RPA, Rosja i wojna w Ukrainie

Od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji w Ukrainie na skalę wcześniej nie znaną minął już dobrze ponad rok. RPA jednak dalej oficjalnie nie potępiło działań Rosji, zachowując, jak twierdzi, neutralność w tej sprawie. Dla przykładu konsekwentnie wstrzymuje się od głosu w głosowaniach ONZ dotyczących tego konfliktu zbrojnego. Czy RPA naprawdę nie potępia rosyjskich działań? Czy naprawdę nie widzi, kto tu jest agresorem? O co w tym wszystkim chodzi? Powody jak to w polityce bywa są skomplikowane i by zrozumieć oficjalne stanowisko RPA potrzebna jest znajomość szerszego kontekstu relacji południowoafrykańsko-rosyjskich.

Stara miłość nie rdzewieje

RPA i Rosja wydają się krajami tak od siebie oddalonymi, że ciężko wyobrazić sobie, że łączy je jakaś historia. A jednak! W 1960 roku partia aktualnie rządząca RPA, Afrykański Kongres Narodowy lub ANC, została zdelegalizowana w RPA. Wynikało to z tego, że jednym z jej głównych celów była walka z apartheidem i obalenie mniejszościowych rządów białych.

Aby kontynuować swoje działania ANC musiało znaleźć przyjaciół. ANC nie jest co prawda monolitem i przez lata wiele się zmieniło, ale w tamtym okresie część tej partii miała komunistyczne poglądy. Naturalnym sojusznikiem był więc Związek Radziecki, który najbardziej finansowo wsparł ANC w walce o władze, łącznie ze wsparciem militarnym. Inne państwa wspierały południowoafrykańską opozycję, ale ta pomoc ograniczała się do pomocy humanitarnej. Związek Radziecki natomiast kontynuował wsparcie, między innymi szkoląc Południowoafrykańczyków w walce, aż do momentu swojego rozpadu. W ZSRR szkolił się na przykład Chris Hani, zabity w głośnej sprawie przez naszego rodaka, Janusza Walusia.

ANC wie, że jest dziś partią rządzącą w RPA także ze względu na sowiecką pomoc w tamtych, wcale nie tak dawnych, czasach. Jest to dużą częścią powodu dlaczego RPA nie decyduje się na oficjalne potępienie Rosji jako agresora. Dodatkowo niektórzy politycy z tej partii uczęszczali na studia w Związku Radzieckim (np. były prezydent Thabo Mbeki) i ich pobyt tam w młodości dodaje nutkę sentymentalizmu ich decyzjom w sprawach Rosji. RPA nie jest także jedynym krajem, który z bardzo podobnych powodów historycznych utrzymuje pozycję “neutralności” względem Rosji. Tak samo zachowują się trzy inne kraje afrykańskie, Namibia, Angola i Mozambik.

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze

Po rozpadzie ZSRR RPA było pierwszym krajem afrykańskim, który uznał Rosję i kraje szybko nawiązały stosunki dyplomatyczne. Relacje między tymi krajami pozostawały ciepłe i ocieplały się dodatkowo wraz z przyjacielskimi wizytami prezydentów i dygnitarzy. Efektem tych działań było między innymi nawiązanie silnych relacji handlowych między dwoma państwami. Kulminacją był rok 2010, kiedy RPA, mocno wspierane przez Rosję, dołączyło do grupy krajów BRICS. BRICS jest sojuszem ekonomicznym, a jego nazwa jest akronimem – B jak Brazylia, R jak Rosja, I jak Indie, C jak Chiny i S jak South Africa, czyli angielska nazwa RPA.

Zaletami bycia krajem BRICS są głównie relacje handlowe i wsparcie gospodarcze. BRICS posiada również swój własny bank, który ma wzmocnić pozycję krajów członkowskich na arenie międzynarodowej. Zaangażowanie finansowe RPA w ten projekt szacuje się na 25 miliardów randów, które jest sumą dość sporą dla tego kraju. I ot, właśnie mamy kolejny powód dlaczego RPA nie chce wychylać się z oficjalnym potępieniem agresji Rosji na Ukrainę.

Zmiana zdania?

W związku z wydaniem nakazu aresztowania Putina wydanym przez Międzynarodowy Trybunał Karny pojawił się jednak pewien problem. Państwa BRICS spotykają się również na corocznym szczycie podobnym do G7. Tegoroczny szczyt BRICS będzie miał miejsce w RPA i planowo ma on odbyć się w Durbanie w sierpniu tego roku. Będzie to 15 takie spotkanie, a poprzednie trzy edycje ze względu na pandemię odbywały się online. Putin jako głowa państwa BRICS teoretycznie powinien się na tym szczycie pojawić osobiście.

By uniknąć bycia zmuszonym do aresztowania Putina prezydent RPA, Cyril Ramaphosa, niedawno oznajmił, że RPA planuje opuścić Międzynarodowy Trybunał Karny. Wbrew pozorom nie jest to pierwsza taka sytuacja, bo podobne plany RPA miało w związku z planowaną obecnością innego ściganego prezydenta, Omara El-Bashira z Sudanu w 2016 roku. RPA rozpoczęło nawet proces wycofania swojego uczestnictwa, ale ANC z niego zrezygnowało. Prezydent Rampahosa wypowiadając się w kwietniu na temat ponownego rozpoczęcia tego procesu wypowiedział się zatem niezgodnie z decyzją partii i został publicznie poprawiony. Pokazuje to zresztą sjakie prezydent ma relacje z partią, z której ramienia rządzi – coraz gorsze. Nawet gdyby RPA rzeczywiście oficjalnie opuściło Trybunał, to i tak byłoby zobowiązane do aresztowania Putina, bo wszystkie ustalenia obowiązują jeszcze przez 12 miesięcy od takiej decyzji.

1 maja 2023 rząd RPA oficjalnie oznajmił, że będzie zmuszony aresztować Putina, jeśli przybędzie na szczyt BRICS w sierpniu. Aktualnie trwają negocjacje, aby Putin wziął udział w szczycie online. Czy oznacza to zmianę pozycji rządu RPA w całej sprawie? Nie sądzę. Warto jednak wspomnieć, że wielu polityków nie popiera tej polityki “neutralności” ANC. Powtarzam pisanie tego terminu w cudzysłowiu, bo po pierwsze Rosja powinna być jednoznacznie potępiona, bo jasne jest kto jest agresorem, a po drugie nawet w czasie tej rzekomej neutralności RPA przeprowadziło morskie ćwiczenia wojenne z Rosja i Chinami u wybrzeży RPA w lutym tego roku za to zresztą było mocno krytykowane. Myślę, że najlepiej całe podejście do sprawy wyjaśnia wypowiedź Minister Stosunków i Współpracy Międzynarodowej (wcześniej otwarcie wypowiadającej się przeciw inwazji), Naledi Pandor, która powiedziała, że RPA nie zerwie długiej przyjaźni z Rosją, dlatego, że tak życzą sobie inni.

Różnica poglądów

Od samego początku agresji Rosji na Ukrainę, opozycyjna partia Sojusz Demokratyczny (DA), nawoływała do potępienia działań Rosji przez rząd RPA. Partia ta ma większość w rządzie regionalnym Prowincji Przylądkowej Zachodniej, czyli tu, gdzie jest Kapsztad. Burmistrz Kapsztadu, Geordin Hill-Lewis również głośno się w tej kwestii wypowiadał. Dla przykładu niezgodnie z rządowa polityka neutralności w marcu 2022 ratusz w Kapsztadzie podświetlono w kolorach flagi Ukrainy jako symbol solidarności. Zanim RPA oficjalnie zaczęło grozić Putinowi aresztowaniem w przypadku wizyty, lider partii DA w Prowincji Przylądkowej Zachodniej, Alan Winde mówił o tym, że jeśli Putin pojawi się w tej prowincji to zostanie aresztowany.
Po stronie Putina natiomiast w znacznie mocniejszy sposób niż “neutralne” ANC opowiada się inna partia opozycyjna, znana z kontrowersyjnych pogladów, EFF. Lider partii, Julius Malema, zapowiedział nawet, że ochroni Putina przed ewentualnym aresztowaniem w RPA xD

A co myśli typowy Południowoafrykańczyk? Zawsze powtarzam, że typowy Południowoafrykańczyk, myśli o Ukrainie i wojnie tam tyle, co typowy Ukrainiec czy Polak o zakończonej w zeszłym roku wojnie w Etiopii czy o nowo-rozpoczętej wojnie w Sudanie. To znaczy mało albo wcale. Takie jest moje zdanie po próbach rozmów na temat tego konfliktu z lokalsami, oczywiście poza takimi, którzy interesują się polityką. Moje doświadczenie nie pokrywa się z badaniami, według których 74,3% mieszkańców RPA i 74% osób głosujących na ANC potępia Rosję.

Ciężko przewidzieć, co będzie dalej. Ponieważ RPA mimo wszystko jest bardziej finansowo związane z Zachodem, w związku z umowami handlowymi, ale i turystyką, to podejrzewam, że kraj będzie grał na dwa fronty dopóki będzie mógł. Nie jestem jednak ani wróżką, ani specjalistką, tylko typiarą, która interesuje się polityką i krajem, w którym żyje. Pytajcie i komentujcie! No i przesyłajcie ten post dalej, bo włożyłam w niego dużo pracy.

Źródła

Poza już podlinkowanymi źródłami korzystałam z poniższych artykułów przy pisaniu tego posta, głównie w celu przypomnienia sobie dokładnych dat wydarzeń i odświeżeniu wiedzy:

Reklamy z RPA

Na Instagramie blondynka_w_kairze rozpoczęła trend wstawiania reklam z krajów zamieszkania. Sama na Instagramie dodałam o tym stories, które sprawiło, że zrozumiałam, że tam nie ma miejsca ich porządnie wytłumaczyć. Wcześniej nie zdałam sobie sprawy, ile kodowania kulturowego jest w reklamach, ale teraz widzę, że naprawdę dużo. W związku z tym postanowiłam poszerzyć temat tym o to postem.

Słowo wstępu – co w reklamie w RPA można, a czego nie

Każdy kraj ma oczywiście prawodawstwo dotyczące tego, co można, a czego nie można reklamować. W RPA można reklamować wszystkie legalne produkty poza papierosami i innymi wyrobami tytoniowymi. Reklamy są jednak w różny sposób ograniczane tak by służyły szerokorozumianemu dobru społecznemu. Ogólne zasady są zdroworozsądkowe czyli np. nie wolno wzmacniać stereotypów czy szerzyć dyskryminacji.

Jest też lista produktów kontrolowanych – dla przykłady usługi medyczne czy produkty medyczne nie mogą rozpowszechniać fałszywych informacji czy naginać prawdy, tak samo jak reklamy niezdrowych produktów żywnościowych. Na liście tych produktów jest też alkohol, który co prawda można reklamować, ale trzeba zaznaczyć, że to produkt dla osób pełnoletnich i należy spożywać go z rozsądkiem. Nie może też promować rzekomej niezbędności alkoholu do sukcesu życiowego w żadnej sferze. Najbardziej ustawodawstwo chroni dzieci i jest zakaz targetowania produktów niezdrowych (typu napoje gazowane czy czipsy) do dzieci w wieku poniżej 12 lat, zniechęcanie do targetowanie tej grupy wiekowej i ogólnego wyzysku faktu, że dzieci są łatwowierne.

Wrażenia ogólne na temat reklam w RPA

Czy reklamy z RPA czymś się wyróżniają? W porównaniu z reklamami, które znam np. z Polski jest dużo więcej reklam usług finansowych, co wynika z dużego skupienia się społeczeństwa na finansach zarówno ze strony osób, które mają i te niemające zasobów finansowych. Jest też sporo kampanii społecznych sponsorowanych przez rząd typu informowanie o szkodliwości jazdy po pijaku, zachęcanie do stosowania antykoncepcji w celu zapobiegania nastoletnim ciążom czy kampanii o powodach cukrzycy. Przyznam jednak, że telewizji w ogóle nie oglądam, więc reklamy widzę praktycznie tylko w mediach społecznościowych i w kinie.

Reklamy Nando’s

Oczywiście w RPA jest masa różnych mniej i bardziej zabawnych czy pomysłowych reklam. Chyba najbardziej znaną marką w tej kwestii jest jednak Nando’s. Nando’s to południowoafrykańska, choć dziś obecna w wielu krajach, sieć restauracji fast food sprzedających kurczaki w stylu portugalskim. Ich znakiem rozpoznawczym są kontrowersyjne, choć często zabawne reklamy. Z punktu widzenia wiedzy na temat RPA kryje się w nich cała masa informacji na temat spraw społecznych RPA.

REKLAMA O OBCOKRAJOWCACH

W tej reklamie głównym żartem jest ksenofobia w RPA. Czasem można usłyszeć, że ktoś zwala winę niemal za wszystkie problemy na obcokrajowców w tym kraju. Co więcej jest to temat, który chętnie podchwytują też niektórzy politycy, wiedząc, że łatwo w ten sposób przypodobać szerszej publiczności.

Kwestia tego, w którym momencie ktoś staje się “prawdziwym mieszkańcem RPA” jest oczywiście skomplikowana, bo wielu “obcokrajowów” to już któreś pokolenie. Co więcej, jak sugeruje reklama, bez obcokrajowców byłoby w RPA raczej ciężko, biorąc pod uwagę jak dużą rolę odgrywają w działaniu kraju.

REKLAMA NA DO WIDZENIA ROKU 2020

Jak zapewne pamiętacie rok 2020 był raczej do dupy. W związku z tym Nando’s wypuściło o tym reklamę pod koniec roku. Jest tu masa gier słownych więc wyłapię wam kilka.

Zacznijmy od tytułu “Karens by candlelight” to połączenie głupiej osoby z netu, czyli Karen, takiej polskiej Karyny i częstej nazwy kolędowania “Carols by candlelight”. Carol to po angielsku nie tylko kolęda, ale także imię żeńskie, a w liczbie mnogiej mamy “Carols”, które wymieniono na “Karens”.

‘Tsek 2020 widoczny na koszulkach kolędników to skrót od słowa “voetsek”, czyli “wypad!”. Swojego czasu na południowoafrykańskim Twitterze furorę robił #voetsekmeghan, w reakcji na Meghan Markle, która źle wypowiadała się na temat RPA po wizycie w tym kraju z mężem i synem.

Na bombkach w reklamie natomiast widać napis “gatvol 2020”, czyli najłatwiej przetłumaczyć jako znienawidzony 2020. Kiedy mówimy, że ktoś jest gatvol w stosunku do czegoś to znaczy, że ma tego całkiem dość.

To tylko kilka kwiatków, ale słowa tej mało pokrzepiającej piosenki świątecznej na nutę Jingle Bells będą ogólnie zrozumiałe dla osób mówiących po angielsku.

PANOWIE PARKINGOWI

Panowie parkingowi to w RPA prawdziwa zmora. Niezależnie od tego, gdzie zaparkujecie, niemal na bank, ktoś was będzie zaczepiał i prosił o pieniądze za popilnowanie samochodu. Zjawisko co prawda jest również znane w Polsce, ale skala jest w żaden sposób nie do porównania. No i stąd właśnie ten żart w reklamie, że chociaż nie wiem jak bardzo byście nie próbowali dojść do samochodu bez interakcji, to się po prostu nie uda, bo ci atleci was dopadną.

Oczywiście obecność panów parkingowych może być irytująca dla osób parkujących, ale z drugiej strony obecność panów parkingowych faktycznie może zwiększyć bezpieczeństwo okolicy. Można też docenić ich przedsiębiorczość w kraju, gdzie naprawdę ciężko o pracę.

MZANSIPOLI

Mzansipoli to chyba najintensywniejsze reklama Nando’s do interpretacji i wszystkiego na pewno wam nie ogarnę, bo można by napisać o tym esej. Zacznijmy od tego, że Mzansi to jest często używana nazwa RPA, a gra oczywiście nawiązuje do planszówki Monopolu (po angielsku Monopoly). Aby obejrzeć reklamę musicie wejść na YouTube, bo taki są ustawienia konta, które je załadowało.

Reklama zaczyna się zapowiedzią gry Mzansopoli, czyli gry “przetrwania, korupcji i dezorientacji”. Dziecko dostaje pionek Token Asian – Token i tu przynależność do grupy to takie brzydkie określenie, że niby np. ktoś zaprasza kogoś na wesele kogo dobrze nie zna, żeby mieć token black friend, czyli tego jednego czarnego przyjaciela, żeby pokazać, że jakoś tam ma otwartą głowę.

Slogan “odzyskiwanie ziem to odzyskiwanie zabawy”, nawiązuje i do monopolu no bo tam chodzi o nieruchomości i do bardzo upolitycznionej kwestii posiadania i ewentualnego przymusowego oddawania ziem przez białych farmerów, aby pomóc wyrównać nierówności rasowe. Kiedy mama ma pójść do więzienia, okazuje się, że nie musi, bo ma… biały przywilej. Biały przywilej to szeroki koncept, ale odnosi się ogólnie do tego, że białym ludziom wciąż można więcej.

Ostatni fragment, który wyjaśnię to gdy dziecko wyciąga kartę “Rasistowski sąsiad przeprowadza się do Oranji”, a ojciec mówi w afrikaans “Do zobaczenia, ziomek!”. Oranja to miateczko, gdzie żyją praktycznie wyłącznie biali Afrykanerzy wyznający kalwinizm. Aby tam zamieszkać, trzeba złożyć aplikację. Choć jest to niezgodne z prawem RPA, kraj ma większe problemy i politycy ignorują istnienie miasteczka. Istnieje ono za to jako odniesienie w popkulturze. O black tax, czyli kolejnej wyciągniętej karcie możecie przeczytać w innym poście.

REKLAMA Z OKAZJI RAMADANU

Ponieważ akurat mamy Ramadan, przypomnę jeszcze starą reklamę Nandos z okazji Ramadanu. Na video mężczyzna czeka na Zachód Słońca, czyli na zakończenie postu, aby wbić zęby w swojego kurczaka Nandos. W tle widać Dubaj, gdyby ktoś nie załapał, że jest muzułmaninem i co się dzieje. Na koniec Nandos życzy klientom udanego Ramadanu (Ramadan kareem!).

RPA jest krajem wieloreligijnym i marki często życzom klientom wyznającym judaizm, islam i chrześcijaństwo udanych świąt religijnych. Choć oczywiście Nandos robi to w swoim stylu.

KONTROWERSJE

Oczywiście reklamy Nandos są też często uznawane za kontrowersyjne. Reklama o obcokrajowcach (numer 1 z tego zestawienia) została zdjęta z anteny i uznana za potencjalnie krzewiącą ksenofobię. Marka wielokrotnie miała problemy, a ich reklam zabraniano, choć szczerze mówiąc jedynie im to przynosiło popularności (jak reklama o ostatnim dyktatorze). Mimo to słynie właśnie z takich reklam, które z punktu widzenia społecznego są bardzo ciekawe do analizy z tymi wszystkimi lokalnymi smaczkami.

Czy oglądacie jeszcze reklamy? Jakie najbardziej lubicie? Macie jakieś pytania, co do reklam, które dziś przedstawiłam czy ogólnie reklam w RPA? Dajcie znać w komentarzach.

Load shedding, czyli planowe przerwy w dostawie prądu

Kiedy piszę do was te słowa, właśnie jestem w planowym bloku w przerwie dostawy prądu i nie mam światła. Mam jednak internet i inne udogodnienia, dzięki naszemu systemowi radzenia sobie z tym zjawiskiem. Dziś dowiecie się co to jest load shedding, na czym polega, skąd się wziął i czy się kiedyś skończy.

Co to jest load shedding?

Load shedding ma miejsce gdy zapotrzebowanie na elektryczność (load), nie może zostać zaspokojone produkowaną liczbą elektryczności. Taka sytuacja jest niebezpieczna dla sytuacji energetycznej kraju i mogłaby doprowadzić do pełnego blackoutu. Naprawienie szkód spowodowanych przez taki blackout trwałoby kilka dni.

Aby uniknąć pełnego blackoutu sztucznie zmniejsza się (shed – zrzurzić, stracić) zapotrzebowanie na elektryczność (load), w planowany sposób wyłączając elektryczność w danych obszarach na określony okres czasu zazwyczaj w dwugodzinnym bloku. W ten sposób osoby korzystające z prądu dalej mogą z niego korzystać przez większość czasu.

Jak load shedding wygląda w praktyce?

Po pierwsze load shedding nie ma miejsca cały czas. Jest ogłaszany w mediach i oczywiście ludzie też się o nim informują. Zdarza on się raz częściej raz rzadziej, czyli bywa kilka tygodni czy miesięcy bez niego, a bywa tak, że jest codziennie. Load shedding ma też różne poziomy (stages) – im wyższy poziom, tym więcej dwugodzinnych bloków bez elektryczności w ciągu doby. Kapsztad ma zawsze jeden poziom niżej niż reszta kraju, bo miasto ma to lepiej ogarnięte.

Dodatkowo miasta i miejscowości są podzielone na strefy. Każdy musi sobie sprawdzić w jakiej znajduje się strefie. Jak już człowiek zna strefę, to może spojrzeć na rozpiskę tego, kiedy w jego strefie nie będzie elektryczności. Dla przykładu, jesteśmy na poziomie 3 load shedding i elektryczność będzie wyłączana trzy razy dziennie, sprawdzamy na rozpisce kiedy stanie się to w naszej strefie i możemy planować sobie życie.

Na szczęście już kilka lat temu pojawiła się aplikacja na telefon o nazwie EskomSePush, która ma wszystko obcykane. Wystarczy wpisać swoją dzielnicę, żeby zobaczyć w jakich godzinach nie będzie elektryczności. Swoją drogą nazwa tej apki to gra słowna na wulgarnym wyrażeniu afrikaans “jou ma se poes”… czyli wagina twojej matki. To wyrażenie używa się, by powiedzieć komuś, że bredzi albo, żeby spadał na drzewo. Samo “se poes” to czyjaś wagina, a w przypadku tej apki wagina Eskomu, czyli firmy odpowiedzialnej za elektryczność w RPA. Co prawda zmienili na “se push”, ale i tak wszyscy wiedzą o co chodzi.

Czy z tym load shedding da się żyć?

Ogólnie, jeśli się ma trochę pieniędzy, żeby zainwestować w ulepszenia to tak. Można sobie nakupować latarek, świateł na baterie, baterii do telefonu czy komputera, UPS podtrzymujący internet przy życiu, kuchenkę gazową itd. My możemy gotować, pracować i mamy rozrywkę na urządzeniach na baterie. W przypadku dużego biznesu ze sporym budżetem ludzie po prostu instalują generatory i całe biuro działa jak ta lala.

Oczywiście jest to jednak upierdliwe. Generatory są drogie, a takie co zaczynają się od dwóch tysięcy złotych wytrzymają jedynie godzinę. Ponieważ load shedding nie dzieje się cały czas, nie znam nikogo “prywatnego”, kto postanowił w nie zainwestować. Trzeba pamiętać, że gdy nie ma elektryczności pada wam więc lodówka czy zamrażarka. Nie można wysuszyć włosów, wydepilować nóg czy oglądać telewizji. Nawet jak się ma latarki czy światła na baterie, to i tak nie to samo, co normalne oświetlenie. No i zawsze trzeba zaplanować ładowanie, bo się można obudzić z ręką w nocniku.

Reels o tym, jak radzimy sobie z load shedding

I to co wyżej napisałam, to są problemy osób uprzywilejowanych, bo jakieś 50% społeczeństwa w ogóle sobie nie może pozwolić na żadny ekwipunek pomocowy. Jak elektryczności nie ma to nic nie mogą z tym zrobić. Do tego wyłączanie i włączanie oczywiście destabilizuje instalacje, tam gdzie są one mniej doglądane, nie wytrzymują. W związku z tym elektryczności często nie ma dłużej, niż wskazywałby na to dwugodzinny blok. Czasem coś się może zepsuć od skoków napięcia, a wiadomo, że im człowiek ma mniej pieniędzy tym bardziej to w niego uderza.

Oczywiście bardzo też cierpią małe biznesy. W czasie load shedding nie działają terminale kart, więc nagle ludzie muszą wyczarować gotówkę albo nie skorzystać z usługi. Bez elektryczności nie działają różne maszyny, komputery i tym podobne. Nie można użyć ekspresu do kawy czy kuchenki elektrycznej… W związku z tym klienci chętniej chodzą w miejsca, które operują także w czasie load shedding. Często są to duże sieci, które było stać na generatory i inne systemy pomocowe.

Dlaczego jest ten cały load shedding i co dalej?

Takie rzeczy nie biorą się znikąd, więc składa się na nie dużo składników – stare elektrownie na węgiel, brak odpowiedniej konserwacji elektrowni, opóźnienia w budowaniu nowych elektrowni, długi Eskomu wynikające z błędów w zarządzaniu i głębokiej korupcji w tej spółce państwowej, agresywna urbanizacja i wzrost potrzeb społeczeństwa. Jest to dość wybuchowa mieszanka, bo potrzeby rosną, a możliwości elektrowni maleją.

Oczywiście są plany wybudowania większej ilości elektrowni czy napraw, ale to wszystko trwa. Ze względu na przestarzały sprzęt co chwila się coś psuje. Jak się psuje to jest load shedding, jak jest load shedding to Eskom zarabia mniej, a musi wydać pieniądze na naprawy. Eskom pieniędzy często nie ma również dlatego, że są kradzione przez jego personel na wysokich szczeblach. Rząd ciągle im pomaga, ale jakoś sytuacja się nie poprawia. W związku z tym zaproponowano podwyżki cen, ale pomyślcie, co o tym myśli społeczeństwo, które na tej elektryczności nie może polegać.

Podobno teraz wymyślili jakieś rozwiązanie, które trochę społeczeństwu ulży… choć nie palą się by tłumaczyć dokładnie jakie. Wiadomo tyle, że problemem trzeba się było zająć dwadzieścia lat temu i to właśnie brak zapobiegania problemowi doprowadzić do takiej, a nie innej sytuacji. Pożyjemy zobaczymy. Load shedding towarzyszył mi przez większość życia w RPA, a po raz pierwszy pojawił się w roku 2008. Kapsztad ogólnie lepiej to ogarnia i już teraz ma plany niezależne od planów państwowych, żeby jeszcze bardziej się uniezależnić.


Wielki RPAński przypał z tłumaczem migowym

Od pewnego czasu RPA przymierza się do przyjęcia języka migowego jako 12 oficjalnego języka. Zabieg ten ma zwiększyć dostęp osób niesłyszących i niedosłyszących do informacji, ale także umożliwić im np. zdawanie testów na prawo jazdy. To świetny pomysł, choć ja pozostanę sceptyczna jak zostanie wprowadzony w praktyce.

RPA ma 11 oficjalnych języków i teoretycznie wszystkie druczki w urzędach czy inne oficjalne komunikaty powinny być w 11 językach. Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że w praktyce w urzędach widzi się trzy najpopularniejsze języki prowincji. Czas pokaże więc, czy ta zmiana rzceywiście ułatwi życie osób niesłyszących.

Dzisiaj jednak nie o tym będzie! Ciężko bowiem na tę wiadomość związaną z językiem migowym nie przypomnieć sobie olbrzymiej wpadki RPA na arenie międzynarodowej, gdy osoba najprawdopodobniej podająca się za tłumacza języka migowego wykonywała tę rolę podczas uroczystości związanych ze śmiercią byłego prezydenta RPA, Nelsona Mandeli.

Skrót wydarzeń

Mimo że śmierć Nelsona Mandeli nie była nieoczekiwana, gdy zmarł 5 grudnia 2013 cały kraj pogrążył się w żałobie. Za walkę z apartheidem były prezydent RPA spędził 27 lat w więzieniu na wyspie Robben Island niedaleko Kapsztadu. Gdy w końcu go wypuszczono szybko został liderem partii ANC, a cztery lata później prezydentem kraju. Mandela był międzynarodowym symbolem walki o wolność, ale i wybaczenia dawnych krzywd. W 1993 roku został uhonorowany Nagrodą Nobla.

Po jego śmierci na liczne obchody i uroczystości zapraszano znanych polityków i gwiazdy z całego świata. Mężczyzna najprawdopodobniej podający się za tłumacza języka migowego tłumaczył przez 4 GODZINY podczas jednej z największych uroczystości wiele osób, w tym między innymi ówczesnego prezydenta USA, Baracka Obamę. Szybko stało się jasne, że mężczyzna jedynie udaje tłumaczenie, bo już podczas uroczystości, pierwsza niesłysząca południowoafrykańska posłanka, Wilma Newhoudt-Druchen, napisała na Twitterze, że ta osoba to oszust. Media społecznościowe zapełniły się podobnymi opiniami od oburzonych osób niesłyszących.

Ponieważ uroczystość ta była transmitowana na całym świecie, szybko wybuchnął skandal. Osoby niesłyszące w innych krajach nic nie rozumiały z obchodów, bo wszystko, co przekazywałam im tłumacz było nonsensem. Podobno nie znał najprostszych słów takich jak “dziękuję” i “RPA”, a także na jego twarzy nie było żadnej mimiki, która jest podstawą języka migowego. Myślę, że nawet, gdy osoba nie znająca języka migowego przyjrzy się temu nagraniu zobaczy, że coś jest nie tak:

Niezły przypał, c’nie? Pierwszy poziom tej wpadki to oczywiście to, że tysiące niesłyszących osób na całym świecie nie zrozumiało ceremonii. Pomyślcie jednak o tym, jak wielkie to było zagrożenie pod względem bezpieczeństwa jeśli jakaś osoba podaje się za tłumacza i stoi obok najważniejszych polityków areny narodowej i międzynarodowej. Tylko czy ten mężczyzna rzeczywiście był oszustem?

Co się tam w ogóle stało?

Na to pytanie nie odpowie wam nikt, mimo że mamy rok 2022, a sytuacja miała miejsce w 2013. Poniżej podsumowuję wszystko to, co wykopałam w internecie.

Możnaby założyć, że rząd się będzie kajał i że ktoś weźmie za to wszystko odpowiedzialność. Tak jednak nie było. Początkowo rząd jedynie ogłosił, że jest świadomy całej sytuacji i przyjrzy się temu, co się stało, oczywiście w swoim czasie. Najpierw więc zaczął tłumaczyć się sprawca całego zamieszania, zidentyfikowany jako Thamsanqa Jantjie. Powiedział, że tłumaczem języka migowego jest od wielu lat i nikt nigdy nie miał mu nic do zarzucenia. To nieprawda, bo został uprzednio zwolniony dyscyplinarnie z wykonywania obowiązków. Skarżono się na niego już wcześniej np. podczas tłumaczeń teraz już byłego prezydenta RPA Zumy. Jest nawet nagranie, na którym tłumaczy pytanie: “Nelson Mandela jest w bardzo chory, a prezydent Obama planuje wizytę. Czy powinien ja odwołać?” przetłumaczył jako “Toaleta! Toaleta! Unia! Czoło!”. To, że coś było nie tak z tłumaczeniem podczas ceremonii upamiętniającej Mandelę zwala jednak na atak schizofrenii.

Najpiękniejsze kwiatki w całej aferze pochodzą jednak od ówczesnej wiceminister do spraw kobiet, dzieci i niepełnosprawnych, Hendrietty Bogopane-Zulu. Ta Pani wypowiedziała się dzień po tłumaczu. Przyznała się do jakiegoś tam błędu, mówiąc, że firma SA Interpreters, dla której pracował tłumacz, rzeczywiście nie ma najlepszej reputacji (a do tego zapadła się pod ziemię po tym wydarzeniu), a tłumacz miał dość niską stawkę. Przy tym wszystkim jednak lawirowała w tłumaczeniach tak, że Morawiecki może się przy niej schować. Oto te, które na zawsze zostały w moim sercu:

  • “To było złe. Czy było oszustwem? Nie. Czy on jest przeszkolony? Ma tylko wstęp do szkolenia, jak wielu mieszkańców RPA.”
  • Zapytana czy ktokolwiek zrozumiał tłumacza: “Znajdziemy kogoś, kto go rozumie, kto poprosił go o wykonanie tego zadania, ale nie zrobimy tego teraz.”
  • Twierdząc, że południowoafrykański język migowy ma ponad 100 dialektów i nikt nie jest zrozumiany przez wszystkich dodała: “Jeśli nic nie przegapiłam, nie uważam, że jako kraj powinniśmy mówić, że się wstydzimy. Kwestia języka migowego zawsze zależała od tego, gdzie żyjesz, do jakiej chodzisz szkoły i w jakim języku mówisz.”
  • “Czy zostanie zaproszony do tłumaczenia na dużych imprezach w przyszłości? Nie moją rolą jest tutaj powiedzieć tak lub nie.”

Czyli podsumowując nic się nie stało! Rzeczywiście, jeśli się poczyta o języku migowym, to można się dowiedzieć, ż np. amerykański i brytyjski maja zaledwie 30% takich samych znaków. Oburzenie ludzi niesłyszących na całym świecie, którzy nie zrozumieli niczego i czuli się obrażeni tłumaczeniem, które w ich mniemaniu było oszustwem, chyba jednak o czymś świadczy. Zanim dowiecie się więcej zapraszam na chwilę relaksu.

Ciutka humoru

Wpadka była mocno żenująca, a tłumaczenia mało przekonujące, co oznacza, że dała wielkie pole do popisu memiarzom. Oto kilka z memów produkowanych w tym okresie na potęgę:

Tam poniżej jest karuzela, musicie sobie klikać strzałki!

No i oczywiście każdy szanujący się komik z RPA musiał uwzględnić tę wtopę w swoim materiale, tutaj fragment występu Trevora Noah (temat wałkuje bezpośrednio od początku do 6:16 :D):

Co było dalej?

W sumie nic. Ludzie jeszcze chwilę się burzyli, bo jeśli ten tłumacz trafił na to wydarzenie to być może tłumaczył też w sądzie? Dodatkowo na światło dzienne wyszły różne przestępstwa, o które tłumacz oskarżany był w przeszłości. Niestety nie wiadomo co dalej się stało z zarzutami, bo odpowiednie dokumenty poznikały. Wiadomo za to, że kilka dni po całym wydarzeniu, tłumacz trafił do szpitala psychiatrycznego.

Po wylewie wiadomości na temat tej sprawy, do końca grudnia 2013 wszystko ucichło. Rok Jantjie później pojawił się w izraelskiej reklamie śmiejącej się z całej sytuacji mocno krytykowanej przez osoby ze społeczności osób niesłyszących oraz dalej twierdził, że nie zrobił nic złego. W 2019 podejrzewano, że pojawił się w dziwnym wideo tańczącego oficera marynarki, ale szybko zdementowano te plotki.

Czy dalej pracuje w zawodzie? Czy był oszustem czy chorym człowiekiem? Kto był odpowiedzialny za zatrudnienie go? Niestety nie wiadomo, choć wskazywano na to, że Thamsanqa Jantjie pewne powiązania z partia rządzącą w RPA od 1994 roku, ANC, partia zaprzeczała tym doniesieniom.

8 rzeczy, które irytują imigrantów w życiu w RPA

RPA nie jest najłatwiejszym krajem do życia. Jest więc wiele rzeczy, które irytują przybywających tu imigrantów. Dziś opowiem wam o 8 najważniejszych. Pamiętajcie, że człowiek się do wszystkiego może przyzwyczaić i nie ma miejsc idealnych. Chodzi o to, żeby żyć w takim miejscu, które pasuje nam. A mi RPA pasuje bardziej niż Polska.

Trzeba też pamiętać, że ja opowiadam o perspektywie człowieka z kraju “Zachodniego” (ten cudzysłów jest bardzo potrzebny jak się to piszę będąc z Polski, ale dobra). Dla wielu osób przeprowadzających się do RPA z innych krajów, gdzie żyje się gorzej, poza bezpieczeństwem te kwestie są znane, a nawet w RPA mniej dokuczliwe.

1. Bezpieczeństwo

Jak już mówiłam w poście o bezpieczeństwie dla turystów jest tu spoko na dwa czy trzy tygodnie. Jednak przy mieszkaniu w RPA bezpieczeństwo to kwestia numer jeden. Mieszkając w dużym mieście, gdzie nie ukrywajmy większość imigrantów mieszka, trzeba liczyć się z wieloma ograniczeniami.

Dom powinien być zabezpieczony podobnie jak domy sąsiadów. W zależności od miejsca, zabezpieczenia mogą obejmować kraty w oknach, ogrodzenia elektryczne, kamery, prywatną firmę ochroniarską, wysokie płoty czy nawet altanę z kratami. Mieszkania tak samo. Dodatkowo popularne są grupy sąsiedzkie, gdzie ludzie informują się o najnowszych przestępstwach i wspólnie pracują nad swoją paranoją w tym temacie.

Poza tym trzeba wiedzieć, w jakiej okolicy się znajdujemy. Tam, gdzie jest większa przestępczość należy na siebie dużo bardziej uważać. Ogólnie poza miejscówkami na wyjścia wieczorne raczej nie chodzi się po zmroku. Nawet w ciągu dnia człowiek też dwa razy pomyśli zanim wejdzie w pustą, wąską uliczkę.

Jak żyć? Na autopilocie. W Polsce przyzwyczajamy się np. do tego, żeby szukać kosza na śmieci pod zlewem. Nikt o tym nie myśli, ba, to zwyczaj, od którego za granicą trzeba się długo odzwyczajać. Tak samo człowiek automatyzuje inne zachowania i nawet o tym nie myśli.

2. Loadshedding

Za tą tajemniczą nazwą kryją się planowe cięcia w dostawie prądu. Loadshedding ma różne poziomy, a od poziomu zależy, ile razy w ciągu dnia zostanie wyłączona elektryczność. Okienko na wyłączenie elektryczności to zazwyczaj 1,5 godziny do 2 godzin. Każda strefa wie, kiedy elektryczność zostanie wyłączona, można się przygotować.

Loadshedding jest uciążliwy, bo trzeba pamiętać o ty, żeby zawsze mieć wszystko naładowane. Urządzenia powinno się wyłączyć samemu, zanim loadshedding nadejdzie, ale łatwo zapomnieć. Niestety czasem coś się może zepsuć przez to włączanie i wyłączanie. Nam raz poszedł się j*bać telewizor :/ Loadshedding przychodzi i odchodzi, zmienia poziomy, raz jest lepiej, raz gorzej. Tak średnio jest to kilka dnia na dwa-trzy miesiące.

Czy można to przetrwać? Loadshedding, jak wszystko, najbardziej uderza w osoby bez pieniędzy. Gdy się pieniądze ma (normalne, typu klasa średnia), można się zabezpieczyć. Inwestuje się w powerbanki do telefonu, do laptopa, UPS podłączony do modemu zapewnia internet podczas cięć. Niestety dużo ludzi zamiast szukać rozwiązań woli marudzić i być wiecznie zaskoczonym. Tak już marudzą od 10 lat, bo od tylu loadshedding jest stałym punktem programu życia w RPA.

3. Wizy

Wizy to koszmar każdego imigranta. Nie ma znaczenie czy jesteś ekspatem, który przyjeżdża z super duper umiejętnościami czy kimś zupełnie innym, jeśli nie masz opcji złożenia papierów w ambasadzie ten temat Cię dopadnie. Co za problem składać papiery w ambasadzie? Ambasady nie są obcykane z wieloma typami wiz. Poza tym dochodzi koszt lotu i czas czekania poza granicami RPA, nawet kilka tygodni. Nie każdy może sobie na to pozwolić.

Imigrantom zostaje więc niesławny urząd imigracyjny, czyli Home Affairs. Oczekiwanie na wizy potrafi trwać miesiącami, a nawet latami. Stały pobyt to także prawdziwa odyseja, a obywatelstwo w tej chwili to już w ogóle zapomnij. Na spotkaniach imigrantów ludzie marudzą na wizy i lubują się w opowiadaniu strasznych historii. Tych ostatnich jest sporo, bo urząd często odrzuca podania, w których wszystko gra.

4. Słaby rynek pracy

Kiedy człowiek się gdzieś zadomawia, chciałby się też spełniać zawodowo. Niestety rynek pracy w RPA jest słaby, bo jest olbrzymie bezrobocie. Oczywiście wszystko zależy od branży, bo nie znam żadnego dewelopera, który marudzi. Ogólnie rzecz biorąc czy marketing, czy tłumaczenia czy zasoby ludzkie, ludzie mówią, że mało opcji. Jak się złapie pracę, która opłaca ubezpieczenie medyczne, plan emerytalny i jeszcze daje jakieś inne fajne benefity to ciężko ją zmienić, nawet jeśli jej nienawidzicie. A jak was zwolnią? No to wtedy ciężko znaleźć coś innego sensownego.

Dodatkowo obcokrajowców na wizach (w tym małżonków obywateli) nikt nie chce zatrudniać, bo na wizy czeka się długo i ogólnie sporo zachodu z tym wszystkim. Poza tym rynek lubi osoby z krajów anglojęzycznych do prac innych niż językowe/w turystyce. Nie ma znaczenia jak dobrze mówicie. To moim zdaniem jest większy trend, bo podobne zachowania widzę w stosunku do ludzi z RPA, dla których angielski nie jest pierwszym językiem.

5. Biurokracja

Wizy i problemu okołowizowe wpisują się w większy trend okropnej RPAńskiej biurokracji. RPA ma piękne prawodawstwo, które w teorii sprawia, że wszystko jest cacy, ale w praktyce kreuje masę problemów i opóźnień. Załatwienie czegokolwiek oznacza bardzo długie kolejki i czasami miesiące absurdów.

Obcokrajowcy mają jeszcze gorzej. Wiele urzędów określa warunki uzyskania danego dokumentu np. prawa jazdy czy załatwienia czegoś, dla dwóch najpopularniejszych wiz – studenckiej i pracowniczej. W związku z tym osoby na innych wizach muszą się strasznie gimnastykować, żeby coś załatwić. Nie pomaga ogólny strach przed obcokrajowcem, że coś chachmęci, bo może w kraju jest nielegalnie albo kradnie i potem będą kłopoty? Lepiej odesłać go z kwitkiem.

6. Podejście do zwierząt

Ten temat jest bardzo złożony. Myślę, że łatwo sobie przyjechać z Anglii i oceniać, jak tu wielu ludzi traktuje zwierzęta. Niestety często ludziom żyje się tragicznie i trudno oczekiwać, żeby mieli empatię dla bezdomnych zwierząt. Upadlające warunki życia upadlają człowieka. Łatwo sobie mówić, że my byśmy byli inni, ale sądzę, że to tylko myślenie życzeniowe.

Poza tym w RPA bardzo widać, że gdy ludzie mają pieniądze, niezależnie od czynników kulturowych traktują zwierzęta jak członków rodziny. Z drugiej strony i w największej biedzie widać ludzi, którzy o dobrobyt zwierząt walczą. Ja wiem, że długo owijam w bawełnę, ale chodzi o to by nie stygmatyzować biedy i nie wyciągać np. krzywdzących wniosków kulturowych. A jeśli myślicie, że w Polsce zwierzętom się dobrze żyje to zapraszam na profile społecznościowe Dioz.pl.

Więc co jest nie tak z tym podejściem? Psy w dzielnicach z dużą przestępczością traktuje się tylko i wyłącznie jako maszyny obronne. Takie zwierzęta są często źle traktowane, żyją na łańcuchu, czasem nie mają schronienia czy wody. Jest też masa bezdomnych psów i kotów, które rozmnażają się w błyskawicznym tempie. Sterylizacja kosztuje i w ogóle kogo to interesuje. Walki psów to kolejny problematyczny trend.

7. Podejście do drugiego człowieka

Mimo różnorodności i ogólnej tolerancji w RPA, nazywanego Tęczowym Narodem, ludzie grupują się wedle przynależności kulturowej, religijnej czy językowej. Nie mówię tu o pracy, bo w pracy wszyscy się dogadują i w ogóle wszystko cacy. Poza pracą jednak widać, że kraj nie jest wcale taki otwarty. Małżeństwa mieszane, nawet tyle lat po upadku apartheidu, dalej są raczej wyjątkiem od reguły. Jest dużo stereotypów i krzywdzących przekonań idących w różnych kierunkach.

Dla obcokrajowców nie do końca świadomych tego wszystkiego jest to dziwne. Najbardziej zróżnicowane grupy, które znam, to zawsze grupy z obcokrajowcami. Lokalsi w takich grupach często żyli lub mieszkali za granicą, mają partnera z zagranicy, są otwarci na ludzi bo mają jakąś pasję czy hobby albo po prostu są bardziej przyjaźni niż typowy RPAńczyk, który najlepiej czuje się z kulturowo jednolitą paczką z liceum. Znam też wykładowców, którzy nie pozwalają się studentom grupować do pracy w grupach, żeby ich trochę wyciągnąć z własnych baniek.

8. Bezdomność i bieda

Podczas mieszkania w RPA bieda w oczy kole. Na początku człowiek chce każdemu pomóc, wszystko zmienić, psioczy na miejscowych za znieczulicę. Jednak prędzej czy później i jego ta znieczulica łapie. Inaczej nie da się tu żyć. Myślę, że najlepszym kompromisem jest rozsądne pomaganie i udzielanie się w różnych organizacjach bez jednoczesnego kłócenia się z tym czy innym miejscowym, który nie robi nic.

Oczywiście ze względu na apartheid bogate dzielnice są daleko od tych biedniejszych, ale biedę widać wszędzie na przykład przez bezdomność. Bogaci ludzie dalej chcą odpychać od siebie problem i udawać, że żyją w Szwajcarii, ale prawo jest coraz bardziej pomocne w stosunku do bezdomnych i nie traktuje ich równie strasznie, co kiedyś. Choć dalej zdarzają się przymusowe relokacje.

Mam nadzieję, że ta lista była ciekawa. W następnym poście opowiem wam, co obcokrajowcy w RPA lubią. Macie jakieś pytania? Co z wyżej wymienionych byłoby wam najciężej znieść? Dajcie znać w komentarzach.

Nowy skandal z Die Antwoord

Kiedy prowadziłam weekend o RPA na Instagramie u Polki na Obczyźnie wiele pytań dotyczyło zespołu Die Antwoord, czyli Ninji i Yolandi Visser. Jest to wielki muzyczny hit eksportowy RPA. Tutaj nie jest to jednak specjalnie lubiany zespół, mimo że jest rozpoznawalny. Najpierw opowiem wam o nowym skandalu, który wybuchnął w zeszłym tygodniu, potem o tych nieco starszych, a na koniec wyjaśnię skąd brak ekscytacji tym zespołem w ich rodzinnym kraju.

Doniesienia o Die Antwoord jako dysfunkcyjnej rodzinie zastępczej

Die Antwoord zostało rodziną zastępczą chłopca o imieniu Gabriel “Tokkie” du Preez, gdy ten miał 11 lat. Jak to się stało? Fotograf Ben Jay Crossman zrobił chłopcu i jego rodzinie zdjęcie. Tokkie ma niecodzienny wygląd ponieważ cierpi na hipohydrotyczną dysplazję ektodermalną. W związku z tym ma tylko dwa zęby na górnej szczęce i wydawał się Die Antwoord idealnie do nich pasować ze swoim dziwnym wyglądem. Zaczęli odbierać go ze szkoły, zaprosili do udziału w ich teledysku I Fink You’re Freaky. Ponieważ Tokkie pochodził z bardzo biednej rodziny w Johannerburgu, Die Antwoord zostali jego rodziną zastępczą, oficjalnie, by zapewnić mu lepsze życie.

Niestety jak wynika z wywiadu opublikowanego na YouTubie w zeszłym tygodniu, Die Anwtwoord dopuścili się różnego rodzaju nadużyć. Du Preez nie skończył szkoły mieszkając u nich, zamiast tego korzystali z niego jako z taniej siły roboczej. Ninja i Yolandie wmawiali mu też, że był diabłem i namawiali do robienia złych rzeczy np. do nagrania wideo, gdzie obraża swoją biologiczną rodzinę, bo jest biedna. W wyniku tych psychologicznych gierek, chłopiec dźgnął nożem swojego brata. Ninja rzekomo pogratulował mu tego wyczynu.

Zespół namawiał Tokkiego także do brania udziału w okultystycznych rytuałach i pobierali od niego krew, którą w tych rytuałach wykorzystywali. Podczas rytuałów i nie tylko podawali nieletniemu Tokkiemu narkotyki, w tym marijuanę i grzybki halucynogenne. Chłopiec dużo przebywał też w towarzystwie gangsterów. Nie od dziś wiadomo, że Die Antwoord lubi się obnosić znajomościami w kapsztadzkim półświatku.

Jeszcze bardziej niepokojące są jednak oskarżenie o nadużycia seksualne. Zespół miał zmuszać chłopca i jego siostrę do rozbierania się oraz patrzenia na nich, gdy byli nago. Die Antwoord bowiem również przysposobiło siostrę Tokkiego. To właśnie martwienie się o los 14-latki, sprawiło, że Tokkie postanowił wypowiedzieć się publicznie na temat nadużyć ze strony Die Antwoord. Cały wywiad dostępny jest tutaj:

Die Antwoord w tej chwili zaprzecza doniesieniom i ani policja ani prokuratura nic jeszcze z nimi nie zrobili. To pewnie kwestia czasu, biorąc pod uwagę, że fotograf dzięki któremu Die Antwoord poznało du Preeza już potwierdził część zeznań.

Nie można zapomnieć, że nie jest to pierwszy raz, gdy Die Antwoord oskarża się o nadużycia seksualne. Zarzuty o napaść seksualną padły ze strony australijskiej piosenkarki, Zheani Sparkes. Yolandi także była w sprawę zamieszana, bo najpierw znalazła piosenkarkę na Instagramie, a potem pomogła zwabić ją do RPA. Gdy te oskarżenia ujrzały światło dzienne o molestowaniu seksualnym opowiedziała włosko-amerykańska piosenkarka, Jade Carrol. Tę kobietę Ninja miał dotykać w miejscach intymnych mimo jej wyraźnego sprzeciwu. Obydwu paniom Ninja rzekomo powiedział, że podobają mu się, bo przypominają mu jego córkę.

Inne skandale

Skandale są jednym z powodów dla których Die Antwoord nie jest specjalnie lubiane w RPA. Śpiewają w afrikaans, więc ich grupą docelową mogliby być Afrykanerzy. Są oni jednak konserwatywną grupą społeczną, a zespół często żartuje z religii i epatując seksualnością. Poza Afrykanerami zespół podpadł także innym grupom społecznym za:

blackface, czyli udawanie osoby czarnoskórej w teledysku, ale też za trywializację kultury Xhosa i wrzucanie ważnych symboli od tak, do teledysków bez kontekstu

– inne przywłaszczenia kulturowe – elementów kultury biednych ludzi w townships i innych biednych dzielnicach oraz kultury gangsterskiej

– za przekleństwa i wyzwiska uznawane za obraźliwe dla grup społecznych np. kobiet (wszechobecne słowo poes, czyli c*pa) czy osób czarnoskórych (cz*rn*ch)

homofobia – opublikowano wideo, w którym Die Antwoord wyzywa otwarcie homoseksualnego piosenkarza od p*dał*w. Przypominam, że w RPA jest prawna ochrona przedstawicieli społeczności LGBT przed dyskryminacją.

– zachowanie na planie filmu “Chappie” – Die Antwoord rzekomo zniszczyli atmosferę na planie dla całej ekipy do tego stopnia, że już w czasie trwania zdjęć scenarzysta zmienił część scenariusza tylko po to, by współpraca z nimi trwała krócej.

Czemu w RPA nie lubi się Die Antwoord?

To nie tak, że nikt Die Antwoord w RPA nie lubi. Zwraca się uwagę na ich liczne współprace z lokalnymi artystami czy promowanie ich twórczości. Jednak dla ludzi w RPA niespecjalnie jest w nich cokolwiek niezwykłego. Po pierwsze bardzo dużo ludzi rozumie w jakimś stopniu afrikaans, a ich teksty są głupie. Po drugie dźwięk samego afrikaans czy angielskiego z akcentem afrikaans, tak atrakcyjny dla zagranicznej publiczności, jest tu bardzo powszechny. Po trzecie są te wszystkie kontrowersje i nawet fajna nuta, nie pomoże, jeśli uważasz, że teledysk danego zespołu osobiście Cię obraża.

Myślę, że to trochę tak jak z Rammsteinem, który jest dużo bardziej popularny za granicą niż w Niemczech. W innych krajach podoba się industrialne brzmienie z niemieckim, a tekstu ludzie nie rozumieją. Sama jestem fanką tego zespołu, ale ich angielskiego albumu nigdy nie słucham, bo trochę żenła. Tak samo Die Antwoord, momentami nawet przy moim poziomie afrikaans jest nie do przełknięcia. Dam wam refren jednej z piosenek:

Wat kyk jy? – Na co się patrzysz?

Refren:

Wat kyk jy? (Fokof!) – Na co się patrzysz? (Spierd*laj!)

Wat kyk jy? (Poes!) – Na co się patrzysz? (C*pa!)

Wat kyk jy? (Fok jou!) – Na co się patrzysz? (Pi*erdol się!)

Wat kyk jy? (Jou naai!) – Na co się patrzysz? (J*biesz się!)

I to wszystko x 2 jakby ktoś nie zrozumiał wzniosłego przekazu piosenki 😀

Czy macie prawo lubić Die Antwoord? Jasne, bez kontekstu kulturowego łatwo się zafascynować tych ich popową papką w teledyskach, nuty nie są złe. Tylko szkoda, że nie są bardziej jak Stromae, który głośno mówi o swoich inspiracjach. Die Antwoord sobie bierze, co chce z kultur(y) RPA, ale też nigdy w wywiadach nie mówimy na ten temat niczego ciekawego, tak, żeby ktoś się mógł zainteresować. Nikomu niczego też nie przypisują, jakby sami wszystko wymyślili. Dla mnie to poza wszystkim innym totalnie zmarnowany potencjał ich pozycji.

Nie uważam, że artystę trzeba łączyć z jego zachowaniami w życiu prywatnym. Od oceny przestępstw jest sąd i jeśli Die Antwoord popełnili zbrodnie i faktycznie znęcali się nad tymi dziećmi to mam nadzieję, że poniosą konsekwencje. Sprawa o napaść seksualną ze strony Ninji też nie zniknęła – jeśli pojedzie do Australii to będzie musiał liczyć się z konsekwencjami prawnymi tej wizyty, bo wspomniana wyżej artystka złożyła zawiadomienie na policję.

A wy co myślicie o tej sprawie? Lubicie Die Antwoord? Dajcie znać w komentarzach 🙂

Fajne pomysły z RPA – co tu ułatwia życie

Na każdy kraj można marudzić albo wychwalać go pod niebiosa. Prawda jest taka, że gdziekolwiek byśmy nie mieszkali, coś nam nie będzie pasować. Trzeba po prostu wybrać taki kraj, gdzie w miarę odpowiada nam zestaw plusów i minusów. Oczywiście najłatwiej jest, gdy tym krajem jest nasz rodzinny, ale życie jest jedno, więc jeśli tak nie jest, warto rozważyć opcje.

Okej, nie będę już dziś więcej filozofować 😀 Zamiast tego, opiszę wam fajne RPAńskie pomysły ułatwiające tu życie. Oczywiście fajność też może być subiektywna, ale to jej można oczekiwać od formy takiej jak blog 😉 Post jest zainspirowany filmikiem Joanny Strózik, bo wiele rzeczy, o których wspomina w Australii zgadza się z tym, co mamy tutaj. Podejrzewam, że to wszystko brytyjskie wpływy kolonialne.

1. Kranówka w restauracjach

Może jestem dziwna albo mam jakiś wydyganych rodziców, ale ja w Polsce byłam uczona, żeby wody z kranu nie pić. Jeden rodzic miał w pewnym momencie w domu filtr do wody, inny inwestował w butelkowaną mineralną. Jeśli wybucha wam mózg po poprzednim zdaniu to dwa domy wynikają z tego, że moi starzy są po rozwodzie.

Anyway. Tutaj kranówkę piję się normalnie. Jest też powszechnie dostępna w restauracji w stylu francuskim, czyli można o nią poprosić i jest za darmo. Jeśli macie ochotę ugasić pragnienie darmową kranówką, prosi się o tap water i kelner nam przyniesie. Większe pasożyty cyfrowo-nomadyczne po zamówieniu jednej kawy piją tylko to, pracując z kawiarni i zajmując stolik całymi godzinami.

Co ciekawe, gdy w 2018 moja prowincja borykała się ze straszna susza, przestano podawać wodę z kranu w wielu restauracjach w Kapsztadzie i okolicach. Dostępna była wtedy tylko woda butelkowana, co bardzo oburzało klientów przyzwyczajonych do tej opcji kranówki. Susza była wtedy naprawdę straszna i przewidywano, że Kapsztad w Dniu Zero zostanie pierwszym miastem na świecie, w którym skończy się woda. Nie skończyła się tylko dzięki różnym interwencjom technologicznym i opadom, które w końcu nadeszły.

2. Płatności bezgotówkowe

Karty dotykowe znacie na pewno i z własnego podwórka. W RPA rozwinęły się także inne opcje płatności bezgotówkowych, zwłaszcza płatności apkami takimi jak SnapScan czy Zapper. Jest to bardzo popularne na wszelkiego rodzaju marketach i w bardziej nowoczesnych miejscówkach, ale z tej opcji korzystają też sklepy internetowe i organizacje dobroczynne. Dodatkowo coraz więcej miejsc w miastach decyduje się na całkowite wycofanie gotówki jako formy płatności i informują klientów “We’ve gone cashless!”. Wbrew pozorom jest to mało irytujące, bo człowiek jednak prędzej zapomina portfela niż telefonu.

Taka forma płatności jest bardzo wygodna. Po zeskanowaniu kodu QR danej restauracji na rachunku czy specjalnym stojaku, wpisujecie sumę, dodajecie napiwek i tyle. Można też szpanować i płacić smart zegarkiem, jak mój mąż. Olbrzymim pomocnikiem w rozwoju tej dotykowej technologii była oczywiście pandemia. Nawet przed nią jednak dużo biznesów widziało w niej jej wartość. Miejsca, które nie mają gotówki są naturalnie mniej narażone na napady rabunkowe, które niestety się zdarzają. W miejscach, gdzie wciąż trzymana jest gotówka często widać informację, że kasjer nie ma klucza do sejfu, aby zniechęcić różnych gagatków.

3. Poświadczanie zgodności kopii z oryginałem

Poświadczanie zgodności kopii z oryginałem, czyli uwierzytelnianie jest tu super łatwe. Potrzebny jest wam commissioner of oaths, a wielu pracowników zaufania publicznego ma ten tytuł. Najłatwiej pójść na policję z oryginałem i kopią i poprosić o takie poświadczenie. Tutaj nazywamy to certified copy.

To uwierzytelnienie jest potrzebne dość często przy załatwianiu spraw urzędowych, tak samo jak oświadczenie pod przysięgą (affidavit). Kiedy coś wyjaśniacie, wiele urzędów prosi was o oświadczenie na piśmie pod przysięgą. To jest tak na wszelki wypadek, żeby było wiadomo, że mówicie prawdę. Może to być np. oświadczenie, że mieszkacie z mężem, bo sam fakt małżeństwa tu nie wystarcza. To też załatwicie na posterunku policji.

4. Zakupy online i prywatne usługi kurierskie

Zastanawiałam się, czy dodać ten punkt, bo to, że prywatne usługi pocztowe działają super wynika z tego, że poczta tradycyjna jest beznadziejna 😀 W każdym razie prywatne usługi pocztowe i kurierskie są ekstra rozwinięte. Można dostać coś z innej części kraju czy od osoby prywatnej czy od biznesu, nawet w ciągu 24 godzin. Oczywiście to zależy kto i co, ale jak wam zależy na czasie to naprawdę bardzo pomaga w życiu.

Świetne usługi kurierskie to też zachęta do wszelkiego rodzaju zakupów online. Nie pamiętam, kiedy ostatnio poszłam do sklepu po coś w stylu czajnik, toster, farba do włosów czy nawet szampon. Najbardziej opłaca się zamówić online i nie trzeba długo czekać. Czasami pobierana jest opłata manipulacyjna, ale zazwyczaj sklepy mają minimalną kwotę zamówienia, przy której wysyłka jest darmowa. Tak kupujemy też jedzenie i bardzo to sobie chwalimy, jeśli chodzi o oszczędzanie czasu.

Jeszcze jedna ciekawostka pocztowa: kody pocztowe przypisywane są do całej dzielnicy lub nawet całego małego miasteczka, a nie do ulic.

5. Pomoc w domu

W RPA tzw. klasa średnia i wyżej jest przyzwyczajona do zatrudniania kogoś, kto pomaga w domu. Najbogatsi mają cały szereg osób, kiedyś np. uczyłam francuskiego dziecko, którego rodzina zatrudniała au pair, korepetytorów, ogrodnika, sprzątaczkę (na stałę) i osobę od obowiązków domowych (np. od planowania i kupowania jedzenia). Pani domu nie pracowała z wyboru i myślę, że miała fajne życie, robiąc to, co lubiła.

I w przypadku kurierów i tutaj, to wszystko jest możliwe dzięki niskim zarobkom osób wykonujących prace nie wymagające specjalnych kwalifikacji. Dlatego moim zdaniem bardzo ważne jest, żeby nie płacić ludziom ustawowej stawki minimalnej w wysokości 23.19 randów (6 PLN) za godzinę, tylko wynagradzać ich godnie. My się zawsze tego trzymamy. Dobra, odrobione sygnalizowanie cnoty na dziś. To był sarkazm. Serio to jest super ważne w każdym kraju pomyśleć o człowieku, a nie tylko o pieniądzach, oczywiście w miarę własnych możliwości!

Mimo przydługiego wstępu, uważam, że społeczne przyzwolenie na pomoc w domu jest mega pozytywne. Często widzę panie w polskim internecie przekrzykujące się tym, która się bardziej poświęca dla domu i rodziny i ośmieszające kobiety, które mają kogoś do pomocy. To samo słyszę tu… ale tylko od kobiet z Europy Wschodniej. Moim zdaniem ludzie pracujący czy rodzice czy nie, powinni mieć taką pomoc, jaka im potrzebna i nie ma w tym żadnego wstydu. W RPA czy zatrudniasz osobę sprzątającą czy niańkę nocną czy babysitter, żeby wyjść na randkę z mężem, nikt Cię nie będzie oceniał. Ba! Raczej w drugą stronę, jeśli Cię stać, nikt nie zrozumie, czemu sam(a) sprzątasz dom.

Podsumowanie

Oczywiście, fajnych pomysłów w RPA jest na pewno więcej, ale akurat te są mojemu sercu najbliższe. A wy co najbardziej lubicie w Polsce albo w kraju, w którym mieszkacie? Co wam najbardziej ułatwia życie? Dajcie znać w komentarzach.

Festiwal Noworoczny Kaapse Klopse w Kapsztadzie

Festiwal Kaapse Klopse, znany również jako Tweede Nuwe Jaar (Drugi Nowy Rok) to parada, która odbywa się w Kapsztadzie co roku 2 stycznia. Niestety z okazji pandemii została odwołana po raz drugi. Dzisiaj opowiem wam trochę o tej tradycji, na którą niektórzy występujący czekają cały rok.

Krótka historia festiwalu

Festiwal Kaapse Klopse wywodzi się z czasów niewolnictwa w tym regionie. Niewolnicy mieli tylko jeden dzień wolnego, co było powodem do świętowania, śpiewów i tańców. Nawet po zniesieniu niewolnictwa, ludzie dalej myśleli pozytywnie o tym dniu. Po pewnym czasie zaczęto organizować w tym dniu występy grup minstrelów, czyli kolorowo poubieranych i często pomalowanych muzyków i tancerzy.

Mówi się, że na rozwój tej tradycji wpłynęły też występu minstrelów amerykańskich odwiedzających RPA. Warto jednak podkreślić, że kulturowo ta rozrywka ma zupełnie inne korzenie. W USA pokazy minstrelów były rasistowską rozrywką, gdzie biali ludzie naśmiewali się z czarnoskórych i kultur afrykańskich. Występującymi były głównie białe osoby, udające czarnoskórych przy użyciu między innymi tzw. blackface, czyli makijażu, gdzie ich twarz była pomalowana na czarno. Te pokazy były obrzydliwe na wielu poziomach i pełne szkodliwych stereotypów.

W RPA jest i był to sposób artystycznego wyrażania się grup uciśnionych. W czasach apartheidu rząd walczył z tą tradycją, ponieważ jednoczyła ona ludność malajską i koloredów. Ówczesny rząd chciał jak najbardziej niszczyć grupowe poczucie jedności. Uderzenie w tą tradycję, było tylko jednym z przykładów tej polityki. Celowo utrudniano próby i same parady i tak już coraz trudniejsze przez masowe przesiedlenia i złamanie ducha społeczności. W pewnym momencie parady całkowicie zabroniono.

Tradycja na szczęście przetrwała i dziś jest wiele trup minstrelów. Piosenki i muzyka pochodzą nawet z czasów niewolnictwa, inne powstały dużo później. Wszystkie, razem z muzyką graną na instrumentach dętych tworzą styl, znany jako ghoema. Ta parada to bardzo ważna i typowo kapsztadzka tradycja, która symbolizuje wolność poprzez ekspresję artystyczną. Trzymam kciuki, że w przyszłym roku znowu się odbędzie.

Festiwal dziś

Zdjęcie z oficjalnego fanpage’u festiwalu

Dziś ten festiwal to przede wszystkim fajna impreza dla wszystkich i konkursy. Dla tej parady zamyka się sporo ulic w centrum, a ludzie przychodzą z całymi rodzinami, żeby podziwiać występy. Występujący mogą otrzymać nagrody w różnych kategoriach np. na najlepszy strój czy najlepiej wykonaną piosenkę miłosną.

Festiwal poza znaczeniem kulturowym chwali się też za kształtowanie umiejętności muzycznych u dzieci i młodzieży. Niektórzy znani artyści zaczynali właśnie jako osoby biorące udział w tym festiwalu. Dodatkowo buduje poczucie tożsamości grupowej i dumy, wspierając społeczności, które często borykają się z dużymi problemami społecznymi takimi jak bieda czy przestępczość.

Festiwal nie jest jednak wolny od problemów. Od lat ma problemy finansowe, dlatego dziś wiele grup godzi się na sponsoring różnych firm, prawie jak sportowcy. Dodatkowo mieszkańcy dzielnicy Bo Kaap, przez którą przechodzi parada, już nie raz skarżyli się na to wydarzenie. Festiwal jest dla nich za głośny, a tłumy sprzyjają drobnej przestępczości takiej jak kradzież kieszonkowa.

Ja sama na festiwalu byłam tylko raz, czego oczywiście teraz bardzo żałuję. Występy są naprawdę i jedyne w swoim rodzaju. Najlepszy jest jednak klimat tej imprezy. Pamiętajcie o tym wydarzeniu, jeśli będziecie w Kapsztadzie w normalniejszych czasach.

Kontrowersyjne badania sejsmiczne Shella na wybrzeżach RPA

Plan na dzisiejszy post był zupełnie inny, ale nie mogłam ominąć gorącego tematu badań sejsmicznych na wybrzeżach RPA w celu znalezienia złóż ropy i innych. W kraju od kilka tygodni mamy z ich powodu protesty aktywistów. Nawołują oni też do bojkotu Shella jako dystrybutora paliw. O co ten krzyk? Już tłumaczę!

Zgoda na badania sejsmiczne

Zgoda na badania sejsmiczne Shella na wybrzeżach RPA została wydana w 2014 roku przez departament surowców mineralnych. Jest to zgodne z przepisami, aczkolwiek niektórzy twierdzą, że ten departament nie ma odpowiedniej wiedzy do wydawania takich decyzji. Zdaniem aktywistów decyzjami, które mogą wpłynąć na środowisko naturalne powinien zajmować się departament leśnictwa, rybołówstwa i środowiska.

Potencjalne zagrożenie dla środowiska

Wbrew pozorom nie ma jasnych badań dotyczących wpływu badań sejsmicznych na środowisko. W najbardziej wyważonym artykule, który czytałam na ten temat, jasno widać, że na dwoje babka wróżyła. Nie ma rzetelnych badań udowadniających ani, że obawy aktywistów są uzasadnione ani że na pewno nie są.

Delfiny i wieloryby to rzeczywiście zwierzęta wrażliwe na dźwięki. Teoretyzuje się, że te badania mogą mieć wpływa na ich ogólne zachowania, również te migracyjne. Badania sejsmiczne Shella przeprowadzane są teoretycznie poza tzw. sezonem na wieloryby, ale te zwierzęta można w mniejszym lub większym stopniu spotkać na wybrzeżach RPA zawsze.

Dodatkowo te wody były do tej pore w znacznej mierze wolne od takich aktywności. Wydobycie ropy, jeśli zostanie znaleziona, może zakłócić homeostazę środowiska naturalnego. Kolejnym powodem do obaw, jest potencjalny rozlew ropy, przy próbach wydobywania jej. RPA jest też krytykowane za pozwolenie na takie działania, w czasach gdy wszyscy powinniśmy skupić się na źródłach energii odnawialnej.

Co mówią aktywiści

Aktywiści martwią się z wyżej wymienionych powodów. Niestety ich retoryka jest często oparta na przekłamaniach. Dla przykładu, wykorzystują zdjęcia wielorybów na plażach, twierdząc, że to efekt badań sejsmicznych. To zjawisko jest łączone z działaniem sonarów morskich, a nie przyrządów używanych do badań sejsmicznych.

Mimo to możliwe jest, że osoby walczące o ochronę środowiska mają rację… niestety nie do końca mają na to dowody. Nie są oni też skorzy do zaakceptowania jakiegokolwiek kompromisu jeśli chodzi o interes kraju w trudnej sytuacji ekonomicznej. Shell będzie przecież stosował się do wytycznych, przeniósł nawet strefę badań od chronionych wód o 3 km dalej niż wymagają tego przepisy. Aktywistów to nie interesuje. Ich zdaniem wód po prostu nie należy dotykać i tyle.

Czy takich aktywistów się lubi czy nie, trzeba pamiętać, że odgrywają oni ważną rolę w walce o środowisko. Firmy takie jak Shell interesują głównie pieniądze. Nie od dziś wiadomo, że wielkie koncerny często ignorują wpływ na ludzi czy środowisko naturalne, a nawet ukrywają to, co wiedzą, że jest szkodliwe. Dobrze jest więc przyjrzeć się argumentom obydwu stron i zdecydować kto ma racje na postawie faktów.

Co zdecydował sąd

Planowo badania sejsmiczne Shella, miały zacząć się pierwszego grudnia. Grupy zajmujące się ochroną środowiska, w tym Greenpeace, pozwały jednak Shella. W związku z tym rozpoczęcie prac przesunięto, czekając na decyzję sądu. Shell podkreślał, że działa w granicach prawa i że te badania są dość standardowe. Aktywiści mówili za to o możliwych strasznych konsekwencjach tych badań dla stworzeń morskich i nie tylko. Sąd najwyższy zdecydował, że nie ma dowodów potwierdzających ich teorie i są to spekulacje. Aktywiści przegrali, ale zapowiadają, że to jeszcze nie koniec walki. Ich zdaniem Shell nie ma odpowiedniej zgody od organów chroniących środowisko.

Pożar magazynu UPL

Podczas gdy ewentualne szkody dla środowiska związane z działaniami Shella stoją pod znakiem zapytania, RPA wciąż nie uprzątnęło bałaganu po jednej z największych katastrof chemicznych w historii RPA. Podczas lipcowych zamieszek podpalono magazyn chemiczny UPL. Przez prawie dwa tygodnie po pożarze ludzie mieszkający w okolicach skarżyli się na toksyczny zapach unoszący się w powietrzu. Toksyczne substancje trafiły też do wody. Pierwsze raporty na ten temat już opublikowano, ale dokładne dane nie są jeszcze potwierdzone. To że mnie ta katastrofa ominęła pokazuje, że nie mówiło się o niej wcale tak dużo. Poinformował mnie o niej Eth, polski YouTuber mieszkający w Durbanie.

Omicron i ban na RPA oraz inne kraje w regionie

24 listopada naukowcy z RPA wykryli nowy wariant koronowirusa nazwany omicronem lub B.1.1.529. W związku z tym odkryciem naukowcy dostali taką piękną nagrodę, że ich kraj, a także ileś innych krajów w regionie (Namibia, Eswatini, Zimbabwe, Bostwana, Angola, Mozambik, Malawi, Zambia i Lesotho) zostały zbanowane przez wiele krajów takich jak UK, USA, Australia, Japonia, Kanada czy cała Unia Europejska. Zakaz dla podróżujących z tych krajów był niemal natychmiastowy, w tym zawracano ludzi na granicach.

Dlaczego to RPA odkryło mutację?

RPA odkrywa już drugą mutację, bo jest dobre w te klocki i ma zaawansowane technologie jeśli chodzi o sekwencjonowanie genomów. Świetni wirusolodzy w kraju to między innymi wynik doświadczenia wielu lat walki z gruźlicą i HIV/AIDS.
Nowa mutacja koronawirusa nie pochodzi z RPA, tylko w RPA została pierwszy raz wykryta. W momencie banów było już wiadomo, że mutacja omicron, nie występowała tylko w RPA, bo jej nosicielem był też Belg, który wrócił z podróży do Egiptu. W stosunku do Egiptu nie zastosowano jednak restrykcji. To samo dotyczyło Hong Kongu, gdzie również znaleziono nosicieli.

Co oznacza zawieszenie lotów do RPA?

W RPA trwa właśnie sezon turystyczny, którego szczyt przypada na grudzień. Jest to olbrzymia strata dla kraju, który do tej pory bardzo ucierpiał przez pandemię. Turystyka jest olbrzymią gałęzią przemysłu tutaj. RPA znajdowało się na czarnych listach wielu krajów, nawet przed wykryciem tej mutacji. Nie miało to nic wspólnego z ilością przypadków, bo gdy w Europie panoszyła się już czwarta fala, RPA miało właśnie czas małej ilości zakażeń między falami. Dla przykładu UK zdjęło RPA z listy krajów, z których nie można było podróżować dopiero w październiku.

Kara za stosowanie się do protokołów?

RPA czuje się ukarane za stosowanie się do protokołów dotyczących informowania o mutacjach. Pamiętajcie, że kraje, o których wspominam nie zwiększyły ostrożności w stosunku do RPA i innych krajów regionu np. narzucając dodatkowe testy czy kwarantannę tylko od razu zakazały lotów. To uderza w turystykę, biznes, ale też ich w zwykłych ludzi, którzy mają rodzinę za granicą albo właśnie stracili pieniądze wydane na wakacje życia. Nie mówię tu nawet o tych, którzy utknęli za granicą czy w podróży.

Przekaz dla innych krajów

Zastanówmy się, jaki ta cała sytuacja daje przekaz innym krajom, zwłaszcza tym biedniejszym, które bardzo polegają na turystyce. Myślicie, że chętnie poinformują inne kraje o odkrytej mutacji patrząc jak z RPA i innych krajów w regionie zrobiono kozła ofiarnego? Zresztą to nie pierwszy raz, kiedy RPA zostaje w ten sposób ukarane. To tak naprawdę powtórka z rozrywki i wariantu beta z 2020 roku. Wtedy po tyłku za ogłoszenie szczepu dostało się też Brazylii. Podobna sytuacja była z Indiami w kontekście warianta delta.

Szczepionki i mutacje

To prawda, że kraje z niższymi statystykami zaszczepionych osób są bardziej podatnym gruntem na mutacje wirusa. Tu znowu pojawia się problem nierówności na świecie. Bogate kraje miały umowy na szczepionki podpisane już w lipcu 2020, a te biedniejsze pozostały daleko w tyle. Jeśli “pierwszy świat” nie chce mutacji, to musi zacząć myśleć nie tylko o czubku własnego nosa. Karanie krajów za brak dostępu do szczepionek mimo chęci jest nieetyczne. Nikt nie kara aktywnych antyszczepionkowców, którzy są współodpowiedzialni za zwiększanie prawdopodobieństwa mutacji, nie mówiąc już o zabieraniu miejsc w szpitalach.

I co teras?

Zobaczymy. Olbrzymie straty finansowe poniesione przez kraje w regionie to na pewno. Dodatkowo nawet jeśli te bany zostaną zniesione trochę potrwa odzyskanie zaufania społecznego do tych kierunków. Ale kogo to obchodzi? Kraje tzw. pierwszego świata, których bogactwo pochodzi przecież w dużej mierze z eksploatacji krajów afrykańskich, zrobiły zagrywkę polityczną pokazując, że reagują szybko i dla nich wszystko jest cacy.