Góry i ocean w jednym mieście, a do tego świetne restauracje w cenach nieporównywalnie niższych niż w krajach zachodnioeuropejskich i umiarkowanie przyjemny klimat cały rok. Nic dziwnego, że Kapsztad to atrakcyjne miasto dla turystów, emerytów i nomadów cyfrowych z różnych krajów europejskich. Czy dla Polaka jest to równie przyjazny kierunek co dla Niemca? Ponieważ coraz częściej dostaje pytania o nomadyzm cyfrowy w Kapsztadzie, postanowiłam sklecić ten oto post.
Wizy, czyli ile możesz siedzieć w RPA
Niby jesteśmy w EU, niby jesteśmy w Schengen… ale obywatel Polski nie ma tak łatwo jak osoby z wielu innych krajów europejskich. Polacy mogą wjechać do RPA bez wizy, ale zamiast typowych 90 dni, Polacy przy wjeździe dostają stempel jedynie na 30 dni. Przy takim wjeździe wymaga się też biletu powrotnego lub na dalszą podróż. Problem przy takiej wizie jest taki, że nie można sobie wyskoczyć do kraju ościennego na chwilę i potem dostać kolejne 30 dni. Wyjazd do krajów ościennych się nie liczy. Aby dostać nowy stempel musicie pojechać dalej.
Aby dostać wizę na dłużej (do 90 dni), można o nią złożyć wniosek w ambasadzie RPA w Warszawie. W tym przypadku trzeba jednak m.in. pokazać, gdzie się będzie mieszkać i fundusze w wysokości 500 dolarów amerykańskich (+/-2400 PLN) na każdy tydzień pobytu od osoby. Taką wizę można przedłużyć raz na kolejne 90 dni już w RPA. Plusem jest to, że urząd często się spóźnia, a jak się złożyło wniosek to w RPA można siedzieć dopóki się nie otrzyma odpowiedzi. Minus jest jednak taki, że jeśli się przed doczekaniem na przedłużenie i wyjedzie z nieważną wizą to czeka na was ban na wjazd do RPA – przy mniej niż 30 dniach na rok, jeśli więcej na 5 lat.
Wiza, o której mówię jest wizą turystyczną, czyli rekreacyjną. Trzeba jednak pamiętać, że wiza turystyczna nie uprawnia do pracy w RPA. Żeby pracować dla firmy z siedzibą w RPA potrzebna jest inna wiza. Wizy dla nomadów cyfrowych jako takiej w RPA jeszcze nie ma, choć są ku temu plany. Miałoby to na celu uregulowanie tej szarej strefy i zachęcenie ludzi do przyjazdu do RPA. Jaki to problem, jeśli ktoś sobie siedzi w jednym kraju i pracuje dla własnego kraju? Z punktu widzenia RPA np. taki, że po 183 dniach pobytu w roku dana osoba staje się rezydentem podatkowym, więc powinna płacić podatki.
Gdzie się zatrzymać?
Jeśli postanowicie na jakiś czas zaznać piękna Kapsztadu jest kilka fajnych dzielnic, gdzie można się zatrzymać. Wybór oczywiście zależy od osobistych preferencji, ale tutaj podaję kilka sugestii:
Dla fanów spacerów nad brzegiem oceanu, którzy chętnie mieszkaliby nieco dalej od miasta najlepsze będą dzielnice Noordhoek, Big Bay lub Hout Bay. Dla tych co lubią i ocean i miasto i chcą być blisko atrakcji turystycznych lepsze byłyby okolice Camps Bay, Sea Point, Mouille Point lub Waterfront.
Dla osób lubujących się w sportach wodnych takich jak kitesurfing czy surfing polecam Muizenberg i Blouberg.
Jeśli dla kogoś najważniejszy jest łatwy dostęp do gór to kłania się Tamboerskloof i Vredehoek.
Dla osób lubiących być w centrum najlepiej wybrać dzielnicą Gardens, ewentualnie okolice Kloof Street.
Można też mieszkać w kilku dzielnicach po kolei, aby doświadczyć różnych aspektów tego pięknego miasta. Jedno o czym trzeba pamiętać to, że tanie lokum niekoniecznie jest pozytywnym znakiem. Może być no w dzielnicy, która jest stosunkowo niebezpieczna.
Wynajem krótkoterminowy
Wynajęcie mieszkania na krócej w Kapsztadzie nie należy do zadań najłatwiejszych. Standardowo umowy najmu podpisywane są na rok i przez pierwszy rok często nie ma okresu wypowiedzenia. Nie należy wierzyć ludziom, którzy chcą podpisać z wami umowę na rok, ale mówią, że nie będzie problemu z ewentualną wcześniejszą wyprowadzką. Sama wpadłam w sidła takiej osoby i znam wiele osób, które płaciły za mieszkania, gdzie już nie mieszkały. Jak przychodzi co do czego właściciel wymusza na osobie wyprowadzającej się znalezienie nowej osoby. Nie warto pakować się w ten stres przy krótkich pobytach.
Zamiast tego polecam wynajem długoterminowy na Airbnb. Ceny są wtedy korzystniejsze niż przy wynajmie na tydzień czy dwa, a Airbnb chroni was przed ewentualnymi machlojkami. Innym sposobem jest szukanie lokum na grupach ekspackich typu Internations, forach internetowych czy już na miejscu przez nowe znajomości. Zwłaszcza przy większym budżecie można też skorzystać z usług agencji nieruchomości oferujących wynajem tymczasowy.
Infrastruktura nomadzka
Gdy ja wyprowadzałam się do RPA 11 lat temu Internety jeszcze słabo śmigały. Dziś jednak jest masa hipsterskich i niehipsterskich miejscówek, gdzie możecie pracować. Chyba najfajniejszą jest kafejka na szczycie Góry Stołowej 🙂 Nie będę dawała innych sugestii, bo jest ich dużo i też nie chce pozbawiać pracy wujka Google.
Jeśli chodzi o wynajem to najlepiej szukać na Airbnb miejscówek określonych jako business ready, ewentualnie dokładnie dopytywać o internet w wiadomościach prywatnych. Mówię o tym dla tego, że jeśli kogoś wywieje na farmę to może się okazać, że lokum oznaczone jako “z Internetem” bardzo różni się od oczekiwań (oczekiwanie: chcę robić videocalle kontra rzeczywistość: jak jest dobry wiatr to się załaduje email).
Koszty życia
Polski Business Insider niedawno zaklasyfikował Kapsztad na liście miast, gdzie możesz żyć za 1000 dolarów lub mniej. I rzeczywiście, masa osób żyje za tyle, a nawet dużo, dużo mniej w Kapsztadzie, tylko nie wiem, czy to w jakikolwiek sposób odnosi się do stylu życia na jaki liczy nomad cyfrowy. Wiadomo, że człowiek chce mieszkać w jakiejś fajniejszej dzielnicy, pojeść, popić, wziąć Ubera, pozwiedzać i doświadczyć życia kulturalnego.
17 tysięcy randów, bo na tyle mniej więcej przelicza się 1000 dolarów, to cena samego umeblowanego mieszkania z dwoma sypialniami w dobrym standardzie w okolicach centrum. Za umeblowaną kawalerkę w średnim standardzie zapłacilibyście około 10 tysięcy randów. Dodatkowo życie nie jest łaskawe dla singli, czyli ze względu na ceny wynajmu mieszkania 1000 dolarów na jedną osobę to raczej mało, ale już 2000 dolarów na dwie osoby mogłoby być bardziej okej.
Jeśli chodzi o koszty jedzenia na mieście czy produktów żywnościowych to są bardzo porównywalne do Polski. Ceny ekskluzywnych restauracji w Kapsztadzie są więc znacznie bardziej atrakcyjne dla Niemca czy Włocha, bo w tych krajach jedzenie na mieście jest dużo droższe. Tak samo ceny wydarzeń kulturalnych niewiele różnią się od tych polskich. Byłam w Polsce dwa miesiące temu, więc myślę, że mam dość dobre porównanie 🙂
Kapsztad czy nie Kapsztad?
Kapsztad jest super miastem, gdzie można wybrać się na wodne safari, posurfować, poopalać się, pochodzić po plaży, skoczyć ze spadochronem, polatać na paralotni, pochodzić po górach na niezliczonych szlakach i pojeść w rewelacyjnych restauracjach. Można tu też doświadczyć muzyki i wydarzeń z wielu różnych kultur RPA czy wykorzystać to miejsce jako bazę wypadową do innych atrakcji RPA. Moim zdaniem jest więc świetnym kierunkiem na kilka miesięcy życia.
Z drugiej strony dla Polaka, który zarabia w złotówkach, a nie euro, pod względem tego, co można wycisnąć z każdej złotówki nie przebije niektórych krajów Azji czy Ameryki Południowej. Dodatkowo polityka wizowa i fakt, że bez składania podania Polak może przyjechać tylko na 30 dni nie zachęca, do akurat tego kierunku. Czy o czymś zapomniałam? Co jeszcze chcielibyście wiedzieć? Zapraszam do zadawania pytań w komentarzach.
RPA nie jest najłatwiejszym krajem do życia. Jest więc wiele rzeczy, które irytują przybywających tu imigrantów. Dziś opowiem wam o 8 najważniejszych. Pamiętajcie, że człowiek się do wszystkiego może przyzwyczaić i nie ma miejsc idealnych. Chodzi o to, żeby żyć w takim miejscu, które pasuje nam. A mi RPA pasuje bardziej niż Polska.
Trzeba też pamiętać, że ja opowiadam o perspektywie człowieka z kraju “Zachodniego” (ten cudzysłów jest bardzo potrzebny jak się to piszę będąc z Polski, ale dobra). Dla wielu osób przeprowadzających się do RPA z innych krajów, gdzie żyje się gorzej, poza bezpieczeństwem te kwestie są znane, a nawet w RPA mniej dokuczliwe.
1. Bezpieczeństwo
Jak już mówiłam w poście o bezpieczeństwie dla turystów jest tu spoko na dwa czy trzy tygodnie. Jednak przy mieszkaniu w RPA bezpieczeństwo to kwestia numer jeden. Mieszkając w dużym mieście, gdzie nie ukrywajmy większość imigrantów mieszka, trzeba liczyć się z wieloma ograniczeniami.
Dom powinien być zabezpieczony podobnie jak domy sąsiadów. W zależności od miejsca, zabezpieczenia mogą obejmować kraty w oknach, ogrodzenia elektryczne, kamery, prywatną firmę ochroniarską, wysokie płoty czy nawet altanę z kratami. Mieszkania tak samo. Dodatkowo popularne są grupy sąsiedzkie, gdzie ludzie informują się o najnowszych przestępstwach i wspólnie pracują nad swoją paranoją w tym temacie.
Poza tym trzeba wiedzieć, w jakiej okolicy się znajdujemy. Tam, gdzie jest większa przestępczość należy na siebie dużo bardziej uważać. Ogólnie poza miejscówkami na wyjścia wieczorne raczej nie chodzi się po zmroku. Nawet w ciągu dnia człowiek też dwa razy pomyśli zanim wejdzie w pustą, wąską uliczkę.
Jak żyć? Na autopilocie. W Polsce przyzwyczajamy się np. do tego, żeby szukać kosza na śmieci pod zlewem. Nikt o tym nie myśli, ba, to zwyczaj, od którego za granicą trzeba się długo odzwyczajać. Tak samo człowiek automatyzuje inne zachowania i nawet o tym nie myśli.
2. Loadshedding
Za tą tajemniczą nazwą kryją się planowe cięcia w dostawie prądu. Loadshedding ma różne poziomy, a od poziomu zależy, ile razy w ciągu dnia zostanie wyłączona elektryczność. Okienko na wyłączenie elektryczności to zazwyczaj 1,5 godziny do 2 godzin. Każda strefa wie, kiedy elektryczność zostanie wyłączona, można się przygotować.
Loadshedding jest uciążliwy, bo trzeba pamiętać o ty, żeby zawsze mieć wszystko naładowane. Urządzenia powinno się wyłączyć samemu, zanim loadshedding nadejdzie, ale łatwo zapomnieć. Niestety czasem coś się może zepsuć przez to włączanie i wyłączanie. Nam raz poszedł się j*bać telewizor Loadshedding przychodzi i odchodzi, zmienia poziomy, raz jest lepiej, raz gorzej. Tak średnio jest to kilka dnia na dwa-trzy miesiące.
Czy można to przetrwać? Loadshedding, jak wszystko, najbardziej uderza w osoby bez pieniędzy. Gdy się pieniądze ma (normalne, typu klasa średnia), można się zabezpieczyć. Inwestuje się w powerbanki do telefonu, do laptopa, UPS podłączony do modemu zapewnia internet podczas cięć. Niestety dużo ludzi zamiast szukać rozwiązań woli marudzić i być wiecznie zaskoczonym. Tak już marudzą od 10 lat, bo od tylu loadshedding jest stałym punktem programu życia w RPA.
3. Wizy
Wizy to koszmar każdego imigranta. Nie ma znaczenie czy jesteś ekspatem, który przyjeżdża z super duper umiejętnościami czy kimś zupełnie innym, jeśli nie masz opcji złożenia papierów w ambasadzie ten temat Cię dopadnie. Co za problem składać papiery w ambasadzie? Ambasady nie są obcykane z wieloma typami wiz. Poza tym dochodzi koszt lotu i czas czekania poza granicami RPA, nawet kilka tygodni. Nie każdy może sobie na to pozwolić.
Imigrantom zostaje więc niesławny urząd imigracyjny, czyli Home Affairs. Oczekiwanie na wizy potrafi trwać miesiącami, a nawet latami. Stały pobyt to także prawdziwa odyseja, a obywatelstwo w tej chwili to już w ogóle zapomnij. Na spotkaniach imigrantów ludzie marudzą na wizy i lubują się w opowiadaniu strasznych historii. Tych ostatnich jest sporo, bo urząd często odrzuca podania, w których wszystko gra.
4. Słaby rynek pracy
Kiedy człowiek się gdzieś zadomawia, chciałby się też spełniać zawodowo. Niestety rynek pracy w RPA jest słaby, bo jest olbrzymie bezrobocie. Oczywiście wszystko zależy od branży, bo nie znam żadnego dewelopera, który marudzi. Ogólnie rzecz biorąc czy marketing, czy tłumaczenia czy zasoby ludzkie, ludzie mówią, że mało opcji. Jak się złapie pracę, która opłaca ubezpieczenie medyczne, plan emerytalny i jeszcze daje jakieś inne fajne benefity to ciężko ją zmienić, nawet jeśli jej nienawidzicie. A jak was zwolnią? No to wtedy ciężko znaleźć coś innego sensownego.
Dodatkowo obcokrajowców na wizach (w tym małżonków obywateli) nikt nie chce zatrudniać, bo na wizy czeka się długo i ogólnie sporo zachodu z tym wszystkim. Poza tym rynek lubi osoby z krajów anglojęzycznych do prac innych niż językowe/w turystyce. Nie ma znaczenia jak dobrze mówicie. To moim zdaniem jest większy trend, bo podobne zachowania widzę w stosunku do ludzi z RPA, dla których angielski nie jest pierwszym językiem.
5. Biurokracja
Wizy i problemu okołowizowe wpisują się w większy trend okropnej RPAńskiej biurokracji. RPA ma piękne prawodawstwo, które w teorii sprawia, że wszystko jest cacy, ale w praktyce kreuje masę problemów i opóźnień. Załatwienie czegokolwiek oznacza bardzo długie kolejki i czasami miesiące absurdów.
Obcokrajowcy mają jeszcze gorzej. Wiele urzędów określa warunki uzyskania danego dokumentu np. prawa jazdy czy załatwienia czegoś, dla dwóch najpopularniejszych wiz – studenckiej i pracowniczej. W związku z tym osoby na innych wizach muszą się strasznie gimnastykować, żeby coś załatwić. Nie pomaga ogólny strach przed obcokrajowcem, że coś chachmęci, bo może w kraju jest nielegalnie albo kradnie i potem będą kłopoty? Lepiej odesłać go z kwitkiem.
6. Podejście do zwierząt
Ten temat jest bardzo złożony. Myślę, że łatwo sobie przyjechać z Anglii i oceniać, jak tu wielu ludzi traktuje zwierzęta. Niestety często ludziom żyje się tragicznie i trudno oczekiwać, żeby mieli empatię dla bezdomnych zwierząt. Upadlające warunki życia upadlają człowieka. Łatwo sobie mówić, że my byśmy byli inni, ale sądzę, że to tylko myślenie życzeniowe.
Poza tym w RPA bardzo widać, że gdy ludzie mają pieniądze, niezależnie od czynników kulturowych traktują zwierzęta jak członków rodziny. Z drugiej strony i w największej biedzie widać ludzi, którzy o dobrobyt zwierząt walczą. Ja wiem, że długo owijam w bawełnę, ale chodzi o to by nie stygmatyzować biedy i nie wyciągać np. krzywdzących wniosków kulturowych. A jeśli myślicie, że w Polsce zwierzętom się dobrze żyje to zapraszam na profile społecznościowe Dioz.pl.
Więc co jest nie tak z tym podejściem? Psy w dzielnicach z dużą przestępczością traktuje się tylko i wyłącznie jako maszyny obronne. Takie zwierzęta są często źle traktowane, żyją na łańcuchu, czasem nie mają schronienia czy wody. Jest też masa bezdomnych psów i kotów, które rozmnażają się w błyskawicznym tempie. Sterylizacja kosztuje i w ogóle kogo to interesuje. Walki psów to kolejny problematyczny trend.
7. Podejście do drugiego człowieka
Mimo różnorodności i ogólnej tolerancji w RPA, nazywanego Tęczowym Narodem, ludzie grupują się wedle przynależności kulturowej, religijnej czy językowej. Nie mówię tu o pracy, bo w pracy wszyscy się dogadują i w ogóle wszystko cacy. Poza pracą jednak widać, że kraj nie jest wcale taki otwarty. Małżeństwa mieszane, nawet tyle lat po upadku apartheidu, dalej są raczej wyjątkiem od reguły. Jest dużo stereotypów i krzywdzących przekonań idących w różnych kierunkach.
Dla obcokrajowców nie do końca świadomych tego wszystkiego jest to dziwne. Najbardziej zróżnicowane grupy, które znam, to zawsze grupy z obcokrajowcami. Lokalsi w takich grupach często żyli lub mieszkali za granicą, mają partnera z zagranicy, są otwarci na ludzi bo mają jakąś pasję czy hobby albo po prostu są bardziej przyjaźni niż typowy RPAńczyk, który najlepiej czuje się z kulturowo jednolitą paczką z liceum. Znam też wykładowców, którzy nie pozwalają się studentom grupować do pracy w grupach, żeby ich trochę wyciągnąć z własnych baniek.
8. Bezdomność i bieda
Podczas mieszkania w RPA bieda w oczy kole. Na początku człowiek chce każdemu pomóc, wszystko zmienić, psioczy na miejscowych za znieczulicę. Jednak prędzej czy później i jego ta znieczulica łapie. Inaczej nie da się tu żyć. Myślę, że najlepszym kompromisem jest rozsądne pomaganie i udzielanie się w różnych organizacjach bez jednoczesnego kłócenia się z tym czy innym miejscowym, który nie robi nic.
Oczywiście ze względu na apartheid bogate dzielnice są daleko od tych biedniejszych, ale biedę widać wszędzie na przykład przez bezdomność. Bogaci ludzie dalej chcą odpychać od siebie problem i udawać, że żyją w Szwajcarii, ale prawo jest coraz bardziej pomocne w stosunku do bezdomnych i nie traktuje ich równie strasznie, co kiedyś. Choć dalej zdarzają się przymusowe relokacje.
Mam nadzieję, że ta lista była ciekawa. W następnym poście opowiem wam, co obcokrajowcy w RPA lubią. Macie jakieś pytania? Co z wyżej wymienionych byłoby wam najciężej znieść? Dajcie znać w komentarzach.
W zeszłym tygodniu marudziłam na to, co mnie wkurza w ludziach z RPA. Dzisiaj dla odmiany będę mówiła o pozytywach RPAńczyków. Tak jak z cechami negatywnymi, podkreślam, że nacechowanie emocjonalne danej cechy to kwestia subiektywna i oczywiście nic nie dotyczy wszystkich mieszkańców, a raczej ogólnych tendencji. Okej, to jedziemy!
1. Chęć pomagania
Ludzie w RPA są bardzo chętni do pomocy. Czy wam się rozkraczy samochód na drodze czy się zgubicie czy upadniecie, nie trzeba długo czekać, żeby ktoś wam się rzucił na pomoc. W codziennym życiu to naprawdę pomaga, bo nigdy nie wiecie, co wam się przydarzy. Możecie np. złamać sobie stopę w drodze na siłownię i nie być w stanie się samemu podnieść (true story!).
Oznacza to też, że ludzie chętnie dają pieniądze na szczytne cele. W 2019 aż 8 na 10 ludzi przyznało, że przekazało pieniądze na dobry cel w ciagu 12 miesięcy. Biorąc pd uwagę, że wiele osób ma trudności finansowe to naprawdę pozytywny wynik. Chęć pomagania to także organizowanie inicjatyw gdy komuś potrzebna jest pomoc – pożar, powódź czy inna mniejsza lub większa katastrofa zawsze mobilizuje społeczeństwo do zbiórek i pomocy bezprośredniej.
2. Bycie przyjaznym
Ludzie w RPA są ogólnie dużo sympatyczniejsi niż w Polsce. Oczywiście wiadomo, że czasem trafi się gbur, a urzędy to już w ogóle rządzą się własnymi prawami, ale ogólnie ludzie są mili. Na trasach wspinaczkowych standardowo mówi się cześć, ale ludzie też witają nieznajomych na spacerach. Czasami tylko się macha, czasami jest jakiś small talk.
Jeśli się na kogoś zapatrzycie albo ktoś “złapie” wasz wzrok to normalnie jedna albo dwie strony się uśmiechają. Czasami też ktoś nieznajomy wam walnie komplement tak sam z siebie (Fajny kolor włosów! / Fajna torebka! / Ale masz ładne kolczyki!), no to to już naprawdę był dla mnie wielki szok kulturowy. To nie prowadzi do żadnej rozmowy, tylko tak o. Niby nic, a może naprawdę poprawić dzień.
W pracy wita się i żegna wszystkich, nie że pojedynczo tylko formułką “Hi/Bye everyone/all!”. Jest też typowo RPAński wymysł “(Good) Mornings” na “Dzień dobry” w sumie ma sens jak się widzi dużo osób to się życzy dużo udanych poranków 😉
3. Pomysłowość
RPA nie jest super łatwym krajem do życia. Poza gospodarką, która postanawia wiele do życzenia, rząd jeszcze dokłada przepisy, które dodatkowo utrudniają ludziom życie. Przykład? Gdy na rynek wszedł Uber, wiele osób zdobyło dzięki niemu całkiem spoko płatną pracę. Po jakimś czasie rząd uznał jednak, że e-hailing musi mieć licencję taką jak standardowe firmy taksówkowe. Decyzja przyszła z dnia na dzień, Uber zareagował natychmiast, ale otrzymanie tej licencji i tak trwało miesiące. Na kierowców zaczęły więc spadać wielkie mandaty.
Nie ma jednak znaczenia co RPAńczykom zafunduje rząd, oni zawsze wymyślą jakiś sposób, żeby sobie dać radę. W każdej ekonomii to jest cecha na wagę złota i naprawdę zawsze jestem w szoku, jak ludzie sobie radzą mimo wszystko. Teraz w pandemii bardzo było widać szybkie przebranżowienia i zmiany usług oferowanych przez firmy, tak żeby zarabiać mimo obostrzeń. Jak to mówią, potrzeba matką wynalazku!
4. Otwartość na inność
Żeby nie było ta otwartość na inność ma swoje granice, bo jak wspominałam w poprzednim poście jak wszędzie jest tu niechęć do imigrantów ze strony RPAńczyków. Jednak ogólnie ludzie tu są bardzo przyzwyczajeni do różnorodności i religijnej i etnicznej i poza jakimiś skrajnymi przypadkami nikt się na nikogo dziwnie nie patrzy ze względu na strój czy odcień skóry.
Tę otwartość widać w pracy, gdzie nie zakłada się, że wszyscy są tego samego wyznania czy mają te same preferencje żywieniowe. Jak czasem ktoś się zagapi, to raczej szybko się to poprawia. Na przykład raz w pracy mieliśmy loterię i nagroda była w postaci wina, a wygrał kolega muzułmanin. Kolega oddał wino komuś innemu czym zaskarbił sobie nowego przyjaciela, a menadżer zmienił nagrody i następnym razem nagrodą był bardziej inkluzywny bon w restauracji.
5. Bezpośredniość
Pamiętam jak się uczyłam dawno dawno temu angielskiego i uczono nas angielskiego biznesowego z oficjalnymi formułkami do korespondencji. Nie wiem jak jest w Anglii czy w USA, ale w RPA tego się praktycznie w ogóle nie używa. Emaile zaczyna się od “Hi” ewentualnie “Hi” z imieniem. Odrobinę bardziej formalnie wysyła się podania o pracę, ale nawet tam często dostajecie odpowiedź z “Hi”. Tak samo jak się dzwoni do kogoś to jest raczej pełen luz.
Nigdy nie miałam tu takiej sytuacji, żeby ktoś mnie poprawił albo użył wyższej formalności w emailu zwrotnym. Raczej w drugą stronę, jak się pisze formalnym językiem to odpowiedź jest super wyluzowana, aż się człowiek głupio czuje, że zaczął za wysoko stylistycznie. No ale wiadomo, jak wszędzie lepiej za grzecznie niż za nie niegrzecznie.
Mimo że kraj jest anglojęzyczny, nie ma tu też nadmiernej grzeczności (na pewno znacie żarty o tym jacy nadmiernie grzeczni są Anglicy. Używa się proszę i dziękuję bardziej niż po polsku, ale ogólnie styl jest bezpośredni. Pytań i rozmów też, bo czasem niektóre tematy nawet z nowopoznanymi osobami aż mi się nie mieszczą w głowie. Z drugiej strony wolę to niż nadmierne nadęcie i skrytość.
Sam cukier
No dobra już się nasłodziłam. Co ciekawe piszę to w dzień, w który wyjątkowo dokuczała mi cecha RPAńczyków pt. wyluzowane podejście do czasu. Tym bardziej doceńcie mój wyczyn w przekazywaniu pozytywnych treści 😉
RPA zazwyczaj przedstawiam z pozytywnej strony, bo ogólnie lubię ten kraj. Nie znaczy to jednak, że po 10 latach nie nazbierało się trochę rzeczy, które mnie wkurzają w ludziach. Każda nacja ma swoje przywary i wiadomo, że nie każdy człowiek danej narodowości ma daną cechę. Mimo dużej różnorodności w RPA, są pewne cechy wspólne niezależne od grupy społecznej czy etnicznej…niektóre z mojego punktu widzenia dość irytujące. Jest to więc subiektywna lista uogólnień, na temat tego, co akurat mi tu w ludziach nie pasuje. W przyszłym tygodniu dla przeciwwagi będzie lista tego, co lubię 🙂
1. Niechęć do “Nie wiem”
Ludzie wolą dać wam złe wskazówki niż po prostu powiedzieć “Nie wiem.”. Nie jestem pewna czy to wynika z tego, że ludzie tutaj bardzo chętnie pomagają i “nie wiem” jest postrzegane jako mało pomocne czy może z czegoś innego. W każdym razie często się zdarza, że ktoś myśli, że zła odpowiedź jest lepsza niż żadna. To się zdarza i na ulicy, gdy pytacie o drogę i jak dzwonicie do biura obsługi klienta w jakiejś sprawie. W kilku skrajnych przypadkach, gdy pytanie zostało zadane przez telefon druga strona po prostu się rozłączyła.
2. Niesłowność i gadanie, byle gadać
Ta cecha ma wiele twarzy. Zaczyna się to od tego, że np. gadacie z kimś nowym, kto jest fajny i decydujecie, że KONIECZNIE musicie się ustawić na kawę. W wielu przypadkach, jeśli potem skontaktujecie się z taką osobą będzie ona tym dość zdziwiona. Ludzie po prostu mówią dużo miłych rzeczy, których wcale nie mają na myśli. Trzeba mieć do tego dystans i dać znajomości więcej czasu, żeby zobaczyć czy osoba gada, byle gadać czy rzeczywiście nadajecie na tych samych falach.
Potem nawet jeśli się z kimś ustawicie to wcale nie wiadomo, czy to jest aby na poważnie. W związku z tym najlepiej wysłać “follow up” przed spotkaniem, żeby to jeszcze raz potwierdzić (trzeba reconfirm!). Poważnie, jak się ustawicie z kimś to tak nie idźcie bez potwierdzenia, że dalej aktualne, nawet jeśli umówiliście się poprzedniego wieczora na lunch dnia następnego.
Ludzie często odwołują też spotkania/obecność w ostatniej chwili z błahych powodów, które łatwo można by wręcz uznać za obraźliwe. Mówi się, że to jest taka mentalność zwłaszcza w Kapsztadzie, że ludzie się po prostu nie lubią do niczego zobowiązywać i zmieniają zdanie w ostatniej chwili, decydując się na to, co akurat im pasuje.
3. Zafiksowanie na punkcie liceum
Poprawcie mnie w komentarzach, jeśli wam się to często zdarza w Polsce, ale ja nie przypominam sobie jakiegoś specjalnego zafiksowania na punkcie liceum. A tutaj tak, jest wręcz fetysz. Na imprezach nawet po tej 30stce miejscowi się pytają innych miejscowych, gdzie chodzili do liceum. To im często mówi coś o sytuacji finansowej danej osoby, ich zapatrywaniu na świat (czy szkoła była konserwatywna czy lewicująca) oraz czasem o przynależności religijnej/etnicznej.
Ludzie bardzo często się trzymają z paczką z liceum i nie za bardzo chcą do siebie dopuszczać nowe osoby. Mój mąż ma bardziej otwarty umysł, ale już jego siostra też trzyma się głównie ze znajomymi z tamtych czasów i wywraca oczami, jak musi poznać kogoś nowego 😀 W związku z tym imigranci trzymają się z imigrantami i raczej mają mało miejscowych przyjaciół. Ci miejscowi, z którymi się przyjaźnią to najczęściej są albo znajomi od jakiegoś hobby albo osoby, które same gdzieś mieszkały za granicą, ewentualnie lubią podróżować. To ostatnie jest tu dużo rzadsze niż w Polsce o czym już pisałam w poście “Co się robi w wakacje w RPA“.
4. Spóźnialstwo i wyluzowane podejście do czasu
Spóźnialstwo towarzyskie to cecha całego kraju, ale profesjonalne to podobno raczej domena Kapsztadu. 15 minut to jest takie zupełnie normalne spóźnienie i niektórzy nawet nie wyślą ci w związku z tym smsa. Ewentualnie jak wyślą to piszą, że trochę się spóźnią bez żadnych konkretów. Rekordziści w moim życiu to osoby spóźnione między 45 minutami, a godziną. Niektórzy robią to nagminnie, inni od wielkiego dzwonu.
Najgorzej jest jednak umówić się z kimś w domu, żeby po coś wpadli w weekend. Wtedy ludzie już całkiem wychodzą z założenia, że nic nie macie do roboty. Piszą, że będą u was now now – nikt niestety nie wie w RPA co to do końca znaczy, bo może znaczyć wszystko. I tak można naprawdę by czekać godzinami, chyba że kogoś przyciśniecie. No, ale i wtedy “wychodzę z domu” albo “już jadę” pozostawia sporą wolność interpretacyjną czy to będą minuty czy raczej godziny.
5. Niechęć do imigrantów
Zastanawiałam się czy w ogóle dodawać ten punkt, bo czy się mieszka w RPA czy w Australii czy we Francji, w większości krajów ludzie nie mają jakiegoś super pozytywnego nastawienia do imigrantów. Jednak dodaję, bo jest to dla mnie duża część braku komfortu życia tutaj przez dłuższy czas. Jedyni imigranci do których jest wręcz nadmiernie pozytywne podejście to Anglicy i Amerykanie. W RPA negatywne podejście jest jeszcze związane z dużą liczbą uchodźców, bo kraj przecież wcale nie tak bogaty płaci słony rachunek za zbrodnie kolonializmu przez które wiele krajów afrykańskich źle sobie teraz radzi.
Co ta niechęć do obcokrajowców oznacza w praktyce? Czasem zwykłe chamstwo czy ignorowanie. Niezależnie od tego, jak dobrze mówicie po angielsku zdarzy wam się, że ktoś będzie do was mówił bardzo powoli albo tłumaczył wam skomplikowane słowa, jeśli jakiś użyje 😀 Miejscowi raczej nie są specjalnie zainteresowani, żeby z wami gadać na imprezie czy na evencie networkingowym. No chyba (!), że liczą na związek albo co najmniej ruchanko to wtedy to co innego. Do tego stopnia, że to o czym teraz mówię, nie zostałoby napisane, gdy byłam singlem.
Jak macie coś do załatwienia obsługa klienta i urzędnicy podchodzą do was jak do jeża, bo paszport znaczy dodatkowe procedury, a w ogóle to kto wie czy prawdziwy? Tak, tak raz mi ktoś pocierał paszport palcem w urzędzie, żeby sprawdzić czy jest cacy 😀 Do tego dochodzą uprzedzenia na rynku pracy, obcokrajowców najchętniej zatrudnia się w pracach językowych i turystyce, ewentualnie gastro, a na taki normalny rynek ciężko się wbić. Wiz też się boją i dla ułatwienie w wielu ogłoszeniach o prace pisze się, żeby aplikowali tylko obywatele lub posiadacze stałego pobytu. Jedno co dobre, to że o Polsce nic tu ludzie nie wiedzą, więc nie ma żadnego stereotypu Polaka.
Wiadro pomyj czy brak różowych okularów?
Jeszcze raz podkreślam, że to jest podsumowanie moich doświadczeń i tendencji, jakie zauważyłam. No i przede wszystkim jest to całkowiciesubiektywne 🙂 Każdy kraj ma coś, co nam nie podpasuje, ale nie można mówić tylko o pozytywach, bo to kreuje nadmiernie pozytywne przedstawienie rzeczywistości. Jeśli macie jakieś przemyślenie albo doświadczenia z kraju, w którym wy mieszkacie to zapraszam do komentowania.
Prawie każdy prędzej czy później robi prawo jazdy. Ja z tych drugich, bo mimo że pierwszy kurs zrobiłam w Warszawie w wieku 18 lat nigdy nie podeszłam do egzaminu. Kolejne podejście miałam w okolicach 30-stki oczywiście w Kapsztadzie i była to prawdziwa odyseja. Teraz mnie to śmieszy, ale uwierzcie, że wylałam sporo łez frustracji podczas całego procesu 😀
Paragraf 22
W RPA wiele rzeczy można załatwić dość sprawnie, jeśli macie obywatelstwo RPA albo stały pobyt. I jedno i drugie obcokrajowcom coraz ciężej zdobyć, a dodatkowo do tej grupy jest małe zaufanie. Oznacza to, że gdy załatwia się cokolwiek formalnego nie wystarczy po prostu przynieść paszportu z wizą, tylko jeszcze trzeba udowodnić, że to co na tej wizie jest napisane jest prawdą. Jak? No to to już zależy od danego miejsca, a nawet osoby z którą macie do czynienia.
Co musi zrobić obcokrajowiec, żeby móc zdać egzamin na prawo jazdy albo kupić samochód? Po pierwsze potrzebny jest specjalny numer, który nazywa się TR (traffic register) number. Żeby go dostać, należy złożyć podanie, no a do podania trzeba złożyć dokumenty potwierdzające naszą wizę. No i tu zaczyna się wolna amerykanka i widzi mi się urzędników.
Przez ileś miesięcy przychodziłam do urzędu z nowymi dokumentami i za każdym razem wychodziłam, bo kolejny urzędnik mówił, że potrzebne mi jeszcze coś innego. Przynosiłam potwierdzenie zatrudnienia, dokumenty z banku, potwierdzenie adresu zamieszkania… Po tym jak za którymś razem usłyszałam “No a skąd mamy wiedzieć, że Pani dalej jest mężatką?”, przyprowadziłam męża. Wtedy Pan urzędnik wysłał nas na posterunek policji, gdzie mąż miał podpisać zaświadczenie, że razem mieszkamy 😀 Nie, nie mógł go po prostu podpisać tam w urzędzie.
Jak to się skończyło? Ostatni urzędnik, który przyjął dokumenty, wziął w rezultacie samą kopię paszportu i wizy, mówiąc, że reszta mu nie potrzebna 😀
Teoria
Po miesiącach mordęgi, piękny TR number dostałam po zaledwie tygodniu. Z tym mogłam zapisać się na test z teorii. Termin dostałam chyba miesiąc później bez jakichś większych sensacji. Sam egzamin nazywa się K53 i jest oparty na angielskim z lat 80-tych. Trzeba ogarniać podstawowe zasady jazdy, co jest w samochodzie i oczywiście znaki drogowe. Z najważniejszych rzeczy to w RPA jeździmy po lewej stronie.
Wykucie się teorii to nie jest jakaś wielka filozofia, natomiast pytania są bardzo podchwytliwe. Żeby zdać trzeba po pierwsze znać bardzo dobrze przepisy drogowe, a po drugie potrafić myśleć w określony sposób. Test sprawdza trzy umiejętności i przy każdej z nich musicie zdobyć ponad 70%, żeby zdać. Egzamin jest pisemny i wciąż pisany ręcznie.
Sam egzamin był mało przyjemny, bo Pan egzaminator to był taki typ, co lubi pokrzyczeć. Odpytywał wyrywkowo przed egzaminem, grożąc ludziom, że ich wyrzuci, gdy nie znali odpowiedzi i takie tam. Podczas egzaminu chodził po sali i komentował np. wygląd piszących. Ludzie i tak byli dość zestresowani, no ale przecież o to mu chodziło. Na szczęście zdałam za pierwszym razem, więc nie musiałam powtarzać tej mordęgi.
Po egzaminie wyniki dostaje się po kilkunastu minutach. Jeśli ktoś zdał, można dostać prawo jazdy dla osoby uczącej się (learner’s licence) od ręki. Trzeba tylko przejść badanie wzroku. Specjaliści są na miejscu i testują w okularach albo w soczewkach, jeśli ktoś nosi. Chodzi o to, czy widzicie, mając je na oczach albo czy widzicie bez niczego.
Koszmarni instruktorzy i egzamin praktyczny
Tymczasowe prawo jazdy
Prawo jazdy dla osoby uczącej się uprawnia do prowadzenia pojazdu, pod warunkiem, że jest z wami kierowca z normalnym prawem jazdy. Uważam, że to świetna opcja, żeby nabrać pewności za kółkiem. Bez instruktora macie jednak słabe szanse na zdanie egzaminu praktycznego. Kierowcy jeżdżą bowiem zupełnie inaczej niż podczas egzaminu i nikt nie pamięta tych wszystkich zasad.
Na egzaminie sprawdza się umiejętność tzw. jazdy defensywnej (defensive driving). Jest to cały zestaw zachowań, które mają was chronić podczas jazdy, a założenie jest ogólnie takie, że każda inna osoba niż wy jest ch*jowym kierowcą i potencjalnym zagrożeniem. Mówię poważnie! Niektóre zachowania mają sens np. sprawdzenie martwego pola lusterek podczas zmiany pasa. Inne są totalnie bez sensu.
Za każdym razem jak ruszacie, więc spod świateł też, musicie spojrzeć w widoczny sposób na 5 punktów bezpieczeństwa i 3 przy zmianie pasa. Oznacza to obkręcenie lub półobkręcenie głowy. Ta zasada może być nawet niebezpieczny, jeśli ktoś inny nie zauważy waszej L-ki albo mu się spieszy i wam wjedzie w tyłek. Przede wszystkim wygląda to po prostu komicznie.
Oczywiście trzeba też opanować kilka manewrów. Z tego, co pamiętam z polskiego prawka to te same. Jest dużo miejsc, gdzie można ćwiczyć manewry za opłatą, a bardziej doświadczeni instruktorzy mają swoje własne miejscówki. No właśnie… instruktorzy!
Mój pierwszy instruktor był seksualnie sfrustowanym ojcem trzyletnich bliźniaków i ciągle opowiadał mi, że żona z nim nie sypia… Po kilku zajęciach zmieniłam go na kogoś innego, skończyło się po pierwszych zajęciach, gdy ten pan powiedział mi, że znak stop to tylko sugestia. Następny instruktor przyjechał samochodem, który nie miał działającego prędkościomierza i powiedział mi, że dobry kierowca wie z jaką prędkością jedzie ;D
Potem trafiłam na świetną instruktorkę, więc po pierwszych zajęciach wykupiłam pakiet. Niestety szkoła, dla której pracowałam to była banda oszustów, brali pieniądze, umawiali się na zajęcia, ale nie wysyłali instruktorów. Po kilku tygodniach takiej zabawy, uznałam, że mogę zapomnieć pieniądzach. Chciałam to zgłosić na policję, ale okazało się, że praktycznie wszystkie dane były fałszywe. Sprawa nawet trafiła do gazet, zgłoszona przez inne oszukane osoby, ale w rezultacie i tak ich nie złapali.
Potem koleżanka poleciła mi mojego anioła Kevina, który nie dość, że był świetnym instruktorem to był po prostu miłym człowiekiem. Moim egzaminem denerwował się chyba bardziej niż ja. Udało mi się zdać za pierwszym razem, ale przyznam, że miałam szczęście do egzaminatora. Facet widział, że się denerwowałam i np. dał mi kilka minut, żebym sobie “głęboko” pooddychała między polem manewrowym, a egzaminem drogowym.
Tak jak w Polsce (?), najpierw jest plac manewrowy. Potem czeka was 25 minut jazdy po mieście. Niby nie ma żadnych specjalnych zadań do wykonania, ale egzaminator wie, gdzie was zabrać, żeby łatwo nie było. Jeśli zdacie, tymczasowe prawo jazdy dostajecie od ręki. Ja moje na pewno zawdzięczam też mężowi, który dzielnie ze mną jeździł. Nasze małżeństwo jakoś przetrwało, ale ogólnie nie polecam 😀
Kilka słów na koniec
Bez całej szopki spowodowanej byciem obcokrajowcem w RPA zdobycie prawa jazdy nie jest bardzo trudne. Ludzie tak jak w Polsce rzadko zdają za pierwszym razem, ale ogólnie nie jest to jakiś bardzo ciężki proces. Sporo osób ma tu problemy z teorią, moim zdaniem jest ona skonstruowana w sposób “akademicki” i przypomina egzaminy na studiach.
Prawo jazdy ludzie zdobywają w zależności od statusu finansowego rodziny. Bogata młodzież robi prawko w wieku 18 lat i dostaje super samochód od rodziców. Klasa średnia tak samo, z tym że samochód będzie trochę starszy. Nie mając samochodu przez wiele lat, byłam ewenementem i często słyszałam na ten temat komentarze.
To kolejny podział w RPA, bo zdaniem wielu ludzi klasa średnia wzwyż, “nie da się żyć bez samochodu”. No, ale 50% albo więcej społeczeństwa żyje bez niego… Osoby biedniejsze, robią prawko później w życiu, jeśli się dorobią samochodu albo jeśli wymaga tego od nich praca. Wiele osób nigdy nie stać na kupno samochodu. Tak, da się żyć beza samochodu, ale jest trudno, bo niestety transport publiczny pozostawia wiele do życzenia.
Cały proces jest dość drogi. Nie ma minimum wyjeżdżonych godzin, ale tak jak mówiłam, bez instruktora są słabe szanse na zdanie. Dodatkowo nawet jeśli macie swój samochód instruktorzy bardzo niechętnie pozwalają wam się na nim uczyć. Chodzi głównie o to, że za egzamin potrafią zgarnąć kilka tysięcy randów/ponad tysiąc złotych, bo w cenie jest wypożyczenie samochodu. Z tego powodu tylko ostatni instruktor pozwolił mi uczyć się na moim.
To zdecydowanie wasz ulubiony typ postów, które biją rekordy popularności, a że lubię je pisać to daję następny 😀 W ciągu 10 latach mojego pobytu tutaj pracowałam w wielu miejscach i na różnych stanowiskach. Doświadczyłam międzynarodowego korpo, różnych lepszych i gorszych firm. Myślę, że mam całkiem spore rozeznanie, bo poza swoim doświadczeniem robię dużo rzeczy i znam sporo ludzi. A że wiadomo, że narzekanie na pracę to ulubiony światowy sport to się dużo nasłuchałam.
Możecie komentować, jak jest w Polsce, bo ja wiem tylko mniej więcej. W czasie studiów pracowałam tylko jako lektorka angielskiego, no a potem wyjechałam. Nie mam więc doświadczenia na polskim rynku pracy w pracy na tzw. “etacie”. Tak samo w RPA, mówię o osobach z pracą podobną do mojej, takich które pracują na etat. Wiele osób w ogóle nie ma tu przecież pracy albo łapie się wszelkiej pracy dorywczej i ich życie zawodowe wygląda zupełnie inaczej.
Prawa pracownika, urlopy i inne takie
Autentyczny kapsztadzki open space
Prawa pracownika teoretycznie są dobrze chronione, a pracodawcę, który nie przestrzega naszych praw można pozwać do CCMA. To jest taka komisja, która pomaga ludziom z różnymi problemami. Co najważniejsze cały proces jest za darmo, choć niestety często nie rychło widzi się efekty.
Zanim zaczniecie pracę, zazwyczaj czeka was okres próbny. Z nim jest sporo nieporozumień, bo pracodawcy go przedłużają, mimo że teoretycznie nie powinni. Dość ogólne słownictwo tych przepisów pozwala jednak na różne interpretacje, co oznacza “odpowiedni” okres próbny, aby przekonać się, czy pracownik się nadaje. Często są jakieś targety do ogarnięcia i ogólnie, jeśli pracodawca nie jest kogoś pewny to albo dziękuje albo przedłuża okres próbny. Ludzi po prostu ciężej się wyrzuca na normalnej umowie o pracę.
Z takich najważniejszych rzeczy to zgodnie z prawem człowiekowi przysługuje 15 dni urlopu rocznie plus ustawowo wolne dni. Do tego dochodzi 30 dni chorobowego na 3 lata, czyli 10 dni rocznie. Praca w niedzielę powinna być wynagrodzona podwójnie, no chyba, że jest ustalona kontraktem to wtedy 1,5 raza. Praca w święto narodowe to w teorii podwójne wynagrodzenia.
Każda godzina pracy poza ustaloną kontraktowo powinna być opłacona jako nadgodziny, w wysokości 1,5 raza normalna stawka godzinowa. Pracownik powinien być uprzedzony o tym, że ma je wykonać itd itp. Do nadgodzin nie można też zmusić, no chyba że jest jakaś wyjątkowa sytuacja, określona prawnie.
Przerwa na obiad powinna być godzinna, ale nieopłacana. Wtedy pracuje się 9 godzin 5 dni w tygodniu. Tutaj jednak panuje pełna wolna amerykanka i każde miejsce, gdzie pracowałam miało inne zasady. 8 godzin dziennie z 30 minutową przerwą, 9 godzin dziennie z godzinną przerwą, 9 godzin i praktycznie w ogóle brak przerwy w myśl zasady “10 minut starczy, żeby zjeść kanapkę”.
Urlop tacierzyński to dwa tygodnie, a macierzyński cztery miesiące. Obydwa są nieodpłatne, choć kobieta jest uprawniona do pieniędzy od UIFu. To jest takie ubezpieczenie społeczne, ile wam przez te cztery miesiące wypłacą zależy ile i za ile pracowaliście. Jest to najwyżej ponad połowa (58%) wynagrodzenia miesięcznego.
Jeszcze jeden gratis to są trzy dni tzw. compassionate leave, jeśli wam albo członkowi bliskiej rodziny coś się stanie. Jest to na nieprzewidziane sytuacje i można go wziąć w każdej chwili. Jeśli chodzi o normalny urlop to trzeba go zaplanować z wyprzedzeniem, każda firma ma swoje zasady. Tajemnicą poliszynela jest, że osobom bezdzietnym niechętnie przyznaje się urlop, na duże święta, kiedy zamyka się żłobki i szkoły. Mi to nigdy nie przeszkadzało, bo i tak nie obchodzę, ale jako niepisana zasada mnie denerwuje 😀
Obowiązkiem pracodawcy przy zatrudnieniu na pełen etat jest płacenie podatków za pracownika i składki na ubezpieczenie społeczne. Ubezpieczenie zdrowotne, fundusz emerytalny czy karnet na siłownię to nie są oczywiście obowiązki pracodawcy. Lepsze i/lub większe firmy jednak często je oferują. Niestety często to jest po prostu odcinane z wynagrodzenia raczej niż dodatek do niego, co HR dobrze wie, jak przedstawić tak, żebyście źle zrozumieli 😀
B-BEEE – Broad Based Black Economic Empowerment
Nie można mówić o pracy w RPA bez wspomnienia o BBEEE. W skrócie jest to polityka, która zachęca do zatrudniania osób, które ucierpiały ekonomicznie z powodu apartheidu. Innymi słowy, praktycznie wszystkie osoby o etniczności innej niż biała, bo osoby o tej etniczności wciąż mają najlepiej. Posiadanie certyfikatów BBEEE przez firmę nie jest obowiązkowe i ma kilka poziomów w zależności np. od tego ile osób historycznie pokrzywdzonych (historically disadvantaged) firma zatrudnia na stanowiskach kierowniczych, ile udziałów w firmie należy do takich osób lub co firma robi, żeby inwestować w rozwój takich osób czy ogólny rozwój społeczny.
Co firma zyskuje dzięki wysokiemu poziomowi BBEEE? Głównie lepszą pozycję w ubieganiu się o kontrakty rządowe i z korporacjami i ulgi podatkowe. W zależności od rozmiaru firmy i branży to może mieć spory wpływ na rokowania firmy albo żadne. Dla przykładu tzw. mikro przedsiębiorstwa automatycznie dostają 100% BBEEE niezależnie od wszystkich czynników. Ten system jest daleki od ideału i powinno się dopracować kilka elementów, ale ogólnie sprawia, że kiedyś w RPA może będzie można pomówić o prawdziwej równości rasowej. Niestety niektórzy biali ludzie uwielbiają się na niego skarżyć (i to ci, którzy wcale nie są przez niego pokrzywdzeni).
Według statystyk w RPA 80% osób to ludność czarnoskóra, 8% koloredzi, a 8% osoby białe. Natomiast, jeśli chodzi o dochody to białe osoby dalej zarabiają trzy razy więcej, niż te czarnoskóre. Nie znam białych osób bez pracy, aczkolwiek znam takie, którym się wydaje, że powinni zarabiać krocie bez wykształcenia, kwalifikacji czy doświadczenia. I żeby nie było – ja uważam, że każdy człowiek pracujący na pełen etat powinien mieć godziwe wynagrodzenie, ale to po prostu nie są realia tego kraju… Z tą różnicą, że dziś te realia dotykają także białych osób, a wśród niektórych z nich jest wciąż szok i niedowierzanie, że jak to.
Ze względu na nepotyzm wśród białych (głównie zatrudnianie członków rodziny/znajomych na fajne stołki niezależnie od wykształcenia), który i tak widać dziś oraz uprzedzenia rasowe wielu białych osób (oczywiście, że nie zniknęły one razem z systemem segregacji rasowej) bez BBEEE nie byłoby pewnie żadnej różnicy między RPA dziś, a trzydzieści lat temu.
Czy firmy przestrzegają praw?
Kiedy patrzysz w pustkę, pustka patrzy w ciebie. W biurze w drugiej najgorszej pracy w moim życiu.
Czy firmy przestrzegają praw? Niektóre bardziej, inne mniej. Ogólnie powiedziałabym, że te podstawowe prawa typu godziny pracy, urlop czy przerwy są przestrzegane przy normalnym zatrudnieniu w biurze, jeśli ma się umowę. Najbardziej nadużywane są nadgodziny i jeśli chcesz zabłysnąć i kiedyś dostać awans to raczej nie możesz za nie chcieć pieniędzy. Dodatkowo na stanowiskach menadżerskich nadgodziny nie są już nadgodzinami i to akurat jest zgodne z prawem. Ogólnie zwłaszcza w korpo widać to rozwarstwienie, gdzie ci, co korzystają ze swoich praw (urlopu czy płatnych nadgodzin) to raczej nie ci, co potem gdzieś się wspinają po szczebelkach korpo kariery i korpo pieniążków. Ludzie pracujący w małych firmach się na to nie skarżą.
W praktyce nikt mnie nigdy nie zmuszał fizycznie, żebym robiła darmowe nadgodziny albo pracowała w sobotę. Co z tego, jeśli jednak było za dużo pracy do wyrobienia się przed deadlinem, a nie dotrzymywanie deadlinów liczyło się do oceny kwartalnej? Miałam jednego menadżera, który się na mnie rozdarł jak coś wspomniałam o prawach, gdy poprosił mnie żebym przyszła do biura o drugiej w nocy, żeby zrobić niemożliwy deadline na 9 rano następnego dnia 😀 Jego zdaniem jako imigrant i tak nie miałam żadnych praw i w ogóle powinnam go w ręce całować, że jeszcze mi nie pokazał drzwi. Rzeczywiście zrobiłam ten deadline, a o 9 zaczęłam normalny, kolejny dzień pracy. To był skrajny przypadek i szybko znalazłam nową pracę, ale nie każdy ma tyle szczęścia.
Trzeba pamiętać, że w RPA jest słaby rynek pracy. Bezrobocie jest wysokie (ponad 30%), a wśród najmłodszych osób na rynku pracy bardzo wysokie. Mam kolegę senior dewelopera, który nigdy nie miał żadnego problemu ze znalezieniem pracy i nigdy się nie skarży na traktowanie. Dlaczego? No bo to jedna z tych profesji, które się dobrze traktuje. W innych branżach (np. turystyczna, marketing, sprzedaż, dziennikarstwo) ludzie bardzo boją się stracić pracę. Im mniej człowiek jest wykształcony czy niezastąpiony, tym większy jest ten strach. To z kolei oznacza, że łatwo kłaść na nich nacisk i trzymać ich nawet w toksycznym miejscu pracy.
To też wiąże się np. z ignorowaniem dyskryminacji czy na tle orientacji seksualnej, płciowej czy rasowej. O tej ostatniej wspominali bohaterowie książki Black Tax, o których już pisałam. Jeśli jesteś czarnoskóry i z powodów historycznych jesteś w rodzinie jedyna osoba z normalną pracą, raczej kiedy twój menadżer powie coś rasistowskiego zbędziesz to żartem niż się komuś poskarżysz.
Jak się pracuje na co dzień?
Nie z biura, ale totalnie mogłoby być, a ładna kiecka, więc dam 😀
Biuro i te małe i te większe to w przeważającej większości open space, boksy, ewentualnie po kilka osób na pokój. Dziwne jest to, że wiele biur nie ma ogrzewania czy klimatyzacji. Wtedy są małe grzejniki albo wiatraki, ale to niewiele daje. Z drugiej strony w biurach, w których pracowałam, gdzie była klimatyzacja lub ogrzewanie była też ciągła walka o ustawienia. Tamten ma katar, tamta ma alergię, temu za zimno, tamtemu za gorącą. To coś, co się w kółko powtarzało. W jednym biurze, były o to takie kłótnie, że panie dostały słowne ostrzeżenia do menadżera, a panel klimatyzatora umieszczono za szybką z kłódką 😀
No właśnie, ostrzeżenia. W RPA za złe zachowanie w pracy można dostać słowne lub pisemne ostrzeżenie. Za trzy pisemne ostrzeżenia wylatujecie. Trzy słowne ostrzeżenia liczą się jak jedno pisemne. Ludzie raczej nimi nie szastają, ale jeśli coś się dzieje, to są one skrupulatnie rejestrowane. Za zwolnienie bez dobrego powodu pracodawca może mieć poważne kłopoty, dlatego pilnuje się, by w razie czego mógł się bronić. Można też oczywiście dostawać pochwały, ja zawsze dostawałam dużo, a w zamian za nie… NIC 😀 Po dwóch latach ewentualnie rozmowy na temat stanowiska menadżerskiego, czyli +10% do wynagrodzenia i +50% do godzin pracy, ewentualnie team leaderstwo, czyli uścisk ręki od szefa i harowanie za darmo. Dzięki, ale nie dzięki!
Jeśli chodzi o strój to zazwyczaj jest to casual elegance. Firmy są raczej mało elastyczne, niezależnie od tego czy pracujecie z klientem czy nie ani na jakim jesteście stanowisku. Pracowałam tylko w jednym miejscu, gdzie było totalne róbta co chceta i to bardzo dobrze działało na morale. Praca zazwyczaj zaczyna się o 8 lub 9, choć firmy teraz powoli zaczynają rozważać elastyczny czas pracy, pracę z domu itd. Mówię powoli, bo moje ostatnie korpo, które opuściłam nie aż tak dawno nie dawało się totalnie przebłagać. Miałam dwie koleżanki, którym zaczynanie pół godziny wcześniej totalnie ratowałoby dupę, bo dojeżdżały z bardzo daleka i na ten normalny czas w pracy stały bardzo długo w korkach. Niestety mimo, że logistycznie nie było powodu na brak ustępstw, szef był nieubłagany, bo “nie lubił” jak ludzie wychodzili z pracy przed 17:00 😀
Ludzie jak chyba wszędzie na świecie są średnio produktywni. Kawka, papierosek, ploteczki z koleżankami, praca przecież nie zając, nie ucieknie. Papierosy pali wciąż całkiem sporo osób i wyskoczenie na szluga to dobra forma zacieśniania znajomości. Jako palacz masz też oczywiście więcej przerw. Niestety albo stety papierosy są bardzo drogie w stosunku do zarobków i kosztują w tej chwili koło 10 PLN za paczkę. Ja swoje wypaliłam, ale do dziś żałuje przepalonych pieniędzy 😀
Lunch to kolejna okazja towarzyska. Wiele osób przynosi swój, ale równie wiele codziennie kupuje albo chodzi do barów szybkiej obsługi, co jest strasznym marnowaniem pieniędzy. Czasami zdarza się, że firma ma jakąś stołówkę z normalnym jedzeniem w dobrej cenie, ale to rzadkość. Zazwyczaj albo jesz niezdrowo i stosunkowo tanio albo zostają ci restauracje, gdzie wszystko sporo kosztuje. Tam gdzie jest dużo biur oczywiście jest większy wybór i wtedy można się bardziej lenić bez wydawania setek złotych miesięcznie na średnie żarcie.
Jak się pracuje… od święta
Święta, święta… Niektóre firmy w RPA zamykają biuro na dwa tygodnie w okolicy Xmas i sylwestra i dają ludziom wolne. To jednak coś, o czym wiem ze słyszenia i nigdy nie uświadczyłam. W tym okresie często dostaje się trzynaste wynagrodzenie albo bonus roczny, no ale tu wszystko zależy od firmy.
Mimo że w RPA jest wiele wyznań i religii, dni wolne od pracy to często święta chrześcijańskie. Jeśli ktoś jest innego wyznania na swoje święta musi brać wolne. Niektóre firmy na szczęście dają ludziom dodatkowe płatne dni wolne na świętowanie, jeśli są wyznawcami innych religii. Firmy często wysyłają życzenia na wszystkie święta religijne i podkreślają, że to dla tych, którzy świętują. Życzenia świąteczne to często zamiast “Wesołych Świąt” po prostu “Udanego wypoczynku” i inne takie. Ewentualnie “Wesołych Świąt dla świętujących oraz udanego wypoczynku wszystkim”. Pewnie ciężko wam to też sobie wyobrazić, jeśli mieszkacie w Polsce, ale też jakoś nikogo dupa od tego tu nie boli. Z tego co mi wiadomo, żaden chrześcijanin też nie umarł tutaj od życzenia komuś udanego Ramadanu albo udanej Chanuki.
Jednak religijna tolerancja ma swoje granice i jak ktoś jest ateuszem to się nasłucha kąśliwych komentarzy. Od tego, że nie powinien mieć wolnego w Święta, przez głośne ubolewanie, czego ci w ogólne można życzyć, po obietnice, że ktoś się będzie o was modlił. Raz nawet dostałam słabe gwiazdki na Uberze jak Pan się zapytał jakiego jestem wyznania, a ja otarłam usta z krwi niemowląt i powiedziałam, że żadnego.
Poza świętami religijnymi, w pracy zwyczajowo obchodzi się urodziny pracowników. W zależności od wielkości firmy albo świętuje tylko team albo cała firma. Ciasto zazwyczaj kupuje firma, takie obrzydliwe z supermarketu, aż się zbiera. Niestety ludzi bardzo złoszczą, jeśli go nie chcecie. Reakcja jest typu, “ze mną się nie napijesz?”. Jest totalny brak zrozumienia, że wcale nie trzeba się odchudzać, żeby nie chcieć cukru w mało atrakcyjnej postaci 😀
Ludzi też się żegna w podobny sposób. Zakładając, że jakoś się strasznie nie upokorzyli i nie znikają w atmosferze skandalu dostają też kwiaty i kartkę pożegnalną. Czasami jest zrzutka na prezent, ale to już zależy od firmy czy menadżera. Oczywiście wszystkim trzeba ładnie podziękować na forum, nie ma znaczenia jak bardzo umieraliście w środku, gdy chodziliście do danego miejsca pracy.
Chyba ostatnia okazja do świętowania to baby shower, czyli nadchodzące narodziny dziecka. To się organizuje tylko, jeśli team jest miarę zżyty i zazwyczaj jest to poza godzinami pracy. HR w niektórych biurach robi też taki mailing parafialny, gdzie piszą, jeśli ktoś akurat urodził, zaręczył się albo wyszedł za mąż.
Drinki po pracy to raczej kwestia teamów, no chyba, że firma jest mała i mocno stawia na zżycie się zespołu. Za to praktycznie każda firma organizuje imprezę firmową raz w roku w okolicy Xmas. Standardowo pyta się o preferencje żywieniowe, choć te religijne zawsze są respektowane, te z wyboru takie jak wegetarianizm czy weganizm nie zawsze. Miałam kilka takich imprez, gdzie dostawałam posiłek po prostu bez głównego kawałka dania czyli mięsa lub ryby 😀
Podsumowanie
Ogólnie w RPA pracuje się nie najgorzej, a najgorszy jest słaby rynek pracy. Chyba wspomniałam o wszystkich aspektach, ale jeśli macie jakieś pytania to proszę w komentarzach. Ja jestem w tej chwili “poza” rynkiem, bo utrudnienia wizowe zmusiły mnie do pracy na własne konto. Pracodawcy bardzo niechętnie zatrudniają w tej chwili obcokrajowców bez stałego pobytu albo obywatelstwa, nie ma znaczenia jaka to wiza i co wam wolno. W ogłoszeniach pisze się w tej chwili, żeby nawet nie aplikować.
Na to, że żyję w RPA słyszę różne reakcje. Od oskarżeń o permanentne wakacje do zdziwienia, przez sympatyczną ciekawość, po pytania jak mogę w takim kraju żyć (często opartego na stereotypach). Dzisiaj więc rzucę trochę światła na to jak faktycznie w RPA żyje się mi i osobom, z którymi mogę się porównywać. Natomiast pamiętajcie, że to jest doświadczenie kogoś z tak zwanej klasy średniej, bo w RPA jest wielkie zróżnicowanie i żyją ludzie bardzo biedni i bardzo bogaci.
Praca – zarobki i rynek pracy
O pracę jest w RPA ciężko z bezrobociem w wysokości 30%. Im wyższe wykształcenie, tym większe szanse na zatrudnienie, ale zarobki bardzo się różnią w zależności od ukończonych studiów. Najlepiej żyje się ludziom ze zdolnościami technicznymi albo po kierunkach ścisłych. Dla humanistów po studiach zarobki zaczynają się w okolicach 10-15 tysięcy randów (2,5-4 tysiące złotych) w Kapsztadzie. W Durbanie byłoby to mniej, a w Johannesburgu więcej, ale jest to adekwatne do cen. Nie mówcie jednak, że całkiem całkiem, zanim nie dojdę do części o kosztach życia 😉
Dla humanistów na tym poziomie kończą się zarobki. W wielu firmach jest inflacyjny wzrost co roku, ale ogólnie możliwości podwyżkowe są dość ograniczone. Z tego powodu dużo zdolniejszych osób skacze po firmach, każda kolejna oferuje trochę więcej. Możliwości w danej firmie to zazwyczaj dwie ścieżki – albo kierownictwo albo zasiedzenie, gdy po latach zaczynają dochodzić jakieś bonusy. Można się też zarzynać pracą dodatkową albo płatnymi nadgodzinami (jeśli firma oferuje). Przy kompetencjach miękkich wyjątkiem jest szerokorozumiana turystyka, gdzie można (było) naprawdę nieźle zarabiać.
Warunki zatrudnienia różnią się od firmy do firmy. Według prawa pracownikowi należy się 15 dni płatnego urlopu rocznie, oczywiście poza weekendami i świętami. Urlop macierzyński to 4 miesiące urlopu BEZPŁATNEGO, urlop tacierzyński 10 dni tego samego. Wiele firm oferuje kobietom lepsze opcje, ale przy rezygnacji z pracy za szybko po powrocie zdarza się, że za ten macierzyński trzeba zwrócić pieniądze. Chorobowego standardowo przysługuje człowiekowi 10 dni rocznie albo 30 dni przez trzy lata (można to sobie różnie rozłożyć).
Znalezienie pracy bardzo często odbywa się przez znajomości. Firmy mają prawo do tzw. wewnętrznego poszukiwania kandydatów i za polecenie osoby, która się sprawdzi można nawet dostać dobry hajs. Rekruterzy spoza firmy są bardzo ostrzy i trochę jak roboty. Np. raz nie przeszłam nawet pierwszej rundy do pewnej firmy przez rekrutera, ale na to samo stanowisko ktoś mnie polecił i pracowałam u nich trzy tygodnie później.
Taki system to jest oczywiście koszmar dla imigrantów, bo na początku znajomych nie masz. Ogólnie szukanie pracy bez stałego pobytu graniczy w tej chwili z niemożliwością, nie ma znaczenia, czy jesteś małżonkiem obywatela RPA czy ot tak sobie szukasz. Poza zatrudnianiem ludzi z bardzo określonymi kwalifikacjami lub na wysokich stanowiskach, żadnemu pracodawcy się nie chce bawić w wizy. Gdy przyjechałam, nie było aż tak źle. W tej chwili prowadzę własną działalność gospodarczą. Trochę bo chcę, a trochę bo nie mam wyboru.
Styl życia
Styl życia to jest moja ulubiona część życia w RPA. Dużo się wychodzi ze znajomymi do “lepszych” restauracji czy na różne wydarzenia kulturalne i w stosunku do nawet takich humanistycznych zarobków jest to bardzo do ogarnięcia. Ludzie z mojego pułapu zarobkowego są też aktywni, chodzą na wspinaczki górskie, ćwiczą, biorą udział w różnych aktywnościach fizycznych. I najlepsze – jest też spore zaangażowanie społeczne we wszelkiego rodzaju projekty.
W Kapsztadzie jest mega, bo jest i ocean i góry i fajne markety i restauracje i teatry i w ogóle. ALE nie da się mimo wszystko porównać życia kulturalnego tutaj z tym, które miałam w Warszawie. Tam jest więcej teatrów, festiwali filmowych i różnych innych. Żeby być w centrum kulturalnym tutaj musiałabym przeprowadzić się do Johannesburga, którego nie lubię z innych powodów.
Ludzie w RPA są mili i pomocni. Jeśli coś ci się stanie, zaraz ktoś przybiegnie z pomocą. Czasem ktoś się do Ciebie uśmiechnie na ulicy bo tak, albo podejdzie i powie ci coś miłego. Może to nie wydaje się jakąś wielką rzeczą, ale naprawdę zmienia jakość życia. Jak pięć (?) lat temu pojechałam do Polski to byłam w szoku jacy niesympatyczni są ludzie w takich normalnych, codziennych sytuacjach.
Bezpieczeństwo
O bezpieczeństwie dla turystów pisałam osobno. Życie codzienne jest inne od wycieczki na dwa tygodnie, więc nie ma co się sugerować codziennymi doświadczeniami ludzi. Martwienie się o bezpieczeństwo to po prostu coś, co jest takim dodatkowym filtrem nałożonym na mózg, którego się po pewnym czasie nie zauważa. To normalne przeanalizować jakiś plan pod kątem “a czy to jest aby bezpieczne”, nawet jeśli ten plan to po prostu powrót samochodem od znajomych samej o północy.
Na pewno brakuje mi łażenia na piechotę po zmroku, bo tu zazwyczaj zaczyna się robić pustawo. Najbardziej widać to w zimie, kiedy o 19 jest prawie totalna pustka na chodnikach poza centrami handlowymi czy miejscami, gdzie ludzie chodzą wieczorem. Ja chodziłam sama nawet do 22, kiedy nie było mnie stać na taksówkę, ale nigdy nie czułam się bezpiecznie.
Bezpieczeństwo trzeba też brać pod uwagę przy wynajmie czy kupnie, gdy wybiera się dzielnice. Dodatkowo dom czy mieszkanie trzeba zabezpieczyć tak, jak zabezpieczają go sąsiedzi. Np. jeśli wszyscy wokół Ciebie mają ogrodzenie elektryczne, należy w nie zainwestować. Czemu? Bo inaczej twój dom będzie się rzucał w oczy włamywaczowi. Przy wyjeździe na wakacje, ludzie często opłacają osobę, która po prostu mieszka w ich domu. Dom pozostawiony bez opieki to też coś, czego wyczekują włamywacze.
Sprawy społeczne
Biedę widać prawie wszędzie, przemieszaną z bogactwem i nowoczesnością. Każdy ma inną wrażliwość, ale mi na to bardzo ciężko patrzeć. Mimo że pomagam zawsze czuję, że pomagam za mało. O biedzie w RPA jednak wie każdy więc opowiem o czymś innym, czyli o różnorodności. Ze względu na wiele mniejszości naprawdę fajnie się tu żyje. To, że ktoś może być inny niż ty, jest po prostu normą. W pracy masz zazwyczaj ludzi o wszystkich kolorach skóry i wielu wyznań. Życzenia w firmach często wysyła się na wszystkie święta religijne np. firma życzy udanego Ramadanu wszystkim świętującym. Nie ma zakładania, że na pewno obchodzisz takie czy inne święta.
RPA jest też krajem liberalnym społecznie. Dużo ludzi jest wierzących, jak wszędzie, ale każdy sobie wyznaje co chce albo nic i w ogóle tego nie widać w debacie publicznej. Podstawowa antykoncepcja jest refundowana przez rząd, aborcja jest na żądanie. Mniejszość LGBTQ+ jest chroniona przed dyskryminacją, są małżeństwa homoseksualne i związki partnerskie hetero i homoseksualne. Oczywiście kraj ma wiele problemów, ale podstawy prawne umożliwiają ludziom walkę o swoje prawa.
Życie na wizie
Nie będę się o tym rozpisywać, ale jest to koszmar, który od lat staje się coraz bardziej koszmarny. Bezrobocie i związane z nim nastroje ksenofobiczne, sprawiają że prawodawstwo jest coraz ostrzejsze. Poza tym urząd imigracyjny nagminnie łamie prawa obcokrajowców.
Życie bez stałego pobytu jest upierdliwe, gdy macie do czynienia z jakąkolwiek administracją. Urzędnicy często po prostu mówią wam, że coś wam się tam nie należy, bo nie jesteście z RPA/nie macie stałego pobytu. Nowy przykład to szczepionki. Mimo że należą się obcokrajowcom, mojej znajomej udało się zaszczepić dopiero za trzecim razem, bo przedtem odsyłano ją z kwitkiem.
Zdobycie pobytu stałego jest coraz bardziej skomplikowane i zazwyczaj jest to po 5 latach czegoś tam, z masą absurdalnych wykluczeń. Mi się należy w tym miesiącu, ale od ponad roku nie można składać podań. Po złożeniu podania czeka się na przyznanie statusu od kilku miesięcy do kilku lat.
Jest tu pięknie
Jednym z powodów dlaczego w RPA mieszka mi się lepiej niż gorzej jest piękno i różnorodność tego kraju. Naprawdę nie trzeba wyjechać daleko za miasto, żeby znaleźć zupełnie inne widoki. W mojej prowincji znajdziecie lasy, które wyglądają jak polskie, ale i tereny pustynne. Kraj jest wielki i jest masa rzeczy do zobaczenia. Ja zwiedziłam po 10 latach tylko połowę prowincji i mam jeszcze baaaardzo dużo do zobaczenia.
Poza pięknymi krajobrazami są tu też różne zwierzęta i rezerwaty przyrody. Kiedyś mnie to zupełnie nie kręciło, a teraz bardzo lubię wypad na takie czy inne interakcje ze zwierzętami w weekend. Samo zwiedzanie miast też jest fajne, bo są bardzo różnorodne. Każde z nich ma inną mieszankę etniczną, architekturę i historię. A jak już mi się to znudzi, to mamy jeszcze dwa niezależne kraje na terenie RPA do obskoczenia 😉
Koszt życia
No i na koniec najmniej przyjemny temat 😀 Ogólnie koszt życia typu wynajem, jedzenie czy kosmetyki jest dość porównywalny do Polski. Powiedziałabym, że wynajem jest droższy, a kupno nieruchomości tańsze niż w polskich dużych miastach. Trzeba jednak pamiętać, że dla typowego mieszkańca RPA to są ekstremalnie wysokie ceny, dla wielu bez szansy na otrzymanie kredytu.
To jednak nie koniec kosztów życia w RPA. Po pierwsze, jest prywatne ubezpieczenie zdrowotne, często zabierane bezpośrednio z wynagrodzenia. Koszt najniższej opcji to około 500 PLN miesięcznie. Do tego ubezpieczenie mało pokrywa, więc za wiele rzeczy trzeba płacić z własnej kieszeni i to dość dużo. System publiczny jest dobry, ale bardzo obciążony i niedofinansowany. Wiadomo, że w niektórych sytuacjach nie pomoże. Na przykład kiedy rodzisz i chciałabyś znieczulenie to go nie dostaniesz, chyba że to cesarka. Kliknijcie sobie na ten link, co dałam powyżej, bo już pisałam szczegółowo o tym temacie.
Potem dochodzą wszystkie inne ubezpieczenia. Jak masz dom trzeba go ubezpieczyć, z zawartością, no bo jest duża przestępczość. Nie zapominajmy o prywatnej firmie ochroniarskiej i obsłudze alarmu przeciwwłamaniowego. Jak masz laptopa to też lepiej go ubezpieczyć, bo wynosisz go z domu i nie podchodzi pod ubezpieczenie mieszkalne. To samo z biżuterią czy z inną elektroniką, typu aparat, przecież to dość prawdopodobne, że ktoś cię skroi. Samochód koniecznie trzeba ubezpieczyć od kradzieży, no i tak normalnie od wypadków.
Zwierzęta to jest kolejny szalony koszt. Każda wizyta u weterynarza z jakąś tam drobną interwencją to koszt 200-300 złotych. Jak zwierzę się bardziej zepsuje to już w ogóle. No chyba, że wolicie, żeby i tu was doili miesięcznie – ubezpieczenie zdrowotne dla zwierzęcia też, oczywiście, istnieje :D.
O dzieciach nawet nie będę pisać, bo wszystko kosztuje bardzo drogo. System szkolnictwa sprawia, że tzw. klasa średnia najczęściej wysyła dzieci do szkół tylko częściowo finansowanych przez rząd. Wiadomo, że rodzice jeszcze bardziej dbają o edukację w kraju, gdzie jest olbrzymie bezrobocie. Studia też są płatne.
No i punkt ostatni – odkładanie na emeryturę. Ponieważ najwyższa emerytura tutaj to trochę poniżej 500 PLN nie możecie na to liczyć. Dlatego ludzie w bardzo młodym wieku zakładają sobie tzw. pension fund. To już od każdego zależy ile sobie wpłaci miesięcznie… no chyba, że akurat pracujesz dla takiej firmy, która ci to też utnie z pensji 😀
W skrócie życie tu kosztuje od ch*ja i ciut ciut.
Podsumowanie
Mimo wszystko lubię żyć w RPA, bardziej niż nie lubię. Czy tu zostaniemy na długie lata zależy od różnych czynników. Przyznam szczerze, że wszystko inne mogę zaakceptować, ale jestem wykończona sytuacją i ograniczeniami wizowo-pracowniczymi. Jako plan awaryjny mamy na oku dwa inne państwa, gdzie moglibyśmy się stosunkowo łatwo przeprowadzić. Nie powiem gdzie, ale nie w Europie.
Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam do komentowania!
Do RPA początkowo przyjechałam na część 10-miesięcznego stażu w miesiąc po ukończeniu studiów. Staż wyglądał bajkowo – poza czasem spędzonym w RPA miałam jeździć trochę po Afryce i spędzić kilka miesięcy w Indiach. Niestety nic z tego nie wyszło i szybko musiałam zacząć szukać innej pracy. Myślę, że opowiem wam o tym innym razem, w ramach przestrogi na temat tego, na co zwracać uwagę przy szukaniu pracy za granicą.
RPA, a dokładniej Kapsztad pokochałam bardzo szybko. Mimo trudności wizowych zdecydowałam, że warto walczyć o zostanie tutaj. Poza tym już przy wyjeździe z Polski miałam cichą nadzieję, że znajdę za granicą nowy dom. Znalazłam następną pracę, potem jeszcze następną, po drodze kilku chłopaków i w końcu męża.
Czy zostaniemy tu NA ZAWSZE? Kto to wie, nie lubię się tak określać 🙂 Może kiedyś jeszcze popracowałabym w jakimś innym kawałku świata, ale ogólnie jest mi tu lepiej niż gorzej i każdy dorosły człowiek wie, że to i tak dużo.
Czemu piszę tego bloga
Dosłownie za chwilę huknie mi 10 lat tutaj. W końcu czuję się wystarczającą mądra, aby wypowiadać się na temat tego kraju. Poza tym ja piszę blogi całe życie z mniejszym i większym sukcesem, więc chyba już taka moja uroda 😉 Po tylu latach mam też do RPA mocny sentyment, a wiem, że świadomość na temat tego kraju jest w Polsce dość mała.
Jeśli już coś jest w mediach, to często związane z biedą albo z przestępczością. Oczywiście obydwie te rzeczy to tu wielki problem, ale ten kraj ma również wiele do zaoferowania. Kiedy się skończy ta pandemia, chciałabym też więcej podróżować po Afryce i pokazać jej różnorodność. W Afryce są 54 różnorodne kraje, a jak ludzie mnie o coś pytają, to najczęściej wszystkie wrzucają do jednego worka.
Co tu znajdziecie
Prowadząc konto na Instagramie (magda_w_rpa) przygotowałam już spory plan publikacji. Możecie się zatem spodziewać:
Informacji o tym, jak faktycznie wygląda życie w Kapsztadzie i RPA
Wycieczek w różne ciekawe miejsca w mojej prowincji i poza
Zwierzątek, tych egzotycznych i tych trochę mniej
Polecajek, co odwiedzić, kiedy już tu wpadniecie
Kosztów atrakcji, życia itp
Różnych ciekawostek kulturowych – z tym jak bardzo różnorodny jest ten kraj naprawdę mam pole do popisu
Odrobiny historii
Jedzenia, może nawet jakichś przepisów
Informacji na temat imigracji i tego, czy naprawdę trawa jest bardziej zielona za granico
Wątpliwego poczucia humoru autorki (sorry, zawsze uważałam się za zabawną)
Mam nadzieję, że to zapowiada się ciekawie. Postaram się publikować nowy post w każdy poniedziałek, bo najwięcej czasu mam jednak w weekend.
Jeszcze słowo na do widzenia
Pamiętajcie, że ten blog jest przede wszystkim dla was. Jeśli jesteście tu, bo interesuje was RPA, ale nie poruszam jakichś tematów, dajcie mi znać. Tak samo, jeśli spodobał wam się jakiś post, proszę, skomentujcie go albo polećcie dalej. To prośba w odniesieniu do twórców treści ogólnie. Większość ludzi robi takie rzeczy z pasji, a naprawdę nic bardziej nie cieszy niż miłe słowo od czytającego czy to, że ktoś nas poleca. Podobnie nic bardziej nie demotywuje niż cisza. Krytykę też wezmę na klatę!
Dziękuję za odwiedziny i mam nadzieję, że jeszcze tu wrócicie 🙂