Wywiady z Polakami: Justyna z Margate w Kwa-Zulu Natal

Przyszła pora na kolejny wywiad. Tym konkretnym jestem podjarana nawet bardziej niż zwykle, bo moja rozmówczyni, Justyna (Justandfamily) opowiedziała mi nieco o kulturze Zulusów. Jej mąż jest w połowie Xhosa, a w połowie Zulusem, ale identyfikuje się jako Zulus. Dodatkowo Justyna mieszka w Kwa-Zulu Natal, czyli w prowincji, z której nie miałam jeszcze gościa ani gościni.

1. Jak to się stało, że zamieszkałaś w RPA?

Mój mąż jest z RPA, ale poznaliśmy się w 2006 w UK. Mieszkaliśmy najpierw w West Sussex, a potem West Yorkshire. W 2008 urodziła się nasza pierwsza córka, Ania. Pod koniec 2011 roku mój mąż musiał wrócić do RPA z powodu rodzinnych interesów. Przez dwa lata byliśmy w związku na odległość i lataliśmy do siebie na dłuższe i krótsze wakacje. Pod koniec 2012 roku okazało się, że znowu byłam w ciąży! Byliśmy bardzo szczęśliwi, choć to była niespodzianka. Na urlopie macierzyńskim, kiedy Oliver miał 2 miesiące, pojechałam z dziećmi dołączyć do męża w RPA. Przedtem byłam tam kilka razy, ale to tylko ma wakacje. Po tej ostatniej wizycie nigdy nie wyjechaliśmy. W październiku tego roku minie nam 9 lat w RPA. Tu urodziło się nasze trzecie dziecko, córka Luna.

2. Czy odczuwasz jakieś różnice kulturowe między Tobą a Twoim mężem? Jeśli tak, jaką one grają rolę w twoim związku?

Jesteśmy małżeństwem od 13 lat i uważam, że najważniejsze w związku mieszanym są równowaga i szacunek dla swoich kultur.
Mój mąż wyznaje wartości tzw. zachodnie i mamy takie same poglądy na życie. Kiedy są jakieś rodzinne uroczystości, podporządkowujemy się tradycjom. Ja robię to, czego oczekuje się od zuluskiej żony „makoti”, czyli muszę nosić „doek” (chustkę) na głowie żeby zakryć włosy i nie mogę nosić spodni. Mężatki nie mogą też nosić bluzek czy sukienek bez rękawów, krótkich, lub z dużymi dekoltami. 

Podczas uroczystości mężczyźni i kobiety siedzą osobno. Tradycyjne rodziny są duże, więc trzeba sporo gotować. Moje miejsce jest w kuchni z innymi makoti. Gdy jedzenie jest gotowe przynoszone jest mężczyznom i podawane w kolejności od najstarszego do najmłodszego.
Takie uroczystości nie zdarzają się często więc nie mam z tym problemu. Rozumiem i szanuję kulturę zuluską, nawet gdy coś do końca nie ma to dla mnie sensu.

W naszym małżeństwie wszystko jest zbalansowane kulturowo – jemy dania typowo polskie czy europejskie, ale i afrykańskie. Jest dla nas ważne, aby nasze dzieci znały swoje polskie i afrykańskie korzenie.  Nasze pociechy mają także imiona Zulu, z których każde ma przypisane znaczenie. Nasza pierwsza córka to Anna Amahle, a Amahle znaczy „piękna”. Imię Zulu Olivera to Siyamthanda, czyli „kochamy go/ją”, a Luna to skrót od Lunathi, co znaczy „Bóg jest z nami”.

3. Czy Twoje dzieci urodziły się w RPA? Jak oceniasz tutejszą opiekę okołoporodową i sam poród pod względem medycznym?

Mąż Justyny z Anią i Oliverem oraz nosorożcem w tle

Ania i Oliver urodzili się w UK, a Luna tutaj. Opiekę w ciąży mogę porównać do tej w UK . W UK opieka zdrowotna jest za darmo, a tutaj musiałam płacić za wszystko – za każdą wizytę, badanie krwii, usg. Nie mamy medical aid, czyli prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego. W UK chodziłam do położnej, a tutaj do lekarza położnika. System i jakość opieki są na podobnym poziomie

Przy całej trójce dzieci miałam porody naturalne, choć za każdym razem sztucznie wywoływane, bo byłam po terminie. Jedyna różnica jest taka, że w RPA przy porodzie jest lekarz prowadzący ciąże, a położne grają tutaj drugie skrzypce.

Sam szpital był okej, a jedzenie bardzo dobre. Dziecko po porodzie jest zabierane na oddział pediatryczny bez względu na stan zdrowia. Musi zostać zbadane i być obserwowane przez pielęgniarki. Mama w tym czasie powinna odpoczywać. Ja jednak chciałam szybko Lunę z powrotem i kilkakrotnie dzwoniłam na pielęgniarki z niecierpliwością, by w końcu mi ją dali.

4. Twoje dzieci chodzą w RPA do szkoły. Co myślisz o tutejszym systemie edukacyjnym?

Ania w szkole na Heritage Day, czyli Dniu Dziedzictwa

Ania jest w 9 klasie (odpowiednik polskiego liceum), a Oliver w 3 klasie podstawówki. Ania w zeszłym roku była w innym liceum, w żeńskiej szkole z internatem, która z powodów mieszkaniowych była dla nas jedyną możliwością. Szkoła z internatem to było ciężkie przeżycie, ale nie wiem dla kogo bardziej 😀 Ania była zadowolona – otoczona koleżankami, miała dużo różnych zajęć pozaszkolnych. Teraz mieszkamy na południowym wybrzeżu i mam moje najstarsze dziecko w domu. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. 

Ania i Oliver chodzą do prywatnej szkoły. Z pewnością poziom edukacji w szkołach prywatnych jest wysoki, klasy są małe około 20 uczniów, a nauczyciele zawsze dostępni dla rodziców. Można im wysłać maila z uwagami i w ciągu kilku godzin otrzyma się odpowiedź.

Dzieci tutaj mają lekcje w-fu na dworze. Rok szkolny podzielony jest na 4 kwartały – zaczyna się w styczniu i kończy się na początku grudnia. Pierwszy kwartał to pływanie bo mamy lato, później piłka nożna, hokej na trawie, a 4 kwartał to pływanie i rugby.

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tutejszego systemu edukacyjnego, jest porównywalny z europejskim. Moje dzieci uczą się po angielsku i mają dodatkowy język, afrikaans.

5. Twój mąż jest Zulusem. Opowiedz trochę o tej kulturze.

Ojciec mojego męża był Zulu, a mama Xhosa. Mąż uważa siebie za Zulu. Kultura jest kolorowa, dziewczyny noszą kolorowe korale, wszyscy często śpiewają i tańczą. Moim ulubionym aspektem tej kultury jest taniec. Lubię obserwować tancerzy Zulu. Zazwyczaj grupa tancerzy czyli dziewczyny z chłopakami albo sami chłopcy tańczą do muzyki z bębnów. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz widziałam takich tancerzy byłam pod ogromnym wrażeniem. Dźwięki tych bębnów są bardzo specyficzne i często aż mam od nich gęsią skórkę.

6. Czy są jakieś zuluskie święta czy obchody, o których chciałabyś opowiedzieć?

Z rodziną

Opowiem Wam o Imbeleko. Podczas tej uroczystości żona i dzieci są przedstawione przodkom. Według tradycji powinno to być zrobione jak dziecko ma 10 dni, ale nikt tego już nie przestrzega. Żeby zorganizować taką imprezę potrzeba dużo oszczędności i pracy – obchody trwają 2 dni. Zaczynają się w piątek a kończą w sobotę wieczorem. 

Wszystko odbywa się w okrągłym domu, gdzie po jednej stronie siedzą kobiety a po drugiej mężczyźni. Każda osoba, która jest przestawiana przodkom musi mieć swoje zwierzę, które będzie złożone w ofierze. Mój mąż miał woła i owce, moje dzieci kozy, a ja owcę. Podczas ceremonii jest palona suszona szałwia tak, aby powstał dym. Potem głowa rodziny mówi do przodków. W naszym przypadku był to najstarszy brat mojego męża, który opowiadał przodkom o naszej rodzinie i prosił żeby chronili nas od złego. Ja z dziećmi siedziałam na dywanie z trawy. Małe zwierzęta zostały zabite w środku. Ja i dzieci mogliśmy wyjść, aby tego nie oglądać. 

Zachowuje się żółć i kawałek wątroby z każdego zwierzaka. Na zdjęciach możecie zobaczyć nadmuchany woreczek żółciowy doczepiony do guzika mojej bluzki – oznacza on, że poświęcone zwierzę zostało zaakceptowane. Aby rytuał mógł się dopełnić, trzeba się napić żółci swojego zwierzęcia i zjeść kawałek wątroby. Reszta żółci jest kropiona na ręce i nogi, a tego wieczoru nie można się myć.

Podczas ceremonii serce waliło mi jak młotem, ale musiałam podtrzymać honor białych kobiet. My też jesteśmy waleczne i odważne. Żółć jest naprawdę gorzka! Wątroba nawet nie wiem jak smakuje, bo ten mały kawałek połknęłam. Na drugi dzień dostaliśmy bransoletki ze skóry naszych zwierzaków nazywane isiphandla. One oznaczają, że było się w kontakcie z przodkami. Nie wolno tych bransoletek przecinać albo próbować zdjąć, to one same mają odpaść. Kiedy to się stanie powinny zostać spalone w okrągłym domu. 

Na zdjęciu widać bransoletki isiphandla i woreczek żółciowy na bluzce Justyny

Ja nosiłam swoje bransoletki przez 3 miesiące. W końcu teściowa powiedziała mi, że mogę już je zdjąć, bo noszę je przez długi czas. Kiedy bransoletka była sucha to wcale mi nie przeszkadzała. Najgorsze było, kiedy skóra zaczęła cuchnąć. Lokalne kobiety poradziły mi żeby smarować je octem. Po dwóch dniach już nie było problemów. Muszę wam przyznać, że tymi bransoletkami budziłam zainteresowanie ludzi, którzy mnie nie znali. Nie wierzyli mi, że jestem makoti.

7. Opowiedz nam o Margate, gdzie mieszkasz i o prowincji KwaZulu-Natal

Patrzcie, jak zielono w KZN

Kiedyś mieszkaliśmy na wsi, w Umzimkhulu. Aktualnie żyjemy w Margate. To małe miasteczko na południowym wybrzeżu, często odwiedzane przez turystów. Mieszkamy tutaj od stycznia i już się zadomowiliśmy.

Latem bywało ciężko z powodu upałów (przypis Magdy – styczeń to lato w RPA). Czasami wilgotność była tak wysoka, że pranie nie schło mimo 40 stopni. Musiałam wszystko prać po raz drugi bo zaczynało butwieć.

Prowincja KwaZulu Natal jest znana z plaż, Gór Smoczych i sawanny. Kilka tygodni temu nasza prowincja bardzo ucierpiała z powodu powodzi. Setki domów zniszczonych, setki ludzi straciło życie. Osobiście nie byłam dotknięta powodzią, ale moje dzieci nie chodziły do szkoły, a drogi były zalane. Takiego deszczu nigdy nie widziałam, padało non stop przez 5 dni z różnym natężeniem.

Jednej nocy nie mogłam spać, bo martwiłam się o nasze bezpieczeństwo. Mieszkamy na parterze i już rozmawiałam z sąsiadka czy będziemy mogli się u niej schronić, jeśli nas zaleje. Spakowałam nawet torbę z najważniejszymi rzeczami.

8. Za co najbardziej cenisz RPA?

Wszystkie dzieci Justyny razem

Najbardziej cenię to, że tu w końcu znalazłam swoje miejsce na ziemi u boku mojego męża! Piękno tego kraju zapiera dech w piersiach. Uwielbiam siedzieć na ławce i patrzeć na fale ocean. Prawie każdego dnia idziemy spacerkiem na plażę. Nawet mała Luna reaguje na fale i jest nimi niesamowicie podekscytowana.

9. Co Ci się najmniej tu podoba?

Najmniej podoba mi się biurokracja. Wszystko zajmuje bardzo dużo czasu i muszę mieć ogromne zapasy anielskiej cierpliwości.

Kolejna rzecz to load shedding, czyli planowe przerwy w dostawie elektryczności. RPA nie daje rady wyprodukować wystarczająco dużo prądu w związku z tym wyłączają prąd na 2,5h, czasami nawet po kilka razy dziennie!

Następną rzeczą której nie lubię jest przestępczość. Niedawno chcieli ukraść nasz samochód, gdy jechał nim mój mąż. Jest on dobrym kierowca i udało mu się uciec. (Przypis Magdy – tu chodzi o carjacking, rodzaj przestępczości w RPA, gdzie przestępcy otaczają samochód i wymuszają na kierowcy porzucenie go, często mają broń). Podczas lockdownu napadnięto na nasz sklep z bronią w ręku. Mieliśmy szczęście, bo nikt nie odniósł żadnych obrażeń. Ukradziono jedynie pieniądze i papierosy.

10. Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć polskiemu czytelnikowi na temat RPA? Ten kraj kojarzy się w Polsce raczej negatywnie.

Ludzie mają głupie skojarzenia, kilkakrotnie mnie pytano jak się żyje Afryce. Takie pytanie od razu sprawia, że nie mam ochoty rozmawiać z daną osobą. Mieszkam w państwie RPA, a Afryka to kontynent!

RPA to jedno z najlepiej rozwiniętych państw na tym kontynencie. Każdy może znaleźć co lubi – góry, plaże, duże miasta, festiwale, koncerty, restauracje albo można zabrać namiot i wybrać się na prawdziwa przygodę.

Naprawdę jest w czym wybierać – najlepiej przekonać się samemu i wyrobić sobie własną opinię na temat RPA, a nie powtarzać zasłyszane historie. Podróże kształcą!

Nowy skandal z Die Antwoord

Kiedy prowadziłam weekend o RPA na Instagramie u Polki na Obczyźnie wiele pytań dotyczyło zespołu Die Antwoord, czyli Ninji i Yolandi Visser. Jest to wielki muzyczny hit eksportowy RPA. Tutaj nie jest to jednak specjalnie lubiany zespół, mimo że jest rozpoznawalny. Najpierw opowiem wam o nowym skandalu, który wybuchnął w zeszłym tygodniu, potem o tych nieco starszych, a na koniec wyjaśnię skąd brak ekscytacji tym zespołem w ich rodzinnym kraju.

Doniesienia o Die Antwoord jako dysfunkcyjnej rodzinie zastępczej

Die Antwoord zostało rodziną zastępczą chłopca o imieniu Gabriel “Tokkie” du Preez, gdy ten miał 11 lat. Jak to się stało? Fotograf Ben Jay Crossman zrobił chłopcu i jego rodzinie zdjęcie. Tokkie ma niecodzienny wygląd ponieważ cierpi na hipohydrotyczną dysplazję ektodermalną. W związku z tym ma tylko dwa zęby na górnej szczęce i wydawał się Die Antwoord idealnie do nich pasować ze swoim dziwnym wyglądem. Zaczęli odbierać go ze szkoły, zaprosili do udziału w ich teledysku I Fink You’re Freaky. Ponieważ Tokkie pochodził z bardzo biednej rodziny w Johannerburgu, Die Antwoord zostali jego rodziną zastępczą, oficjalnie, by zapewnić mu lepsze życie.

Niestety jak wynika z wywiadu opublikowanego na YouTubie w zeszłym tygodniu, Die Anwtwoord dopuścili się różnego rodzaju nadużyć. Du Preez nie skończył szkoły mieszkając u nich, zamiast tego korzystali z niego jako z taniej siły roboczej. Ninja i Yolandie wmawiali mu też, że był diabłem i namawiali do robienia złych rzeczy np. do nagrania wideo, gdzie obraża swoją biologiczną rodzinę, bo jest biedna. W wyniku tych psychologicznych gierek, chłopiec dźgnął nożem swojego brata. Ninja rzekomo pogratulował mu tego wyczynu.

Zespół namawiał Tokkiego także do brania udziału w okultystycznych rytuałach i pobierali od niego krew, którą w tych rytuałach wykorzystywali. Podczas rytuałów i nie tylko podawali nieletniemu Tokkiemu narkotyki, w tym marijuanę i grzybki halucynogenne. Chłopiec dużo przebywał też w towarzystwie gangsterów. Nie od dziś wiadomo, że Die Antwoord lubi się obnosić znajomościami w kapsztadzkim półświatku.

Jeszcze bardziej niepokojące są jednak oskarżenie o nadużycia seksualne. Zespół miał zmuszać chłopca i jego siostrę do rozbierania się oraz patrzenia na nich, gdy byli nago. Die Antwoord bowiem również przysposobiło siostrę Tokkiego. To właśnie martwienie się o los 14-latki, sprawiło, że Tokkie postanowił wypowiedzieć się publicznie na temat nadużyć ze strony Die Antwoord. Cały wywiad dostępny jest tutaj:

Die Antwoord w tej chwili zaprzecza doniesieniom i ani policja ani prokuratura nic jeszcze z nimi nie zrobili. To pewnie kwestia czasu, biorąc pod uwagę, że fotograf dzięki któremu Die Antwoord poznało du Preeza już potwierdził część zeznań.

Nie można zapomnieć, że nie jest to pierwszy raz, gdy Die Antwoord oskarża się o nadużycia seksualne. Zarzuty o napaść seksualną padły ze strony australijskiej piosenkarki, Zheani Sparkes. Yolandi także była w sprawę zamieszana, bo najpierw znalazła piosenkarkę na Instagramie, a potem pomogła zwabić ją do RPA. Gdy te oskarżenia ujrzały światło dzienne o molestowaniu seksualnym opowiedziała włosko-amerykańska piosenkarka, Jade Carrol. Tę kobietę Ninja miał dotykać w miejscach intymnych mimo jej wyraźnego sprzeciwu. Obydwu paniom Ninja rzekomo powiedział, że podobają mu się, bo przypominają mu jego córkę.

Inne skandale

Skandale są jednym z powodów dla których Die Antwoord nie jest specjalnie lubiane w RPA. Śpiewają w afrikaans, więc ich grupą docelową mogliby być Afrykanerzy. Są oni jednak konserwatywną grupą społeczną, a zespół często żartuje z religii i epatując seksualnością. Poza Afrykanerami zespół podpadł także innym grupom społecznym za:

blackface, czyli udawanie osoby czarnoskórej w teledysku, ale też za trywializację kultury Xhosa i wrzucanie ważnych symboli od tak, do teledysków bez kontekstu

– inne przywłaszczenia kulturowe – elementów kultury biednych ludzi w townships i innych biednych dzielnicach oraz kultury gangsterskiej

– za przekleństwa i wyzwiska uznawane za obraźliwe dla grup społecznych np. kobiet (wszechobecne słowo poes, czyli c*pa) czy osób czarnoskórych (cz*rn*ch)

homofobia – opublikowano wideo, w którym Die Antwoord wyzywa otwarcie homoseksualnego piosenkarza od p*dał*w. Przypominam, że w RPA jest prawna ochrona przedstawicieli społeczności LGBT przed dyskryminacją.

– zachowanie na planie filmu “Chappie” – Die Antwoord rzekomo zniszczyli atmosferę na planie dla całej ekipy do tego stopnia, że już w czasie trwania zdjęć scenarzysta zmienił część scenariusza tylko po to, by współpraca z nimi trwała krócej.

Czemu w RPA nie lubi się Die Antwoord?

To nie tak, że nikt Die Antwoord w RPA nie lubi. Zwraca się uwagę na ich liczne współprace z lokalnymi artystami czy promowanie ich twórczości. Jednak dla ludzi w RPA niespecjalnie jest w nich cokolwiek niezwykłego. Po pierwsze bardzo dużo ludzi rozumie w jakimś stopniu afrikaans, a ich teksty są głupie. Po drugie dźwięk samego afrikaans czy angielskiego z akcentem afrikaans, tak atrakcyjny dla zagranicznej publiczności, jest tu bardzo powszechny. Po trzecie są te wszystkie kontrowersje i nawet fajna nuta, nie pomoże, jeśli uważasz, że teledysk danego zespołu osobiście Cię obraża.

Myślę, że to trochę tak jak z Rammsteinem, który jest dużo bardziej popularny za granicą niż w Niemczech. W innych krajach podoba się industrialne brzmienie z niemieckim, a tekstu ludzie nie rozumieją. Sama jestem fanką tego zespołu, ale ich angielskiego albumu nigdy nie słucham, bo trochę żenła. Tak samo Die Antwoord, momentami nawet przy moim poziomie afrikaans jest nie do przełknięcia. Dam wam refren jednej z piosenek:

Wat kyk jy? – Na co się patrzysz?

Refren:

Wat kyk jy? (Fokof!) – Na co się patrzysz? (Spierd*laj!)

Wat kyk jy? (Poes!) – Na co się patrzysz? (C*pa!)

Wat kyk jy? (Fok jou!) – Na co się patrzysz? (Pi*erdol się!)

Wat kyk jy? (Jou naai!) – Na co się patrzysz? (J*biesz się!)

I to wszystko x 2 jakby ktoś nie zrozumiał wzniosłego przekazu piosenki 😀

Czy macie prawo lubić Die Antwoord? Jasne, bez kontekstu kulturowego łatwo się zafascynować tych ich popową papką w teledyskach, nuty nie są złe. Tylko szkoda, że nie są bardziej jak Stromae, który głośno mówi o swoich inspiracjach. Die Antwoord sobie bierze, co chce z kultur(y) RPA, ale też nigdy w wywiadach nie mówimy na ten temat niczego ciekawego, tak, żeby ktoś się mógł zainteresować. Nikomu niczego też nie przypisują, jakby sami wszystko wymyślili. Dla mnie to poza wszystkim innym totalnie zmarnowany potencjał ich pozycji.

Nie uważam, że artystę trzeba łączyć z jego zachowaniami w życiu prywatnym. Od oceny przestępstw jest sąd i jeśli Die Antwoord popełnili zbrodnie i faktycznie znęcali się nad tymi dziećmi to mam nadzieję, że poniosą konsekwencje. Sprawa o napaść seksualną ze strony Ninji też nie zniknęła – jeśli pojedzie do Australii to będzie musiał liczyć się z konsekwencjami prawnymi tej wizyty, bo wspomniana wyżej artystka złożyła zawiadomienie na policję.

A wy co myślicie o tej sprawie? Lubicie Die Antwoord? Dajcie znać w komentarzach 🙂