko możliwości zawodowych i innych w normalnych cenach, a nie daleko w townships, jak za czasu apartheidu. Sprawa dotarła do Sądu Najwyższego, który rozstrzygnie co dalej.
Wschód Słońca nad brzegiem rzeki Liesbeek

Macie jakieś pytania o tę dzielnicę? A może już ją kiedyś odwiedziliście? Podoba wam się seria o dzielnicach Kapsztadu? Dajcie znać w komentarzach.

Greyton – co warto zobaczyć

Greyton jest jednym z miasteczek w Prowincji Przylądkowej Zachodniej, czyli tam, gdzie jest Kapsztad i gdzie mieszkam ja. Znajduję się około godziny i 45 minut jazdy od Kapsztadu. Jest jednym z wielu miejsc, gdzie na weekend czy kilka dni wybierają się osoby mieszkające w Kapsztadzie czy na stałe czy turyści, którzy mają trochę więcej czasu na zwiedzanie.

Miasteczko powstało oficjalnie w 1854 roku, choć wcześniej mieszkali tu rdzenni mieszkańcy Khoi-Khoi. Miejscowość nazywa się Greyton na cześć ówczesnego gubernatora Sir George’a Greya. Wiele historycznych budynków można zobaczyć podczas zaplanowanego przez lokalne biuro turystyczne spaceru, do którego można sobie ściągnać mapę.

Historia tego miasteczka nie jest głównym powodem, dlaczego przyjeżdżają tam turyści. Miasteczko z licznymi trasami kolarskimi i corocznym rajdem jest świetną lokalizacją dla fanów kolarstwa górskiego, a także dla osób lubiących wycieczki górskie dzięki trasie Bosmanskloof Trail zwanej również Greyton-McGregor trail. A co miasteczko oferuje osobom mającym ochotę po prostu na odpoczęcie od miasta i trochę przyrody? Oto kilka propozycji.

Sobotni market w Greyton

Sobotni market czy targ można znaleźć niemal w każdym małym miasteczku w RPA i Greyton nie jest tu wyjątkiem. Market w Greyton ma miejsce między 9, a 12 w każdą sobotę. Można na nim zjeść śniadanie czy wczesny lunch albo napić się kawy. W przeciwieństwie do niektórych małych miasteczek jest spora różnorodność więc wegetarianie czy osoby o innych preferencjach żywieniowych powinny znaleźć coś dla siebie.

Na markecie można też kupić różne produkty żywnościowe, biżuterię i ubrania. Nie ma żadnego konkretnego znanego produktu w Greyton, bo miasteczko słynie ze sztuki i bibelotów. W związku z tym właśnie te rzeczy można znaleźć na markecie, łącznie z różnymi drogimi rzeźbami czy obrazami lokalnych artystów.

Czekolada Von Geusau

Jeden z najbardziej znanych sklepów w Greyton to sklep z czekoladą Von Geusau. Założyciel pracuje z importowaną czekoladą belgijską w przeciwieństwie do wielu lokalnych marek, które robią czekoladę z ziaren kakaowca sprowadzanych z innych krajów afrykańskich. Firma jednak wplata smaki RPA do swoich limitowanych i nielimitowanych serii. Dla przykładu, kiedy ostatnio tam byłam, była seria z lokalną surykatką wyrytą w czekoladzie o smaku lokalnej roślinności fynbos, a także “herbaty rooibos”.

Czekolada jest rzeczywiście bardzo dobra, a każda tabliczka z serii standardowej ma ręcznie wypisany smak. Można znaleźć tam czekoladę gorzką, mleczną i białą o standardowych smakach, ale i o smakach takich jak masala chai, herbata Earl Grey czy crème brûlée. Moimi największymi faworytami są ich czekolady gorzkie Earl Grey i miętowa, ale zachęcam do kupowania i próbowania najróżniejszych smaków. Sklep oferuje też trufle, czekoladki, fudge (trochę jak krówka) i inne słodkości oraz bibeloty.

Sanktuaria zwierząt i konie na wolności

Greyton ma dwa sanktuaria zwierząt, Greyton Farm Animal Sanctuary i Ears Donkey Sanctuary. Pierwsze sanktuarium ma różne ratowane zwierzęta rolne takie jak świnie, kury czy owce, a drugie specjalizuje się w ratowanych osłach. Do obydwu miejsc należy się umawiać z wyprzedzeniam, nie można sobie tak po prostu przyjechać. Dane kontaktowe można znaleźć na stronach internetowych.

Podczas spaceru w Greyton można również zobaczyć konie na wolności. Zwierzęta są pod opieką organizacji, która je karmi, czyści i daje im schronienie, jeśli leje lub są niebezpieczne warunki pogodowe. Większość czasu konie spędzają na terenach zielonych miasteczka podjadając trawę, biegając i bawiąc się. Nam ostatnim razem trafił się dom z widokiem na miejsce, gdzie konie lubią przebywać.

Rezerwat przyrody w Greyton

Greyton ma także wspaniały rezerwat przyrody, Greyton Nature Reserve. Można wybrać się tam na spacer samemu albo zapłacić przewodnikowi. To drugie polecam zwłaszcza turystom, bo lokalny przewodnik opowie o smaczkach, o których na pewno nie wiedzą. Należy zawsze trzymać się szlaku i warto albo mieć ze soba mapę na Google Maps albo poprosić o nią w punkcie informacji turystycznej.

Jest wiele różnych szlaków od kilkugodzinnych do kilkudniowych, więc warto wybrać trasę z wyprzedzeniem. Po drodze można zobaczyć można dużo lokalnych ptaków, kwiaty (są też specjalne kwiatowe spacery z przewodnikiem) i przepiękne widoki. Jak wszędzie w RPA należy uważać na dzikie zwierzęta, zwłaszcza pawiany i węże na trasie.

Lokalne piwo i wino

Jak wiele małych miasteczek Greyton produkuje też własne alkohole. Lokalne kraftowe piwo można wypić i kupić w The Old Potter’s Inn and Brewhouse, miejscówce, która jest również zabytkiem. Po wino z tych okolic należy wybrać się do Delphin Wines, miejsca, gdzie trzeba umówić się na degustacje wina i zakupy oraz trochę dalej do Swallow Hill Wine Estate, gdzie również trzeba umówić się na degustację wina.

Co warto wiedzieć przed podróżą

Nie polecam przyjeżdzać do małych miejscowości w RPA bez zabookowania zakwaterowania. Może odbywać się wydarzenie, o którym nie wiecie i wtedy klops, nie ma noclegu. Najlepiej jest korzystać z platformy Airbnb w celu rezerwowania zakwaterowania, jest ono dobrze opisane i o wiele rzeczy można dopytać. Warto pamiętać, że w małych miejscowościach i na farmach często miejsca, które reklamują się jako posiadające internet mają słabe połączenie. Jeśli potrzebny wam dobrze działający internet koniecznie dopytajcie o szybkość połączenia. Warto też dowiedzieć się czy i jakie są rozwiązania na planowe cięcia elektryczności, czyli loadshedding. W przypadku odwiedzanych atrakcji, sprawdźcie czy aby nie trzeba umówić się z wyprzedzeniem na wizytę.