RPA zazwyczaj przedstawiam z pozytywnej strony, bo ogólnie lubię ten kraj. Nie znaczy to jednak, że po 10 latach nie nazbierało się trochę rzeczy, które mnie wkurzają w ludziach. Każda nacja ma swoje przywary i wiadomo, że nie każdy człowiek danej narodowości ma daną cechę. Mimo dużej różnorodności w RPA, są pewne cechy wspólne niezależne od grupy społecznej czy etnicznej…niektóre z mojego punktu widzenia dość irytujące. Jest to więc subiektywna lista uogólnień, na temat tego, co akurat mi tu w ludziach nie pasuje. W przyszłym tygodniu dla przeciwwagi będzie lista tego, co lubię 🙂
1. Niechęć do “Nie wiem”
Ludzie wolą dać wam złe wskazówki niż po prostu powiedzieć “Nie wiem.”. Nie jestem pewna czy to wynika z tego, że ludzie tutaj bardzo chętnie pomagają i “nie wiem” jest postrzegane jako mało pomocne czy może z czegoś innego. W każdym razie często się zdarza, że ktoś myśli, że zła odpowiedź jest lepsza niż żadna. To się zdarza i na ulicy, gdy pytacie o drogę i jak dzwonicie do biura obsługi klienta w jakiejś sprawie. W kilku skrajnych przypadkach, gdy pytanie zostało zadane przez telefon druga strona po prostu się rozłączyła.
2. Niesłowność i gadanie, byle gadać
Ta cecha ma wiele twarzy. Zaczyna się to od tego, że np. gadacie z kimś nowym, kto jest fajny i decydujecie, że KONIECZNIE musicie się ustawić na kawę. W wielu przypadkach, jeśli potem skontaktujecie się z taką osobą będzie ona tym dość zdziwiona. Ludzie po prostu mówią dużo miłych rzeczy, których wcale nie mają na myśli. Trzeba mieć do tego dystans i dać znajomości więcej czasu, żeby zobaczyć czy osoba gada, byle gadać czy rzeczywiście nadajecie na tych samych falach.
Potem nawet jeśli się z kimś ustawicie to wcale nie wiadomo, czy to jest aby na poważnie. W związku z tym najlepiej wysłać “follow up” przed spotkaniem, żeby to jeszcze raz potwierdzić (trzeba reconfirm!). Poważnie, jak się ustawicie z kimś to tak nie idźcie bez potwierdzenia, że dalej aktualne, nawet jeśli umówiliście się poprzedniego wieczora na lunch dnia następnego.
Ludzie często odwołują też spotkania/obecność w ostatniej chwili z błahych powodów, które łatwo można by wręcz uznać za obraźliwe. Mówi się, że to jest taka mentalność zwłaszcza w Kapsztadzie, że ludzie się po prostu nie lubią do niczego zobowiązywać i zmieniają zdanie w ostatniej chwili, decydując się na to, co akurat im pasuje.
3. Zafiksowanie na punkcie liceum
Poprawcie mnie w komentarzach, jeśli wam się to często zdarza w Polsce, ale ja nie przypominam sobie jakiegoś specjalnego zafiksowania na punkcie liceum. A tutaj tak, jest wręcz fetysz. Na imprezach nawet po tej 30stce miejscowi się pytają innych miejscowych, gdzie chodzili do liceum. To im często mówi coś o sytuacji finansowej danej osoby, ich zapatrywaniu na świat (czy szkoła była konserwatywna czy lewicująca) oraz czasem o przynależności religijnej/etnicznej.
Ludzie bardzo często się trzymają z paczką z liceum i nie za bardzo chcą do siebie dopuszczać nowe osoby. Mój mąż ma bardziej otwarty umysł, ale już jego siostra też trzyma się głównie ze znajomymi z tamtych czasów i wywraca oczami, jak musi poznać kogoś nowego 😀 W związku z tym imigranci trzymają się z imigrantami i raczej mają mało miejscowych przyjaciół. Ci miejscowi, z którymi się przyjaźnią to najczęściej są albo znajomi od jakiegoś hobby albo osoby, które same gdzieś mieszkały za granicą, ewentualnie lubią podróżować. To ostatnie jest tu dużo rzadsze niż w Polsce o czym już pisałam w poście “Co się robi w wakacje w RPA“.
4. Spóźnialstwo i wyluzowane podejście do czasu
Spóźnialstwo towarzyskie to cecha całego kraju, ale profesjonalne to podobno raczej domena Kapsztadu. 15 minut to jest takie zupełnie normalne spóźnienie i niektórzy nawet nie wyślą ci w związku z tym smsa. Ewentualnie jak wyślą to piszą, że trochę się spóźnią bez żadnych konkretów. Rekordziści w moim życiu to osoby spóźnione między 45 minutami, a godziną. Niektórzy robią to nagminnie, inni od wielkiego dzwonu.
Najgorzej jest jednak umówić się z kimś w domu, żeby po coś wpadli w weekend. Wtedy ludzie już całkiem wychodzą z założenia, że nic nie macie do roboty. Piszą, że będą u was now now – nikt niestety nie wie w RPA co to do końca znaczy, bo może znaczyć wszystko. I tak można naprawdę by czekać godzinami, chyba że kogoś przyciśniecie. No, ale i wtedy “wychodzę z domu” albo “już jadę” pozostawia sporą wolność interpretacyjną czy to będą minuty czy raczej godziny.
5. Niechęć do imigrantów
Zastanawiałam się czy w ogóle dodawać ten punkt, bo czy się mieszka w RPA czy w Australii czy we Francji, w większości krajów ludzie nie mają jakiegoś super pozytywnego nastawienia do imigrantów. Jednak dodaję, bo jest to dla mnie duża część braku komfortu życia tutaj przez dłuższy czas. Jedyni imigranci do których jest wręcz nadmiernie pozytywne podejście to Anglicy i Amerykanie. W RPA negatywne podejście jest jeszcze związane z dużą liczbą uchodźców, bo kraj przecież wcale nie tak bogaty płaci słony rachunek za zbrodnie kolonializmu przez które wiele krajów afrykańskich źle sobie teraz radzi.
Co ta niechęć do obcokrajowców oznacza w praktyce? Czasem zwykłe chamstwo czy ignorowanie. Niezależnie od tego, jak dobrze mówicie po angielsku zdarzy wam się, że ktoś będzie do was mówił bardzo powoli albo tłumaczył wam skomplikowane słowa, jeśli jakiś użyje 😀 Miejscowi raczej nie są specjalnie zainteresowani, żeby z wami gadać na imprezie czy na evencie networkingowym. No chyba (!), że liczą na związek albo co najmniej ruchanko to wtedy to co innego. Do tego stopnia, że to o czym teraz mówię, nie zostałoby napisane, gdy byłam singlem.
Jak macie coś do załatwienia obsługa klienta i urzędnicy podchodzą do was jak do jeża, bo paszport znaczy dodatkowe procedury, a w ogóle to kto wie czy prawdziwy? Tak, tak raz mi ktoś pocierał paszport palcem w urzędzie, żeby sprawdzić czy jest cacy 😀 Do tego dochodzą uprzedzenia na rynku pracy, obcokrajowców najchętniej zatrudnia się w pracach językowych i turystyce, ewentualnie gastro, a na taki normalny rynek ciężko się wbić. Wiz też się boją i dla ułatwienie w wielu ogłoszeniach o prace pisze się, żeby aplikowali tylko obywatele lub posiadacze stałego pobytu. Jedno co dobre, to że o Polsce nic tu ludzie nie wiedzą, więc nie ma żadnego stereotypu Polaka.
Wiadro pomyj czy brak różowych okularów?
Jeszcze raz podkreślam, że to jest podsumowanie moich doświadczeń i tendencji, jakie zauważyłam. No i przede wszystkim jest to całkowiciesubiektywne 🙂 Każdy kraj ma coś, co nam nie podpasuje, ale nie można mówić tylko o pozytywach, bo to kreuje nadmiernie pozytywne przedstawienie rzeczywistości. Jeśli macie jakieś przemyślenie albo doświadczenia z kraju, w którym wy mieszkacie to zapraszam do komentowania.
Prawie każdy prędzej czy później robi prawo jazdy. Ja z tych drugich, bo mimo że pierwszy kurs zrobiłam w Warszawie w wieku 18 lat nigdy nie podeszłam do egzaminu. Kolejne podejście miałam w okolicach 30-stki oczywiście w Kapsztadzie i była to prawdziwa odyseja. Teraz mnie to śmieszy, ale uwierzcie, że wylałam sporo łez frustracji podczas całego procesu 😀
Paragraf 22
W RPA wiele rzeczy można załatwić dość sprawnie, jeśli macie obywatelstwo RPA albo stały pobyt. I jedno i drugie obcokrajowcom coraz ciężej zdobyć, a dodatkowo do tej grupy jest małe zaufanie. Oznacza to, że gdy załatwia się cokolwiek formalnego nie wystarczy po prostu przynieść paszportu z wizą, tylko jeszcze trzeba udowodnić, że to co na tej wizie jest napisane jest prawdą. Jak? No to to już zależy od danego miejsca, a nawet osoby z którą macie do czynienia.
Co musi zrobić obcokrajowiec, żeby móc zdać egzamin na prawo jazdy albo kupić samochód? Po pierwsze potrzebny jest specjalny numer, który nazywa się TR (traffic register) number. Żeby go dostać, należy złożyć podanie, no a do podania trzeba złożyć dokumenty potwierdzające naszą wizę. No i tu zaczyna się wolna amerykanka i widzi mi się urzędników.
Przez ileś miesięcy przychodziłam do urzędu z nowymi dokumentami i za każdym razem wychodziłam, bo kolejny urzędnik mówił, że potrzebne mi jeszcze coś innego. Przynosiłam potwierdzenie zatrudnienia, dokumenty z banku, potwierdzenie adresu zamieszkania… Po tym jak za którymś razem usłyszałam “No a skąd mamy wiedzieć, że Pani dalej jest mężatką?”, przyprowadziłam męża. Wtedy Pan urzędnik wysłał nas na posterunek policji, gdzie mąż miał podpisać zaświadczenie, że razem mieszkamy 😀 Nie, nie mógł go po prostu podpisać tam w urzędzie.
Jak to się skończyło? Ostatni urzędnik, który przyjął dokumenty, wziął w rezultacie samą kopię paszportu i wizy, mówiąc, że reszta mu nie potrzebna 😀
Teoria
Po miesiącach mordęgi, piękny TR number dostałam po zaledwie tygodniu. Z tym mogłam zapisać się na test z teorii. Termin dostałam chyba miesiąc później bez jakichś większych sensacji. Sam egzamin nazywa się K53 i jest oparty na angielskim z lat 80-tych. Trzeba ogarniać podstawowe zasady jazdy, co jest w samochodzie i oczywiście znaki drogowe. Z najważniejszych rzeczy to w RPA jeździmy po lewej stronie.
Wykucie się teorii to nie jest jakaś wielka filozofia, natomiast pytania są bardzo podchwytliwe. Żeby zdać trzeba po pierwsze znać bardzo dobrze przepisy drogowe, a po drugie potrafić myśleć w określony sposób. Test sprawdza trzy umiejętności i przy każdej z nich musicie zdobyć ponad 70%, żeby zdać. Egzamin jest pisemny i wciąż pisany ręcznie.
Sam egzamin był mało przyjemny, bo Pan egzaminator to był taki typ, co lubi pokrzyczeć. Odpytywał wyrywkowo przed egzaminem, grożąc ludziom, że ich wyrzuci, gdy nie znali odpowiedzi i takie tam. Podczas egzaminu chodził po sali i komentował np. wygląd piszących. Ludzie i tak byli dość zestresowani, no ale przecież o to mu chodziło. Na szczęście zdałam za pierwszym razem, więc nie musiałam powtarzać tej mordęgi.
Po egzaminie wyniki dostaje się po kilkunastu minutach. Jeśli ktoś zdał, można dostać prawo jazdy dla osoby uczącej się (learner’s licence) od ręki. Trzeba tylko przejść badanie wzroku. Specjaliści są na miejscu i testują w okularach albo w soczewkach, jeśli ktoś nosi. Chodzi o to, czy widzicie, mając je na oczach albo czy widzicie bez niczego.
Koszmarni instruktorzy i egzamin praktyczny
Tymczasowe prawo jazdy
Prawo jazdy dla osoby uczącej się uprawnia do prowadzenia pojazdu, pod warunkiem, że jest z wami kierowca z normalnym prawem jazdy. Uważam, że to świetna opcja, żeby nabrać pewności za kółkiem. Bez instruktora macie jednak słabe szanse na zdanie egzaminu praktycznego. Kierowcy jeżdżą bowiem zupełnie inaczej niż podczas egzaminu i nikt nie pamięta tych wszystkich zasad.
Na egzaminie sprawdza się umiejętność tzw. jazdy defensywnej (defensive driving). Jest to cały zestaw zachowań, które mają was chronić podczas jazdy, a założenie jest ogólnie takie, że każda inna osoba niż wy jest ch*jowym kierowcą i potencjalnym zagrożeniem. Mówię poważnie! Niektóre zachowania mają sens np. sprawdzenie martwego pola lusterek podczas zmiany pasa. Inne są totalnie bez sensu.
Za każdym razem jak ruszacie, więc spod świateł też, musicie spojrzeć w widoczny sposób na 5 punktów bezpieczeństwa i 3 przy zmianie pasa. Oznacza to obkręcenie lub półobkręcenie głowy. Ta zasada może być nawet niebezpieczny, jeśli ktoś inny nie zauważy waszej L-ki albo mu się spieszy i wam wjedzie w tyłek. Przede wszystkim wygląda to po prostu komicznie.
Oczywiście trzeba też opanować kilka manewrów. Z tego, co pamiętam z polskiego prawka to te same. Jest dużo miejsc, gdzie można ćwiczyć manewry za opłatą, a bardziej doświadczeni instruktorzy mają swoje własne miejscówki. No właśnie… instruktorzy!
Mój pierwszy instruktor był seksualnie sfrustowanym ojcem trzyletnich bliźniaków i ciągle opowiadał mi, że żona z nim nie sypia… Po kilku zajęciach zmieniłam go na kogoś innego, skończyło się po pierwszych zajęciach, gdy ten pan powiedział mi, że znak stop to tylko sugestia. Następny instruktor przyjechał samochodem, który nie miał działającego prędkościomierza i powiedział mi, że dobry kierowca wie z jaką prędkością jedzie ;D
Potem trafiłam na świetną instruktorkę, więc po pierwszych zajęciach wykupiłam pakiet. Niestety szkoła, dla której pracowałam to była banda oszustów, brali pieniądze, umawiali się na zajęcia, ale nie wysyłali instruktorów. Po kilku tygodniach takiej zabawy, uznałam, że mogę zapomnieć pieniądzach. Chciałam to zgłosić na policję, ale okazało się, że praktycznie wszystkie dane były fałszywe. Sprawa nawet trafiła do gazet, zgłoszona przez inne oszukane osoby, ale w rezultacie i tak ich nie złapali.
Potem koleżanka poleciła mi mojego anioła Kevina, który nie dość, że był świetnym instruktorem to był po prostu miłym człowiekiem. Moim egzaminem denerwował się chyba bardziej niż ja. Udało mi się zdać za pierwszym razem, ale przyznam, że miałam szczęście do egzaminatora. Facet widział, że się denerwowałam i np. dał mi kilka minut, żebym sobie “głęboko” pooddychała między polem manewrowym, a egzaminem drogowym.
Tak jak w Polsce (?), najpierw jest plac manewrowy. Potem czeka was 25 minut jazdy po mieście. Niby nie ma żadnych specjalnych zadań do wykonania, ale egzaminator wie, gdzie was zabrać, żeby łatwo nie było. Jeśli zdacie, tymczasowe prawo jazdy dostajecie od ręki. Ja moje na pewno zawdzięczam też mężowi, który dzielnie ze mną jeździł. Nasze małżeństwo jakoś przetrwało, ale ogólnie nie polecam 😀
Kilka słów na koniec
Bez całej szopki spowodowanej byciem obcokrajowcem w RPA zdobycie prawa jazdy nie jest bardzo trudne. Ludzie tak jak w Polsce rzadko zdają za pierwszym razem, ale ogólnie nie jest to jakiś bardzo ciężki proces. Sporo osób ma tu problemy z teorią, moim zdaniem jest ona skonstruowana w sposób “akademicki” i przypomina egzaminy na studiach.
Prawo jazdy ludzie zdobywają w zależności od statusu finansowego rodziny. Bogata młodzież robi prawko w wieku 18 lat i dostaje super samochód od rodziców. Klasa średnia tak samo, z tym że samochód będzie trochę starszy. Nie mając samochodu przez wiele lat, byłam ewenementem i często słyszałam na ten temat komentarze.
To kolejny podział w RPA, bo zdaniem wielu ludzi klasa średnia wzwyż, “nie da się żyć bez samochodu”. No, ale 50% albo więcej społeczeństwa żyje bez niego… Osoby biedniejsze, robią prawko później w życiu, jeśli się dorobią samochodu albo jeśli wymaga tego od nich praca. Wiele osób nigdy nie stać na kupno samochodu. Tak, da się żyć beza samochodu, ale jest trudno, bo niestety transport publiczny pozostawia wiele do życzenia.
Cały proces jest dość drogi. Nie ma minimum wyjeżdżonych godzin, ale tak jak mówiłam, bez instruktora są słabe szanse na zdanie. Dodatkowo nawet jeśli macie swój samochód instruktorzy bardzo niechętnie pozwalają wam się na nim uczyć. Chodzi głównie o to, że za egzamin potrafią zgarnąć kilka tysięcy randów/ponad tysiąc złotych, bo w cenie jest wypożyczenie samochodu. Z tego powodu tylko ostatni instruktor pozwolił mi uczyć się na moim.
Przy dłuższym albo krótszym pobycie w Kapsztadzie, warto zajrzeć na wrotkowisko Rollercade. To fajna aktywność sportowa do dorzucenia przy wizycie w dzielnicach Waterfont i Silo. Dobrze będą się tu bawić i dzieci i dorośli, choć tych drugich jest tu wbrew pozorom więcej 🙂
Klimacik jest
Gdzie, co i za ile
Gdy zmęczą wam się nogi, można się pościgać albo popykać w inne gierki na automatach
Ta fajna miejscówka jest częścią centrum handlowego V&A Waterfront i znajduje się na poziomie trzecim parkingu parku miejskiego Battery Park. Na stronie internetowej, do której linka dałam wyżej, można zarezerwować sobie miejsce na dwugodzinny blok na wrotkowisku. Kosztuje on 150 ZAR od osoby (40 PLN) razem z wypożyczeniem wrotek i ochraniaczami, 80 ZAR (21 PLN) gdy macie własne wrotki. Jest jeszcze opcja za ZAR 40 (10 PLN), jeśli chcecie tylko skorzystać z ich salonu gier.
Poza wrotkowiskiem jest tam też kilka oldschoolowych automatów do gry i bilard. Ogólnie klimat kojarzy się z tym z salonów gier z serialu Stranger Things i stylizacja na lata 80/90 widoczna jest w wielu detalach. Na wrotkowisku lecą przeboje z tych lat, klimat jest dyskotekowy, a w jednym kącie z kanapami lecą stare filmy typu “Grease” czy z młodym Tomem Cruisem. Możecie też kupić sobie parę wystrzałowych wrotek.
Z wrotkowiska można korzystać cały tydzień poza poniedziałkiem w określonych ramach czasowych. W tej chwili zmieniają się one co chwila ze względu na zmieniające się obostrzenia COVIDowe oraz godzinę policyjną, która też co chwilę się zmienia. Z tego powodu warto też kupić bilety z wyprzedzeniem, bo są ograniczenia dotyczące ilości osób (max 45).
Ale ja nie umiem jeździć
Oto i ja, wasza gwiazda
Dla wielu osób, w tym dla mnie, wrotki to wspomnienie z dzieciństwa. Oczywiście jak poszłam pierwszy raz to prawie nic nie pamiętałam, ale już za drugim czułam się pewniej. Na szczęście nawet jeśli wcale nie umiecie jeździć na wrotkach, to nie jest to problem. Na wrotkowisku zawsze są jakieś dorosłe osoby, które się uczą.
Poza ochraniaczami i kaskiem można poprosić obsługę o taki trójkąt na kółkach, który pomaga nauczyć się jazdy i stabilności. Dodatkowo na wrotkowisku są osoby, które pilnują porządku i jak mają chwilę chętnie pomogą w nauce. Nie wiem czy w Polsce jest w tej chwili moda na wrotki u dorosłych, ale widziałam na profilach innych osób mieszkających za granicą, więc to trend nie tylko tu.
Ogólnie ludzie są sympatyczni i nawet jak ktoś umie jeździć na tyle, by się popisać jakąś sztuczką to jest on w mniejszości. W całym wydarzeniu chodzi o dobrą zabawę, a nie o zdolności akrobatyczne. Ludzie ubierają się na sportowo, często na kolorowo, podśpiewując sobie piosenki, gdy jeżdżą. Jest pełen luz.
Dla nielubiących tłumów (i wstydliwych)
Słowiański półprzykuc. Czwartek 11 rano, z wrotkowiska korzysta łącznie 5 osób
Jeśli ktoś ma ochotę można też wynająć część VIP albo całe wrotkowisko dla siebie. Zamiast wydawać na to w cholerę kasy można też przyjść w mało uczęszczanym czasie, czyli rano albo w trakcie tygodnia i wtedy wrotkowisko ma się praktycznie dla siebie.
Ja pracuję na własne konto i mimo że ogólnie raczej moje życie to 9-12 godzin pracy dziennie, to czasem udaje mi się wyrwać z kimś na wrotkowanie w ciągu tygodnia 😀 No, ale wam w czasie wakacji to nic nie powinno przeszkadzać w wybraniu takiego terminu, żeby nikogo nie było.
To zdecydowanie wasz ulubiony typ postów, które biją rekordy popularności, a że lubię je pisać to daję następny 😀 W ciągu 10 latach mojego pobytu tutaj pracowałam w wielu miejscach i na różnych stanowiskach. Doświadczyłam międzynarodowego korpo, różnych lepszych i gorszych firm. Myślę, że mam całkiem spore rozeznanie, bo poza swoim doświadczeniem robię dużo rzeczy i znam sporo ludzi. A że wiadomo, że narzekanie na pracę to ulubiony światowy sport to się dużo nasłuchałam.
Możecie komentować, jak jest w Polsce, bo ja wiem tylko mniej więcej. W czasie studiów pracowałam tylko jako lektorka angielskiego, no a potem wyjechałam. Nie mam więc doświadczenia na polskim rynku pracy w pracy na tzw. “etacie”. Tak samo w RPA, mówię o osobach z pracą podobną do mojej, takich które pracują na etat. Wiele osób w ogóle nie ma tu przecież pracy albo łapie się wszelkiej pracy dorywczej i ich życie zawodowe wygląda zupełnie inaczej.
Prawa pracownika, urlopy i inne takie
Autentyczny kapsztadzki open space
Prawa pracownika teoretycznie są dobrze chronione, a pracodawcę, który nie przestrzega naszych praw można pozwać do CCMA. To jest taka komisja, która pomaga ludziom z różnymi problemami. Co najważniejsze cały proces jest za darmo, choć niestety często nie rychło widzi się efekty.
Zanim zaczniecie pracę, zazwyczaj czeka was okres próbny. Z nim jest sporo nieporozumień, bo pracodawcy go przedłużają, mimo że teoretycznie nie powinni. Dość ogólne słownictwo tych przepisów pozwala jednak na różne interpretacje, co oznacza “odpowiedni” okres próbny, aby przekonać się, czy pracownik się nadaje. Często są jakieś targety do ogarnięcia i ogólnie, jeśli pracodawca nie jest kogoś pewny to albo dziękuje albo przedłuża okres próbny. Ludzi po prostu ciężej się wyrzuca na normalnej umowie o pracę.
Z takich najważniejszych rzeczy to zgodnie z prawem człowiekowi przysługuje 15 dni urlopu rocznie plus ustawowo wolne dni. Do tego dochodzi 30 dni chorobowego na 3 lata, czyli 10 dni rocznie. Praca w niedzielę powinna być wynagrodzona podwójnie, no chyba, że jest ustalona kontraktem to wtedy 1,5 raza. Praca w święto narodowe to w teorii podwójne wynagrodzenia.
Każda godzina pracy poza ustaloną kontraktowo powinna być opłacona jako nadgodziny, w wysokości 1,5 raza normalna stawka godzinowa. Pracownik powinien być uprzedzony o tym, że ma je wykonać itd itp. Do nadgodzin nie można też zmusić, no chyba że jest jakaś wyjątkowa sytuacja, określona prawnie.
Przerwa na obiad powinna być godzinna, ale nieopłacana. Wtedy pracuje się 9 godzin 5 dni w tygodniu. Tutaj jednak panuje pełna wolna amerykanka i każde miejsce, gdzie pracowałam miało inne zasady. 8 godzin dziennie z 30 minutową przerwą, 9 godzin dziennie z godzinną przerwą, 9 godzin i praktycznie w ogóle brak przerwy w myśl zasady “10 minut starczy, żeby zjeść kanapkę”.
Urlop tacierzyński to dwa tygodnie, a macierzyński cztery miesiące. Obydwa są nieodpłatne, choć kobieta jest uprawniona do pieniędzy od UIFu. To jest takie ubezpieczenie społeczne, ile wam przez te cztery miesiące wypłacą zależy ile i za ile pracowaliście. Jest to najwyżej ponad połowa (58%) wynagrodzenia miesięcznego.
Jeszcze jeden gratis to są trzy dni tzw. compassionate leave, jeśli wam albo członkowi bliskiej rodziny coś się stanie. Jest to na nieprzewidziane sytuacje i można go wziąć w każdej chwili. Jeśli chodzi o normalny urlop to trzeba go zaplanować z wyprzedzeniem, każda firma ma swoje zasady. Tajemnicą poliszynela jest, że osobom bezdzietnym niechętnie przyznaje się urlop, na duże święta, kiedy zamyka się żłobki i szkoły. Mi to nigdy nie przeszkadzało, bo i tak nie obchodzę, ale jako niepisana zasada mnie denerwuje 😀
Obowiązkiem pracodawcy przy zatrudnieniu na pełen etat jest płacenie podatków za pracownika i składki na ubezpieczenie społeczne. Ubezpieczenie zdrowotne, fundusz emerytalny czy karnet na siłownię to nie są oczywiście obowiązki pracodawcy. Lepsze i/lub większe firmy jednak często je oferują. Niestety często to jest po prostu odcinane z wynagrodzenia raczej niż dodatek do niego, co HR dobrze wie, jak przedstawić tak, żebyście źle zrozumieli 😀
B-BEEE – Broad Based Black Economic Empowerment
Nie można mówić o pracy w RPA bez wspomnienia o BBEEE. W skrócie jest to polityka, która zachęca do zatrudniania osób, które ucierpiały ekonomicznie z powodu apartheidu. Innymi słowy, praktycznie wszystkie osoby o etniczności innej niż biała, bo osoby o tej etniczności wciąż mają najlepiej. Posiadanie certyfikatów BBEEE przez firmę nie jest obowiązkowe i ma kilka poziomów w zależności np. od tego ile osób historycznie pokrzywdzonych (historically disadvantaged) firma zatrudnia na stanowiskach kierowniczych, ile udziałów w firmie należy do takich osób lub co firma robi, żeby inwestować w rozwój takich osób czy ogólny rozwój społeczny.
Co firma zyskuje dzięki wysokiemu poziomowi BBEEE? Głównie lepszą pozycję w ubieganiu się o kontrakty rządowe i z korporacjami i ulgi podatkowe. W zależności od rozmiaru firmy i branży to może mieć spory wpływ na rokowania firmy albo żadne. Dla przykładu tzw. mikro przedsiębiorstwa automatycznie dostają 100% BBEEE niezależnie od wszystkich czynników. Ten system jest daleki od ideału i powinno się dopracować kilka elementów, ale ogólnie sprawia, że kiedyś w RPA może będzie można pomówić o prawdziwej równości rasowej. Niestety niektórzy biali ludzie uwielbiają się na niego skarżyć (i to ci, którzy wcale nie są przez niego pokrzywdzeni).
Według statystyk w RPA 80% osób to ludność czarnoskóra, 8% koloredzi, a 8% osoby białe. Natomiast, jeśli chodzi o dochody to białe osoby dalej zarabiają trzy razy więcej, niż te czarnoskóre. Nie znam białych osób bez pracy, aczkolwiek znam takie, którym się wydaje, że powinni zarabiać krocie bez wykształcenia, kwalifikacji czy doświadczenia. I żeby nie było – ja uważam, że każdy człowiek pracujący na pełen etat powinien mieć godziwe wynagrodzenie, ale to po prostu nie są realia tego kraju… Z tą różnicą, że dziś te realia dotykają także białych osób, a wśród niektórych z nich jest wciąż szok i niedowierzanie, że jak to.
Ze względu na nepotyzm wśród białych (głównie zatrudnianie członków rodziny/znajomych na fajne stołki niezależnie od wykształcenia), który i tak widać dziś oraz uprzedzenia rasowe wielu białych osób (oczywiście, że nie zniknęły one razem z systemem segregacji rasowej) bez BBEEE nie byłoby pewnie żadnej różnicy między RPA dziś, a trzydzieści lat temu.
Czy firmy przestrzegają praw?
Kiedy patrzysz w pustkę, pustka patrzy w ciebie. W biurze w drugiej najgorszej pracy w moim życiu.
Czy firmy przestrzegają praw? Niektóre bardziej, inne mniej. Ogólnie powiedziałabym, że te podstawowe prawa typu godziny pracy, urlop czy przerwy są przestrzegane przy normalnym zatrudnieniu w biurze, jeśli ma się umowę. Najbardziej nadużywane są nadgodziny i jeśli chcesz zabłysnąć i kiedyś dostać awans to raczej nie możesz za nie chcieć pieniędzy. Dodatkowo na stanowiskach menadżerskich nadgodziny nie są już nadgodzinami i to akurat jest zgodne z prawem. Ogólnie zwłaszcza w korpo widać to rozwarstwienie, gdzie ci, co korzystają ze swoich praw (urlopu czy płatnych nadgodzin) to raczej nie ci, co potem gdzieś się wspinają po szczebelkach korpo kariery i korpo pieniążków. Ludzie pracujący w małych firmach się na to nie skarżą.
W praktyce nikt mnie nigdy nie zmuszał fizycznie, żebym robiła darmowe nadgodziny albo pracowała w sobotę. Co z tego, jeśli jednak było za dużo pracy do wyrobienia się przed deadlinem, a nie dotrzymywanie deadlinów liczyło się do oceny kwartalnej? Miałam jednego menadżera, który się na mnie rozdarł jak coś wspomniałam o prawach, gdy poprosił mnie żebym przyszła do biura o drugiej w nocy, żeby zrobić niemożliwy deadline na 9 rano następnego dnia 😀 Jego zdaniem jako imigrant i tak nie miałam żadnych praw i w ogóle powinnam go w ręce całować, że jeszcze mi nie pokazał drzwi. Rzeczywiście zrobiłam ten deadline, a o 9 zaczęłam normalny, kolejny dzień pracy. To był skrajny przypadek i szybko znalazłam nową pracę, ale nie każdy ma tyle szczęścia.
Trzeba pamiętać, że w RPA jest słaby rynek pracy. Bezrobocie jest wysokie (ponad 30%), a wśród najmłodszych osób na rynku pracy bardzo wysokie. Mam kolegę senior dewelopera, który nigdy nie miał żadnego problemu ze znalezieniem pracy i nigdy się nie skarży na traktowanie. Dlaczego? No bo to jedna z tych profesji, które się dobrze traktuje. W innych branżach (np. turystyczna, marketing, sprzedaż, dziennikarstwo) ludzie bardzo boją się stracić pracę. Im mniej człowiek jest wykształcony czy niezastąpiony, tym większy jest ten strach. To z kolei oznacza, że łatwo kłaść na nich nacisk i trzymać ich nawet w toksycznym miejscu pracy.
To też wiąże się np. z ignorowaniem dyskryminacji czy na tle orientacji seksualnej, płciowej czy rasowej. O tej ostatniej wspominali bohaterowie książki Black Tax, o których już pisałam. Jeśli jesteś czarnoskóry i z powodów historycznych jesteś w rodzinie jedyna osoba z normalną pracą, raczej kiedy twój menadżer powie coś rasistowskiego zbędziesz to żartem niż się komuś poskarżysz.
Jak się pracuje na co dzień?
Nie z biura, ale totalnie mogłoby być, a ładna kiecka, więc dam 😀
Biuro i te małe i te większe to w przeważającej większości open space, boksy, ewentualnie po kilka osób na pokój. Dziwne jest to, że wiele biur nie ma ogrzewania czy klimatyzacji. Wtedy są małe grzejniki albo wiatraki, ale to niewiele daje. Z drugiej strony w biurach, w których pracowałam, gdzie była klimatyzacja lub ogrzewanie była też ciągła walka o ustawienia. Tamten ma katar, tamta ma alergię, temu za zimno, tamtemu za gorącą. To coś, co się w kółko powtarzało. W jednym biurze, były o to takie kłótnie, że panie dostały słowne ostrzeżenia do menadżera, a panel klimatyzatora umieszczono za szybką z kłódką 😀
No właśnie, ostrzeżenia. W RPA za złe zachowanie w pracy można dostać słowne lub pisemne ostrzeżenie. Za trzy pisemne ostrzeżenia wylatujecie. Trzy słowne ostrzeżenia liczą się jak jedno pisemne. Ludzie raczej nimi nie szastają, ale jeśli coś się dzieje, to są one skrupulatnie rejestrowane. Za zwolnienie bez dobrego powodu pracodawca może mieć poważne kłopoty, dlatego pilnuje się, by w razie czego mógł się bronić. Można też oczywiście dostawać pochwały, ja zawsze dostawałam dużo, a w zamian za nie… NIC 😀 Po dwóch latach ewentualnie rozmowy na temat stanowiska menadżerskiego, czyli +10% do wynagrodzenia i +50% do godzin pracy, ewentualnie team leaderstwo, czyli uścisk ręki od szefa i harowanie za darmo. Dzięki, ale nie dzięki!
Jeśli chodzi o strój to zazwyczaj jest to casual elegance. Firmy są raczej mało elastyczne, niezależnie od tego czy pracujecie z klientem czy nie ani na jakim jesteście stanowisku. Pracowałam tylko w jednym miejscu, gdzie było totalne róbta co chceta i to bardzo dobrze działało na morale. Praca zazwyczaj zaczyna się o 8 lub 9, choć firmy teraz powoli zaczynają rozważać elastyczny czas pracy, pracę z domu itd. Mówię powoli, bo moje ostatnie korpo, które opuściłam nie aż tak dawno nie dawało się totalnie przebłagać. Miałam dwie koleżanki, którym zaczynanie pół godziny wcześniej totalnie ratowałoby dupę, bo dojeżdżały z bardzo daleka i na ten normalny czas w pracy stały bardzo długo w korkach. Niestety mimo, że logistycznie nie było powodu na brak ustępstw, szef był nieubłagany, bo “nie lubił” jak ludzie wychodzili z pracy przed 17:00 😀
Ludzie jak chyba wszędzie na świecie są średnio produktywni. Kawka, papierosek, ploteczki z koleżankami, praca przecież nie zając, nie ucieknie. Papierosy pali wciąż całkiem sporo osób i wyskoczenie na szluga to dobra forma zacieśniania znajomości. Jako palacz masz też oczywiście więcej przerw. Niestety albo stety papierosy są bardzo drogie w stosunku do zarobków i kosztują w tej chwili koło 10 PLN za paczkę. Ja swoje wypaliłam, ale do dziś żałuje przepalonych pieniędzy 😀
Lunch to kolejna okazja towarzyska. Wiele osób przynosi swój, ale równie wiele codziennie kupuje albo chodzi do barów szybkiej obsługi, co jest strasznym marnowaniem pieniędzy. Czasami zdarza się, że firma ma jakąś stołówkę z normalnym jedzeniem w dobrej cenie, ale to rzadkość. Zazwyczaj albo jesz niezdrowo i stosunkowo tanio albo zostają ci restauracje, gdzie wszystko sporo kosztuje. Tam gdzie jest dużo biur oczywiście jest większy wybór i wtedy można się bardziej lenić bez wydawania setek złotych miesięcznie na średnie żarcie.
Jak się pracuje… od święta
Święta, święta… Niektóre firmy w RPA zamykają biuro na dwa tygodnie w okolicy Xmas i sylwestra i dają ludziom wolne. To jednak coś, o czym wiem ze słyszenia i nigdy nie uświadczyłam. W tym okresie często dostaje się trzynaste wynagrodzenie albo bonus roczny, no ale tu wszystko zależy od firmy.
Mimo że w RPA jest wiele wyznań i religii, dni wolne od pracy to często święta chrześcijańskie. Jeśli ktoś jest innego wyznania na swoje święta musi brać wolne. Niektóre firmy na szczęście dają ludziom dodatkowe płatne dni wolne na świętowanie, jeśli są wyznawcami innych religii. Firmy często wysyłają życzenia na wszystkie święta religijne i podkreślają, że to dla tych, którzy świętują. Życzenia świąteczne to często zamiast “Wesołych Świąt” po prostu “Udanego wypoczynku” i inne takie. Ewentualnie “Wesołych Świąt dla świętujących oraz udanego wypoczynku wszystkim”. Pewnie ciężko wam to też sobie wyobrazić, jeśli mieszkacie w Polsce, ale też jakoś nikogo dupa od tego tu nie boli. Z tego co mi wiadomo, żaden chrześcijanin też nie umarł tutaj od życzenia komuś udanego Ramadanu albo udanej Chanuki.
Jednak religijna tolerancja ma swoje granice i jak ktoś jest ateuszem to się nasłucha kąśliwych komentarzy. Od tego, że nie powinien mieć wolnego w Święta, przez głośne ubolewanie, czego ci w ogólne można życzyć, po obietnice, że ktoś się będzie o was modlił. Raz nawet dostałam słabe gwiazdki na Uberze jak Pan się zapytał jakiego jestem wyznania, a ja otarłam usta z krwi niemowląt i powiedziałam, że żadnego.
Poza świętami religijnymi, w pracy zwyczajowo obchodzi się urodziny pracowników. W zależności od wielkości firmy albo świętuje tylko team albo cała firma. Ciasto zazwyczaj kupuje firma, takie obrzydliwe z supermarketu, aż się zbiera. Niestety ludzi bardzo złoszczą, jeśli go nie chcecie. Reakcja jest typu, “ze mną się nie napijesz?”. Jest totalny brak zrozumienia, że wcale nie trzeba się odchudzać, żeby nie chcieć cukru w mało atrakcyjnej postaci 😀
Ludzi też się żegna w podobny sposób. Zakładając, że jakoś się strasznie nie upokorzyli i nie znikają w atmosferze skandalu dostają też kwiaty i kartkę pożegnalną. Czasami jest zrzutka na prezent, ale to już zależy od firmy czy menadżera. Oczywiście wszystkim trzeba ładnie podziękować na forum, nie ma znaczenia jak bardzo umieraliście w środku, gdy chodziliście do danego miejsca pracy.
Chyba ostatnia okazja do świętowania to baby shower, czyli nadchodzące narodziny dziecka. To się organizuje tylko, jeśli team jest miarę zżyty i zazwyczaj jest to poza godzinami pracy. HR w niektórych biurach robi też taki mailing parafialny, gdzie piszą, jeśli ktoś akurat urodził, zaręczył się albo wyszedł za mąż.
Drinki po pracy to raczej kwestia teamów, no chyba, że firma jest mała i mocno stawia na zżycie się zespołu. Za to praktycznie każda firma organizuje imprezę firmową raz w roku w okolicy Xmas. Standardowo pyta się o preferencje żywieniowe, choć te religijne zawsze są respektowane, te z wyboru takie jak wegetarianizm czy weganizm nie zawsze. Miałam kilka takich imprez, gdzie dostawałam posiłek po prostu bez głównego kawałka dania czyli mięsa lub ryby 😀
Podsumowanie
Ogólnie w RPA pracuje się nie najgorzej, a najgorszy jest słaby rynek pracy. Chyba wspomniałam o wszystkich aspektach, ale jeśli macie jakieś pytania to proszę w komentarzach. Ja jestem w tej chwili “poza” rynkiem, bo utrudnienia wizowe zmusiły mnie do pracy na własne konto. Pracodawcy bardzo niechętnie zatrudniają w tej chwili obcokrajowców bez stałego pobytu albo obywatelstwa, nie ma znaczenia jaka to wiza i co wam wolno. W ogłoszeniach pisze się w tej chwili, żeby nawet nie aplikować.
Co ludzie w RPA robią, gdy chcą się zrelaksować w długi weekend albo wyjechać na wakacje? Czy to się jakoś różni od tego, co się robi w Polsce? Dowiecie się tego z mojej dzisiejszej notki.
Jak zawsze podkreślam, że mówię o osobach takich jak ja – o tzw. klasie średniej czyli z mniej więcej podobnymi zarobkami czy sytuacjami życiowymi. Wiadomo, że w Polsce też nie każdy ma na wakacje, ale jednak statystycznie jest to nieporównywalnie więcej osób niż w RPA.
Hej, sokoły!
Cape Point – Rezerwat przyrody na obrzeżach Kapsztadu
RPA jest krajem z bardzo piękną i różnorodną przyrodą dlatego dużo ludzi lubi spędzać wakacje aktywnie. Wśród pięknych i młodych, czyli takich jak ja, bardzo popularne są wyjazdy na kilkudniowe trasy wspinaczkowe, biwakowanie czy trasy kolarskie. Inne rozrywki wakacyjne to wszelkiego rodzaju sporty ekstremalne takie jak abseiling, bouldering czy zip lining. Te drugie często są łączone z jakimiś bardziej stacjonarnymi wakacjami.
Aktywność to jest coś, czym ludzie się tu bardzo szczycą, zwłaszcza pokolenie 20 i 30 latków. Oczywiście ludzie też lubią sobie bardzo tu popić, ale to popicie często jest połączone z biegiem następnego dnia. W bólu, bo w bólu, ale na różne media społecznościowe trzeba przecież załadować przebiegnięte kilometry najlepiej z jakimś pięknym widoczkiem.
Dla mniej spragnionych wrażeń jest wiele miejsc do odwiedzenia, gdzie można pooglądać dzikie i pół dzikie zwierzęta. Wbrew pozorom lokalsi też potrafią pojechać na safari i to nie jest tylko rozrywka dla turystów. Wyjazd na kilka dni “w dzicz” do jakiegoś ośrodka w rezerwacie przyrody to dość droga, ale lubiana rozrywka. Wśród rodzin z dziećmi i nie tylko bardzo popularne są wszelkiego rodzaju parki z małpami, ptakami i innymi zwierzętami.
Gdzie ze znajomymi?
Nasz ostatni wypad na weekend – farma wina i jabłek w Elgin
Dalej w temacie doceniania pięknej przyrody mamy wyjazdy na wszelkiego rodzaju farmy. Farmy wina, owoców, warzyw czy bydła bardzo często mają na swoim wielkim terenie kilka domków dla gości. Zupełnie porządny domek dla dwóch osób kosztuje około 1000 randów za noc (ok. 260 PLN). Najtaniej jest wynajmować duży dom z większą grupą osób (8-10).
W domku praktycznie zawsze jest dobrze wyposażona kuchnia, a często także miejsce do grillowania, czyli braai. Dzięki temu, jeśli nie chcecie wydawać pieniędzy na jedzenie na wynos czy w restauracji to nie musicie. Najczęściej rezerwuje się bezpośrednio na stronie internetowej danej farmy albo przez Airbnb. To ostatnie jest najpopularniejszym sposobem od kilku lat i w RPA i myślę wszędzie.
Takie wyjazdy organizuje się w weekendy, długie weekendy, ale i na wakacje. Na dłuższy weekend spędza się czas na jedzeniu, piciu, długich spacerach, wizytach w pobliskim parku narodowym (zawsze jakiś jest) i testowaniu wina. Na dłużej takie wyjazdy często są łączone z innymi rzeczami. Dla przykładu my spędziliśmy cztery dni w Plettenberg Bay ze znajomymi i rodziną, a potem zrobiliśmy kilkudniową wspinaczkę górską “The Otter Trail”. O tym ostatnim obiecuję kiedyś napisać, bo jest to mega doświadczenie.
Pełen relaks
Popularna nadmorska miejscowość, Hermanus
Sposób spędzania wakacji zależy oczywiście od tego, co kto lubi. Ludzie równie często wynajmują domek w jakiejś nadmorskiej miejscowości i po prostu łażą nad ocean, do knajp i pubów. Wybrzeże RPA jest pełne miejscowości tego typu. Niektórzy przyjeżdzają tam jedynie na wakacje, dla innych taka przeprowadzka to plan na emeryturę.
Małe miejscowości w RPA to przede wszystkim większy luz i mniejsza przestępczość. Trzeba jednak pamiętać, że potrafią to być miejsca bardzo konserwatywne – krzywo na ciebie patrzą jeśli nie chodzisz do kościoła w niedzielę, wszędzie króluje mięso, tłuszcz i alkohol w dużych ilościach. Jest też trochę pasywno-agresywnego napięcia między Afrykanerami, a ludźmi mówiącymi po angielsku. Nie ma co stereotypować, bo wszystko zależy od wielu czynników. Zazwyczaj jednak im więcej “ludności napływowej”, tym lepiej dla otwartego umysłu lokalnej społeczności.
Osoby, które lubią tego typu klimaty, często decydują się na zakup domku. Jest to trochę klimat polskiego działkowania w wersji deluxe. Jeśli ktoś korzysta często to zakup bardziej się opłaca niż wynajem. Oczywiście można kupić ziemię i wybudować coś bardzo prostego, ale niewiele osób to robi. Większość ludzi decyduje się na normalny dom z ogródkiem. Cenowo oznacza to mniej więcej połowę tego, co zapłacilibyśmy za lokum w Kapsztadzie czy innym mieście. Taniej, ale wciąż bardzo drogo.
Dla lubiących luksus
W KwaZulu-Natal przerwa między safari
Oczywiście nie każdy, nawet z osób bogatszych, lubi spędzać każde wakacje w swoim drugim wypasionym domu w małej miejscowości na oceanem. Niektórzy uwielbiają luksus i dla nich każda podróż musi skończyć się w cztero lub pięciogwiazdkowym hotelu. Takie osoby często inwestują w wakacje w luksusowych rezerwatach przyrody lub resortach pełnych rozrywek, tak aby nie trzeba było ich opuszczać.
Najsławniejszym miejscem typu w RPA jest Sun City niedaleko Johannesburga. Jest to olbrzymi, nowoczesny resort z kilkoma hotelami, parkami wodnymi, polami golfowymi, kasynami i innymi atrakcjami. Ja nigdy nie byłam, ale podobno klimat jest taki, jakby ktoś próbował przekonać ludzi, że Las Vegas jest świetnym miejscem dla dzieci. Sun City zyskało na popularności na świecie po tym gdy w 2014 nakręcono tam komedię romantyczną z Drew Barrymore i Adamem Sandlerem, “Rodzinne rewolucje”.
Mimo że RPA jest krajem, w którym jest olbrzymia bieda, można tu znaleźć naprawdę drogie hotele z wykwintnymi restauracjami. Bolączki znane ludziom w życiu codziennym takie jak nienajlepsza obsługa klienta w ogóle nie mają tam miejsca bytu. Sektor turystyczny jest świetnie rozwinięty, a ten luksusowy to już w ogóle. Jeśli kręcą was takie klimaty to w RPA znajdziecie to, czego szukacie.
Wakacje zagraniczne
Ja w Baku, stolicy Azerbejdżanu. Bilety lotnicze z Kapsztadu tam kosztowały nas mniej niż do… Tanzanii.
W RPA wakacje zagraniczne są znacznie mniej popularne niż w Polsce. Znam całą masę ludzi, którzy nigdy nie byli za granicą i wcale ich to nie interesuje. Być może to dlatego, że RPA ma wiele do zaoferowania, być może wynika z braku zainteresowania światem, a być może ze względu na horrendalne ceny biletów lotniczych, nawet na kontynencie… Kto wie!
Z osób, które jeżdżą za granicę widać dwa główne trendy – osoby szukające “autentycznych doświadczeń” i fani wakacji all inclusive. Ci ostatni bardzo często wybierają resorty w Mozambiku, na Zanzibarze, na Seszelach lub w Tajlandii. Pakiety są stosunkowo tanie. Mówię stosunkowo, bo ceny biletów lotniczych są bardzo wysokie. Loty w samym RPA patrzycie to minimum 500 PLN, a za granicę raczej koło 2 000 PLN przy dobrej promocji i wzwyż.
Inną lubianą luksusową rozrywką są rejsy. Tego w ogóle nie znam z Polski, ale tu tygodniowy czy dwutygodniowy rejs na luksusowym statku z przystankami w różnych krajach to znana rozrywka. Dużo młodych osób z RPA zresztą zarabia spore pieniądze pracując na statkach rejsowych jako stewardzi albo szefowie kuchni.
Osoby szukające “autentycznych doświadczeń” to bardziej świadomi turyści i backpackerzy. Ci ostatni to często młodzież robiąca sobie rok przerwy między liceum, a studiami (“gap year”). Podróżują raczej po Tajwanie czy Wietnamie niż innych krajach Afryki. W tych krajach wielu młodych ludzi z RPA mieszka także nawet kilka lat, ucząc angielskiego i podróżując.
Zamożni ludzie jeżdżą też do Europy, choć między cenami lotów, a kursem randa to naprawdę droga atrakcja. Kiedyś Anglia miała specjalną dwuletnią wizę pracowniczą dla młodych obywateli RPA, żeby mogli zdobyć pierwsze doświadczenia na rynku pracy. Wtedy też oczywiście korzystali oni z tanich europejskich podróży. Teraz raczej już tego nie widać wśród młodych ludzi i kraje Europy to ekskluzywny kierunek.
A co z domem?
Domy w nadmorskiej miejscowości Paternoster
No właśnie, co z domem? Może to wam się wydać dziwnym pytaniem, bo wy pewnie zamykacie na klucz i tyle. Jak macie kota to ktoś wam go karmi, psa zostawiacie z kimś, ale z domem? W RPA ze względu na bezpieczeństwo wiele osób ma podejście, że strzeżonego Pan Bóg strzeże. Dlatego często dom, zwłaszcza taki wolnostojący, nie zostaje pozostawiony sam sobie.
Usługa “housesitting” jest wykupowana na wakacje od tygodnia wzwyż. Płacicie więc komuś za to, żeby siedział u was w domu. Jeśli macie zwierzęta to taka osoba zajmuje się też waszymi zwierzętami, ale to jest już droższe. Czasami o taką przysługę prosi się też znajomych czy rodzinę.
Niestety przestępcy zawsze szukają dobrej okazji do włamania. Pozostawienie domu bez opieki na dłuższy czas często kończy się niemiłą niespodzianką po powrocie. Największe zagrożenie jest podczas takich okresów, gdy wyjeżdżają wszyscy np. Bożego Narodzenia. Moim zdaniem zawsze jednak warto zainwestować w house sittera.
Podsumowanie
Ludzie w RPA, którzy mają budżet na wakacje lubią małe miejscowości, sport, luksus albo inne przygody krajowe. Wakacje zagraniczne to rzadziej wybierana opcja. Polskie działkowanie tu nie istnieje, ale jak się ktoś dorobi można inwestować w drugą rezydencję. Wyjeżdzając na dłuższe wakacje należy też odłożyć pieniądze na kogoś, kto będzie nam doglądał domu. Jakieś pytania? Zapraszam do komentowania!