Język afrikaans i jego pomnik

W RPA jest oficjalnie 11 języków urzędowych. Nie jest jednak tajemnicą, że takim najbardziej oficjalnym jest język angielski. Używa się go w biznesie i w dużej mierze w szkolnictwie. Ciężko jest znaleźć dobrą pracę nie znając angielskiego, choć np. w mojej prowincji język afrikaans (lub afrykanerski) również może być przydatny.

W dzisiejszym poście dowiecie się trochę więcej o afrikaans, jego historii, przebrzydłym pomniku oraz czemu w kraju z dużą różnorodnością językową ten akurat język jest wciąż dość problematyczną kwestią.

Pomnik języka afrikaans

Widziałam już rzeźby upamiętniające różnorodność językową w RPA, ale o rzeźbie dla konkretnego języka słyszałam tylko jednej. Gdzieś czytałam, że to jedyna taka rzeźba na całym świecie, ale nie wiem czy to prawda. Myślę, że ta 57 metrowa budowla świetnie oddaje to, że afrikaans bierze siebie raczej na poważnie.

Pomnik języka afrikaans (Afrikaanse Taalmonument) znajduje się około godziny jazdy od Kapsztadu w miejscowości Paarl (tam gdzie brałam ślub!). Jeśli jesteście fanami Doctor Who, być może rozpoznacie go z 12 sezonu. Pomnik jest wysoki i rozległy, bardzo ciężko go sfotografować w całości. Właśnie dlatego daje wam kilka fotek i filmik gratis. Do środka można wejść, jest tam nawet fontanna.

Poza samym pomnikiem, równie subtelnym jak Pałac Kultury, jest tam maleńkie muzeum, miejsce na piknik i kilka tras wspinaczkowych. W muzeum można się między innymi dowiedzieć o tym, że afrikaans to najmłodszy afrykański język. Pochodzi od niderlandzkiego i Holendrzy nie mają problemu, żeby afrikaans zrozumieć. Podobno w drugą stronę jest już ciężej. W muzeum wspomina się też o historycznych problemach z afrikaans… No właśnie!

Problemy z afrikaans

Afrykanerzy albo Burowie to potomkowie osadników (albo kolonizatorów) pochodzenia holenderskiego. Poza Afrykanerami w RPA mamy też osadników (albo kolonizatorów) pochodzenia angielskiego. Bez wchodzenia w szczegóły historyczne od stuleci między osobami mówiącymi w afrikaans, a osobami mówiącymi po angielsku jest konflikt i żywią do siebie średnio ciepłe uczucia.

W czasie apartheidu i czasów segregacji rasowej podjęto decyzję, że nauka w kraju będzie 50% w afrikaans, a 50% po angielsku. To już samo w sobie było problematyczne, bo zupełnie ignorowano języki afrykańskie. Czarnoskórzy nauczyciele znali angielski, ale w afrikaans nie mówili wcale albo dobrze. Mimo tego w segregowanych szkołach mieli w tym języku uczyć. Ten wymóg jeszcze bardziej obniżał poziom szkolnictwa dla osób czarnoskórych.

W rezultacie ludzie mieli dość tej opresji. W 1976 w township Soweto w Johannesburgu zaczęły się protesty. Co ciekawe było to w rok po ukończeniu pomnika, o którym wspomniałam. Kulminacja protestów nastąpiła 16 lipca, kiedy to 1500 uczniów zorganizowało protest. Policja otwarła do nich ogień i zabito ponad 100 osób. Dla upamiętnienia tego wydarzenia 16 lipca to dziś święto narodowe, tzw. Dzień Młodzieży (Youth Day). Szkołom w rezultacie pozwolono wybrać język nauczania i wybranym językiem w przeważającej większości był angielski.

Angielski to przyszłościowy język nie tylko w samym RPA, ale też otwiera możliwości pracy na świecie. Dlatego dziś tak bardzo dominuje w RPA. Na szczęście teraz są też ruchy walczące o promocję języków afrykańskich, tak aby było je widać więcej w przestrzeni publicznej. Widzę np. fajne książki dla dzieci w językach afrykańskich czy nowe gazety.

Afrikaans dzisiaj

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że afrikaans to nie jest tylko język Afrykanerów. Dla koloredów, a także niektórych indusów i czarnoskórych to język ojczysty, z którym się identyfikują. Szacuje się, że na świecie mówi w tym języku ok. 17 milionów ludzi. Poza RPA, mówi się w nim też w Namibii czy w mniejszym stopniu w Botswanie, Zimbabwe i Zambii.

Dodatkowo w samym RPA są trzy różne dialekty Afrikaans. Oczywiście jest masa stereotypów między osobami mówiącymi w tych dialektach, typu śmianie się z akcentu czy ze słownictwa. Dialekt z dzielnicy klasy robotniczej Cape Flats w Kapsztadzie, czyli tzw. Kaaps or Afrikaaps powoli zaczyna uznawać się za osobny język. Ma już nawet swój pierwszy słownik. No, ale ta dzielnica i skąd się tam ludzie wzięli to jest temat na osobny post 🙂

Mimo tego zróżnicowania kwestia afrikaans dalej jest problematyczna. Stereotypowy Afrykaner nie chce i nie lubi mówić po angielsku oraz uważa, że głównym językiem w RPA powinien być afrikaans, a nie angielski. Z jednej strony podkreślam słowo stereotypowy, bo wiele osób takich nie jest. Z drugiej strony Afrykanerzy zwłaszcza w małych miejscowościach potrafią być bardzo niemili, jeśli mówi się do nich po angielsku.

Widziałam też kilka nieprzyjemnych sytuacji, gdy Afrykaner mówił w afrikaans głośniej i głośniej do osoby, która go ewidentnie nie rozumiała… albo po prostu darł się na kogoś, żeby do niego nie mówić po angielsku. Wiecie coś na zasadzie, jak mieszkasz w RPA to się naucz afrikaans! Brzmi znajomo? Trzeba pamiętać, że w RPA takie zachowanie ma bardzo negatywne konotacje zarówno historyczno, jak i rasowe.

W tej chwili na forum publicznym spory kręcą się wokół wprowadzania afrikaans np. jako drugiego języka wykładowego, podczas gdy języki afrykańskie nie mają tego przywileju. O angielski nikt się nie kłóci bo raz, że jest użyteczny, a dwa, że to wspólny język większości mieszkańców RPA niezależnie od języka ojczystego czy etniczności.

Dla przykładu trwa teraz spór z uniwersytetem UNISA, który chce nauczać tylko w afrikaans i po angielsku. Jak podkreśla partia EFF, jeśli wprowadzają afrikaans jako język wykładowy to powinni też wprowadzić języki afrykańskie. Zaledwie dla 13% społeczeństwa afrikaans to język ojczysty, podczas gdy Zulu jest takim dla 22% społeczeństwa, a Xhosa 18%. Dlaczego więc Afrikaans ma mieć ten przywilej? Już pomijając okropną historię dominacji afrikaans, obiektywnie mają rację!

Moja przygoda z afrikaans

Afrikaans jest językiem dość łatwym – ma tylko trzy czasy, masa słów jest podobnych do angielskiego. Głównym problemem są niektóre długie, często złożone słowa oraz momentami dziwna składnia. Skoro język jest łatwy dlaczego więc po mieszkaniu 10 lat w RPA dalej nie mówię w nim biegle? Zwłaszcza, że ogólnie jestem zaparta z językami i znam kilka?

Pierwszy raz za afrikaans zabrałam się po przyjeździe, gdy przygarnęła mnie grupa znajomych z pierwszym językiem afrikaans. Jak tylko sobie popili to zaczynali nadawać w afrikaans, chciałam czy nie chciałam musiałam go trochę ogarnąć. Wtedy praatałam całkiem nieźle, ale po dwóch latach towarzystwo się rozpadło. Kilka lat później miałam jednego chłopaka Afrykanera to znowu trochę przysiadłam. No i trzeci raz w lockdownie znowu spróbowałam… w rezultacie ogarnęłam dwa inne języki, a afrikaans dalej nie 😀

Sam język jest ładny, ale mam z nim złe skojarzenia. Z mojego byłego z czasem powychodziły straszne poglądy dał mi np. wykład na temat tego jak ludzie o różnych kolorach skóry nie powinny “się mieszać”, bo to tak jak mieszać dwa gatunki zwierząt i inne takie rasistowskie kwiatki. Jego rodzina też z czasem zaczęła czuć się ze mną bardziej komfortowo i dzieliła się podobnymi poglądami. Był to strasznie wykańczający psychicznie związek, bo wszystko co partner przedstawił mi na początku okazało się kłamstwem – otwartość kulturowa, stan jego finansów, zawód, wykształcenie, podejście do religii. No wszystko 😀 Jak mi się ta relacja przypomni to do dziś mnie trzącha. Afrikaans dalej mi się z nim kojarzy.

A w szerszym kontekście to mimo że Afrikaans to nie tylko język Afrykanerów, z mojego doświadczenia wynika, że tylko niektórzy Afrykanerzy mają problem z rozmawianiem z innymi po angielsku. Ci natomiast, którzy mają z tym problem często mają straszne poglądy typu biała supremacja. Rozmowa z takimi osobami to słaba motywacja. Dodatkowo zdecydowanie dominuje tu angielski i wszystko można w tym języku załatwić. Teraz moje wysiłki w afrikaans skupiają się więc głównie na próbie przebrnięcia przez ciekawą książkę w tym języku.

Czy afrikaans jest potrzebny na wakacje w RPA?

Ogólnie nie. Natomiast jeśli jedziecie do mojej prowincji Western Cape, Northern Cape albo Free State i chcecie się zapuścić poza miasto czy poza atrakcje turystyczne to na pewno może się przydać. Czego się na szybko nauczyć? Podstawowych zwrotów i liczenia, nazw jedzenia, słownictwa, jeśli macie jakieś wymagania, typu jeśli jesteście wegetarianinem. Aczkolwiek z tym ostatnim i tak będziecie mieli problem w mniejszych miejscowościach. Weganin może liczyć co najwyżej na pomidory z własnymi łzami.

Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam do komentowania. Z czasem planuję poopowiadać o wszystkich językach w RPA.

Przepis na chakalakę

Chakalaka to potrawa południowoafrykańska, która na pewno wygrywa w konkursie na najfajniejszą nazwę. Dodatkowo chakalaka jest łatwa w przygotowaniu, smaczna i można ją jeść na różne sposoby.

W sklepach w RPA można ją znaleźć w puszce w trzech odcieniach ostrości: łagodną, średnio-ostrą i ostrą. W przepisie podam wskazówki jak osiągnąć, który efekt. Ze względu na dużą dostępność chakalaki w sklepach, rzadko przygotowuje ją się w domu. A szkoda, bo taka jest dużo lepsza!

Krótka historia chakalaki

Jak w przypadku wielu przepisów i z chakalaką nie do końca wiadomo, jak i gdzie ona powstała. Jedna z teorii mówi, że powstała w kopalniach niedaleko Johannesburga, gdzie pracownicy z Mozambiku mieszali ze sobą różne składniki z konserw, aby dodać je do papu. Pap to z kolei danie robione z gruboziarnistej mąki lub mąki kukurydzianej, bardzo popularne na kontynencie afrykańskim i znane tu pod różnymi nazwami.

Chakalaka: Składniki i inne szczegóły

Czas przygotowania: około pół godziny

Typ kuchni: wegańska

Liczba porcji: 6

Poziom trudności: łatwe



Składniki:


3 łyżki oleju

1 cebula – rozmiar zależy od tego, jak bardzo lubicie cebulę

2 małe papryczki chili – omińcie, jeśli chcecie zrobić wersję łagodną, dajcie jedną, jeśli średnio-ostrą i dwie na ostrą

2 ząbki czosnku

10-40 gramów imbiru – imbir dodaje ostrości, 10 g wystarczy, 20 to idealnie, a 40 to już jak naprawdę lubicie imbir

2 łyżki średnio-ostrego curry – curry możecie zamienić na łagodne… albo ostre

1 papryka czerwona

1 papryka zielona

1 papryka żółta

5 dużych marchewek

1 puszka krojonych pomidorów

2 łyżki koncentratu pomidorowego


1 puszka fasolki w sosie pomidorowym

Tymianek, pieprz i sól do smaku

Sposób przygotowania

1. Obierzcie marchewkę i zetrzyjcie ją na tarce. Przeciśnijcie czosnek przez praskę. Pokrójcie cieniutko papryczki chili, jeśli używacie. Pokrójcie cieniutko imbir (możecie go też zetrzeć) i wszystkie papryki.

2. Rozgrzejcie olej na patelni i wrzućcie na nią cebulę, aż zmięknie. Przełóżcie do garnka albo zostawcie, jeśli korzystacie z głębokiej patelni. Tylko pamiętajcie, że muszą tam się zmieścić wszystkie składniki!

3. Dodajcie chili, czosnek, curry, imbir, sól, pieprz i paprykę. Mieszajcie na średnim ogniu przez 5 minut.

4. Dorzućcie marchewkę. Dobrze wymieszajcie. Dodajcie koncentrat pomidorowy i pomidory. Znowu wymieszajcie.

5. Wszystko musi się gotować 5-10 minut. Mieszajcie co chwila, żeby nic nie przywarło do garnka/patelni.

6. Na koniec dorzućcie fasolkę w sosie pomidorowym i tymianek. Wymieszajcie i spróbujcie. Można dodać jeszcze sól i pieprz, a nawet imbir, wedle preferencji. Koniec.

Z czym to się je?

Przykład podania

Jak już mówiłam standardowo chakalakę je się na ciepło z papem. Dobrze też smakuje z ryżem, z ziemniakami, a nawet z chlebem. Można ją wymieszać z tymi rzeczami, albo jeść osobno jako warzywo do posiłku. Niektórzy lubią ją też na zimno.

Zachęcam też do eksperymentowania z chakalaką, bo jej przygotowanie w samym RPA bardzo się różni w zależności od miejsca. Jeśli przygotujecie coś, co można dać na insta, to pamiętajcie, żeby mnie oznaczyć #magdawrpa.

Wizyta w Karoo Desert National Botanical Garden

W Kapsztadzie jest taki mega znany ogród botaniczny Kirstenbosch, który znajduje się na każdej szanującej się liście “co zobaczyć w RPA”. Na pewno o nim kiedyś napiszę, ale dzisiaj będzie o ogrodzie, o którym naprawdę trzeba się postarać, żeby usłyszeć. Nie wiem czemu, bo jest naprawdę zajebisty.

Gdzie to? Co to?

Karoo Desert National Botanical Garden to ogród botaniczny w Worcester około 1,5 godziny jazdy od Kapsztadu. Drogę można sobie dodatkowo umilić wybierając troszkę wolniejszą trasę przez góry. Po drodze po prostu kierujecie się na Mountain Pass. Nie pożałujecie widoków!

W ogrodzie można znaleźć roślinność pustynną i półpustynną, głównie z RPA i Namibii. Ogród jest otwarty codziennie od 7 rano do 6 wieczorem. Najlepszy czas na odwiedziny to wiosna, czyli od sierpnia do października. Wtedy będziecie mieli okazje obejrzeć kwiaty w pełnym rozkwicie.

Roślinność

Znajdziecie tam wiele różnych rodzajów roślinności. Z fajniejszych rzeczy są tam różne aloesy – fajnie zobaczyć w naturze, co tak naprawdę człowiek sobie nakłada na twarz.

Spodobała mi się też roślina, która nazywa się chińskie lampiony. W RPA można znaleźć je w regionie nazywanym Małe Karoo (Little Karoo). Nazwa pochodzi od tego…że kwiaty tej rośliny wyglądają jak chińskie lampiony. Niespodzianka 😀

Wszędzie jest też masa kwiatów w różnych kolorach. Dominuje żółć, pomarańcz i biel. To typowe kwiaty na Zachodnim Wybrzeżu RPA. Podczas zwiedzania tzw. Garden Route, są jedną z głównych atrakcji. Tam czekają jednak na was tłumy, a w ogrodzie można sobie poobcować z naturą całkiem na spokojnie.

Najfajniejsze moim w zdaniem w całym ogrodzie są jednak drzewa, które wyglądają jak z innej planety. Tak się to kojarzy nie tylko mi, bo twórcy serialu HBO “Wychowane przez wilki” (obrazek 4 poniżej) kręcili sceny na innej planecie właśnie obok Kapsztadu, gdzie takie rośliny występują. Dajcie znać w komentarzach, jeśli oglądaliście ten serial! Ja bardzo czekam na drugą serię.

Widzicie drzewo przy którym stoję? Niestety nie udało się go ochronić przed wandalami. W RPA ludzie najczęściej zostawiają tagi na drzewach, skałach albo roślinach. Oczywiście są strażnicy, ale takiego dużego terenu nie ma jak uchronić przed wszystkimi.

Sam spacer po ogrodzie zajmuje koło godziny bez czytania tabliczek informacyjnych i dwie z czytaniem. Dodatkowo warto do wizyty w ogrodzie dołożyć jedną z dwóch tras wspinaczkowych na jego terenie.

Trasy wspinaczkowe

Trasy oznaczone są jako niebieska i zielona, choć mam wrażenie, że były trudniejsze niż zapowiedziano. Może dlatego, że sobie pomyślałam, e tam, ogród botaniczny, Conversy starczą. No i niby starczyły i sobie nie zrobiłam krzywdy, ale ogólnie polecam prawdziwe buty wspinaczkowe.

Trasa zielona zaczyna się całkiem niepozorną ścieżką pod górkę, ale potem jest łażenie po skałkach, a nawet sznury. Trasa niebieska to tylko wspinaczka pod górkę, bez żadnych większych atrakcji. Trasy się łączą, więc można zrobić dwie za jednym zamachem albo skrócić dłuższą trasę zieloną przechodząc na niebieską, jeśli wam się znudzi wspinaczkowanie. Trasy są oznaczona w miarę okej, ale trzeba wyglądać znaków. Niestety łatwiej znaleźć znaki informujące o tym, gdzie nie iść niż iść.

Trasa niebieska ma zdecydowanie ładniejsze widoki. Trzeba jednak wspinać się na skałki, takie jak na zdjęciu powyżej. Schodzi się z drugiej strony i są sznury do pomocy. Pamiętajcie żeby uważać, gdzie stawiacie nogi i co łapiecie. To taka ogólna dobra rada na trekking w krajach, gdzie występują różne stwory.

Na szczycie, jak widać, jest Instagramowa dziura, w której można zapozować. Tam też można chwilę odsapnąć przed wspinaniem się na kolejny szczyt jeszcze wyżej. Trasa niebieska to naprawdę dobre kardio i super widoki na otaczające ogród ze wszystkich stron góry.

Ktoś jeszcze pamięta Świat według Bundych?

Na drugim i ostatnim szczycie już jest totalny relaks i ławeczka. Dokładnie takie same ławeczki można znaleźć we wszystkich ogrodach botanicznych i na ścieżkach pod kuratelą instytutu botanicznego. Widoki z góry są naprawdę super, a do tego otacza was roślinność z ogrodu. Fauny nie widzieliśmy za dużo dopóki po powrocie do domu nie znalazłam na sobie kleszcza.

Kleszcze w RPA przenoszą coś co się nazywa gorączka kleszczowa (tick fever). Jeśli po usunięciu kleszcza macie ślad, który rośnie albo wysypkę to trzeba zgłosić się do lekarza. Zazwyczaj dostaniecie antybiotyki i będzie po krzyku. Im szybciej zauważycie kleszcza, tym większe szanse na to, że niczym was nie zarazi. Po prostu pamiętajcie, żeby sprawdzić czy aby nic nie złapaliście po każdej trasie.

Ogólnie mimo kleszcza było to super przeżycie, bo to nie jest popularne miejsce. Na trasie nie spotkaliśmy nikogo. Z drugiej strony jest to w bezpiecznej miejscowości i na terenie ogrodu botanicznego, więc nie trzeba się martwić o napady, które zdarzają się na innych odludnych trasach.

Miejsce super, ale mało znane

Naprawdę bardzo polecam wam tę miejscówkę. Szkoda, że to miejsce jest dość nieznane szerszej publiczności, bo trochę się marnuje. Nawet my kiedyś byliśmy w Worcester, gdzie znajduje się ogród, a nie dostaliśmy nawet na jego temat ulotki w punkcie informacyjnym. Jeśli kiedyś zdarzy wam się spędzić w Kapsztadzie tydzień czy dwa w sezonie kwiatowym to koniecznie odwiedźcie to miejsce.

Co lubię w ludziach w RPA

W zeszłym tygodniu marudziłam na to, co mnie wkurza w ludziach z RPA. Dzisiaj dla odmiany będę mówiła o pozytywach RPAńczyków. Tak jak z cechami negatywnymi, podkreślam, że nacechowanie emocjonalne danej cechy to kwestia subiektywna i oczywiście nic nie dotyczy wszystkich mieszkańców, a raczej ogólnych tendencji. Okej, to jedziemy!

1. Chęć pomagania

Ludzie w RPA są bardzo chętni do pomocy. Czy wam się rozkraczy samochód na drodze czy się zgubicie czy upadniecie, nie trzeba długo czekać, żeby ktoś wam się rzucił na pomoc. W codziennym życiu to naprawdę pomaga, bo nigdy nie wiecie, co wam się przydarzy. Możecie np. złamać sobie stopę w drodze na siłownię i nie być w stanie się samemu podnieść (true story!).

Oznacza to też, że ludzie chętnie dają pieniądze na szczytne cele. W 2019 aż 8 na 10 ludzi przyznało, że przekazało pieniądze na dobry cel w ciagu 12 miesięcy. Biorąc pd uwagę, że wiele osób ma trudności finansowe to naprawdę pozytywny wynik. Chęć pomagania to także organizowanie inicjatyw gdy komuś potrzebna jest pomoc – pożar, powódź czy inna mniejsza lub większa katastrofa zawsze mobilizuje społeczeństwo do zbiórek i pomocy bezprośredniej.

2. Bycie przyjaznym

Ludzie w RPA są ogólnie dużo sympatyczniejsi niż w Polsce. Oczywiście wiadomo, że czasem trafi się gbur, a urzędy to już w ogóle rządzą się własnymi prawami, ale ogólnie ludzie są mili. Na trasach wspinaczkowych standardowo mówi się cześć, ale ludzie też witają nieznajomych na spacerach. Czasami tylko się macha, czasami jest jakiś small talk.

Jeśli się na kogoś zapatrzycie albo ktoś “złapie” wasz wzrok to normalnie jedna albo dwie strony się uśmiechają. Czasami też ktoś nieznajomy wam walnie komplement tak sam z siebie (Fajny kolor włosów! / Fajna torebka! / Ale masz ładne kolczyki!), no to to już naprawdę był dla mnie wielki szok kulturowy. To nie prowadzi do żadnej rozmowy, tylko tak o. Niby nic, a może naprawdę poprawić dzień.

W pracy wita się i żegna wszystkich, nie że pojedynczo tylko formułką “Hi/Bye everyone/all!”. Jest też typowo RPAński wymysł “(Good) Mornings” na “Dzień dobry” w sumie ma sens jak się widzi dużo osób to się życzy dużo udanych poranków 😉

3. Pomysłowość

RPA nie jest super łatwym krajem do życia. Poza gospodarką, która postanawia wiele do życzenia, rząd jeszcze dokłada przepisy, które dodatkowo utrudniają ludziom życie. Przykład? Gdy na rynek wszedł Uber, wiele osób zdobyło dzięki niemu całkiem spoko płatną pracę. Po jakimś czasie rząd uznał jednak, że e-hailing musi mieć licencję taką jak standardowe firmy taksówkowe. Decyzja przyszła z dnia na dzień, Uber zareagował natychmiast, ale otrzymanie tej licencji i tak trwało miesiące. Na kierowców zaczęły więc spadać wielkie mandaty.

Nie ma jednak znaczenia co RPAńczykom zafunduje rząd, oni zawsze wymyślą jakiś sposób, żeby sobie dać radę. W każdej ekonomii to jest cecha na wagę złota i naprawdę zawsze jestem w szoku, jak ludzie sobie radzą mimo wszystko. Teraz w pandemii bardzo było widać szybkie przebranżowienia i zmiany usług oferowanych przez firmy, tak żeby zarabiać mimo obostrzeń. Jak to mówią, potrzeba matką wynalazku!

4. Otwartość na inność

Żeby nie było ta otwartość na inność ma swoje granice, bo jak wspominałam w poprzednim poście jak wszędzie jest tu niechęć do imigrantów ze strony RPAńczyków. Jednak ogólnie ludzie tu są bardzo przyzwyczajeni do różnorodności i religijnej i etnicznej i poza jakimiś skrajnymi przypadkami nikt się na nikogo dziwnie nie patrzy ze względu na strój czy odcień skóry.

Tę otwartość widać w pracy, gdzie nie zakłada się, że wszyscy są tego samego wyznania czy mają te same preferencje żywieniowe. Jak czasem ktoś się zagapi, to raczej szybko się to poprawia. Na przykład raz w pracy mieliśmy loterię i nagroda była w postaci wina, a wygrał kolega muzułmanin. Kolega oddał wino komuś innemu czym zaskarbił sobie nowego przyjaciela, a menadżer zmienił nagrody i następnym razem nagrodą był bardziej inkluzywny bon w restauracji.

5. Bezpośredniość

Pamiętam jak się uczyłam dawno dawno temu angielskiego i uczono nas angielskiego biznesowego z oficjalnymi formułkami do korespondencji. Nie wiem jak jest w Anglii czy w USA, ale w RPA tego się praktycznie w ogóle nie używa. Emaile zaczyna się od “Hi” ewentualnie “Hi” z imieniem. Odrobinę bardziej formalnie wysyła się podania o pracę, ale nawet tam często dostajecie odpowiedź z “Hi”. Tak samo jak się dzwoni do kogoś to jest raczej pełen luz.

Nigdy nie miałam tu takiej sytuacji, żeby ktoś mnie poprawił albo użył wyższej formalności w emailu zwrotnym. Raczej w drugą stronę, jak się pisze formalnym językiem to odpowiedź jest super wyluzowana, aż się człowiek głupio czuje, że zaczął za wysoko stylistycznie. No ale wiadomo, jak wszędzie lepiej za grzecznie niż za nie niegrzecznie.

Mimo że kraj jest anglojęzyczny, nie ma tu też nadmiernej grzeczności (na pewno znacie żarty o tym jacy nadmiernie grzeczni są Anglicy. Używa się proszę i dziękuję bardziej niż po polsku, ale ogólnie styl jest bezpośredni. Pytań i rozmów też, bo czasem niektóre tematy nawet z nowopoznanymi osobami aż mi się nie mieszczą w głowie. Z drugiej strony wolę to niż nadmierne nadęcie i skrytość.

Sam cukier

No dobra już się nasłodziłam. Co ciekawe piszę to w dzień, w który wyjątkowo dokuczała mi cecha RPAńczyków pt. wyluzowane podejście do czasu. Tym bardziej doceńcie mój wyczyn w przekazywaniu pozytywnych treści 😉