Słyszeliście kiedyś o takim pojęciu jak black tax, czyli czarny podatek? Jeśli nie interesujecie się specjalnie sprawami na kontynencie afrykańskim, to pewnie nie. W kontekście RPA, prędzej dotarł do was bardzo nieprawdziwy i niezwiązany z rzeczywistością termin „odwrócony rasizm” niż to, z czym większość ludności w tym kraju naprawdę się boryka.
Dzisiaj opowiem wam w skróconej wersji o tym, czym jest ten tzw. czarny podatek, z czego on wynika i dlaczego ludność czarnoskóra niestety jeszcze długo będzie odczuwać skutki apartheidu. Bo tak, niby już tu jest wolność i równość, ale jak sami zobaczycie to bardziej teoria niż praktyka. Krzywdzący system może zniknąć na papierze, ale rzeczywistość potrzebuje więcej czasu, żeby za zmianami nadążyć.
Opowieści o tym, jak to wygląda w praktyce to powtarzające się wątki ze zbioru esejów na ten temat pt. „Black Tax” pod redakcją Niq Mhlongo oraz od bliskiej znajomej. To właśnie od niej pierwszy raz usłyszałam o tym zjawisku, kiedy wspomniała mi, że niby dużo zarabia, ale mało jej zostaje, bo dalej „wysyła pieniądze do domu”.
Co to jest „czarny podatek”?
Czarny podatek to nie jest żaden oficjalny podatek płacony przez osoby czarnoskóre. To koszty, które osoby czarnoskóre ponoszą, pomagając swojej rodzinie. Chodzi tu głównie o zatrudnione już dorosłe dzieci, które na przykład opłacają rachunki rodziców, szkołę rodzeństwa czy kupują jedzenie dla bezrobotnych kuzynów. Takie koszty są zazwyczaj ogromne i oczywiście ograniczają to, gdzie dana osoba może dotrzeć pod względem stabilności finansowej.
W krajach, gdzie socjal jest słaby ludzie jeszcze bardziej polegają na sobie i na swoich bliskich. Nikt nie musi polegać na nich bardziej niż osoby czarnoskóre w RPA, którym rasistowski system „apartheid” przez lata nie pozwalał zadbać o siebie, ograniczając im możliwości wykształcenia i zatrudnienia. Na rząd nie można liczyć i wielu autorów tych esejów powtarza, że jeśli oni nie pomogą swojej rodzinie to nie zrobi tego nikt.
Termin „czarny podatek” używany jest też w stosunku do tutejszych imigrantów i uchodźców z innych krajów afrykańskich. Wiele ludzi wysyła pieniądze swojej rodzinie, której często nie widzą całymi latami. W RPA też się nie przelewa i jest bezrobocie, ale zarobki są tu porównywalnie wyższe. W tym poście skupię się jednak na tym problemie w kontekście RPA, bo nawet w takiej okrojonej formie i tak musi on zawierać wiele uproszczeń.
Kilka słów o historii
„Apartheid” był systemem segregacji rasowej w RPA, gdzie biała mniejszość ograniczała prawa osób, które białe nie były. Wśród osób nie białych, wyróżniano jednak kilka poziomów dyskryminacji. Najgorzej traktowane i najbardziej ograniczane były osoby czarnoskóre. Lepiej traktowane była ludność o jaśniejszym kolorze skóry czyli tzw. koloredzi, a najlepiej niektórzy Azjaci ze statusem tzw. honorowych białych (honorary white).
Podobnie jak w USA podczas segregacji rasowej, w RPA osoby czarnoskóre nie mogły korzystać z tych samych szkół czy miejsc w autobusie. Dodatkowo, czarnoskórzy powyżej 16 roku życia musieli nosić przy sobie „paszporty”. Takie dokumenty zawierały informacje na temat ich zatrudnienia, a także pozwolenia przemieszczania się w danej części kraju. Na wszystko, w tym na odwiedzenie rodziny czy szukanie pracy, musieli mieć pozwolenie.
Pod koniec apartheidu zaczęto rozluźniać nieco prawa, ale i tak gdy system padł w 1994 większość czarnoskórych osób była biedna, pozbawiona własności, miała bardzo ograniczone kwalifikacje czy wykształcenie. Wtedy oficjalnie zaczęła się wolność i równość, choć naprawdę to trochę tak jakby do wyścigu właśnie dołączył ktoś w 10 minut po przeciwnikach i jeszcze z kulą u nogi. Prawie 30 lat później zmiany już widać, ale nie takie, na jakie liczono.
Stąd właśnie, jeśli komuś czarnoskóremu uda się zdobyć pracę czy wykształcenie, jest wiele osób, którym ta osoba musi pomóc zanim pomyśli o sobie. To pokolenie/a nazywa się „sandwich generation” (pokolenie kanapkowe), bo właśnie jak coś pomiędzy dwiema kromkami chleba łączy pokolenia bez możliwości i te, które prawdziwe możliwości bez większych obciążeń będą dopiero miały.
Jak „czarny podatek” wpływa dziś na życie
Nie wiem na pewno w jakim wieku są moi czytelnicy (ani czy w ogóle jacyś są :D), ale podejrzewam, że jesteście osobami po pierwszych doświadczeniach zawodowych. Myślę, że nie muszę tłumaczyć, jak słabe potrafią być zarobki na początku kariery. Młode osoby obciążone „czarnym podatkiem” mają takie same potrzeby jak każdy inny. Chcą wyjść ze znajomymi na piwo, pójść do klubu, kupić sobie jakiś fajny ciuch. Nie robią tego jednak, bo jak kupić sobie coś fajnego skoro te pieniądze mają nakarmić twoją rodzinę w tym czworo rodzeństwa?
Ktoś może pomyśleć, że patologia, że po co mieć tyle dzieci, skoro taka bieda. Trzeba jednak pamiętać, że możliwość planowania rodziny i pomoc rządu w tym kierunku to jest nowość. To są możliwości z których wszystkie kobiety (niezależnie od etniczności) mogły korzystać w ramach normalnej opieki zdrowotnej dopiero pod koniec lat 80-tych/na początku lat 90-tych. Potrzeba było czasu, zanim wzrosła świadomość na temat planowania rodziny czy nawet zaufanie do rządu, który przecież nic dobrego dla ciebie jako osoby czarnoskórej nie zrobił.
Dodatkowo, dochodzą różnice kulturowe. Sukoluhle Nyathi tłumaczy je w swoim eseju tak „(…)Nasi rodzice, tak jak ich rodzice, wierzą, że dzieci są ich planem emerytalnym (…). Nierozsądnym jest posiadanie tylko jednego dziecka, bo może ono umrzeć albo „inwestycja” się nie zwróci, bo dziecko nie osiągnie sukcesu.”
Dzisiejsi ludzie 30+ to to pokolenie. Moi znajomi z innych grup etnicznych tutaj czy z innych krajów, w tym wieku spłacają kredyty i zakładają rodziny. Nie znam jednak nikogo, kto jakoś specjalnie się do tego czasu dorobił. Teraz wyobraźcie sobie dalej pomagać w sporym wymiarze rodzicom i rodzeństwu. Nawet związek małżeński może okazać się dodatkowym obciążeniem. No bo co, jeśli twój partner ma jeszcze więcej rodzeństwa niż ty?
„Czarny podatek” naturalnie ogranicza możliwości zawodowe. Już jako dziecko, nie myśli się o tym, co chciałoby się robić w przyszłości, tylko raczej z czego będzie hajs. Studia ludzie często ograniczają do minimum, bo w kolejce po edukacje czeka już kolejny członek rodziny. W samej pracy ludzie więcej tolerują i przemilczają różne rzeczy, no bo najważniejsze jest, żeby ją mieć. Przebranżowienie czy zmiana robo też staje pod znakiem zapytania, gdy najważniejszy jest stały przypływ gotówki.
Wiele osób w ogóle nie może marzyć o studiach czy o jakimś dokształcaniu, bo jak najszybciej musi pójść do pracy. Robią więc to, co można robić bez kwalifikacji. Zostają sprzątaczkami, opiekunkami do dzieci czy ogrodnikami. Pracują za dużo i za za mało pieniędzy, żeby odłożyć na dokształcanie czy mieć na nie czas. Jak większość osób, chcą też założyć rodzinę, co znowu utrudnia ewentualne wyrwanie się z biedy.
Właśnie dlatego osoby, którym „się udało” wyjeżdżając do dużego miasta za pracą czy idąc na studia, są pod dużą presją. Po pierwsze, nie dotarły tam same. Często na takie koszty zrzuca się jakaś społeczność, członkowie Kościoła czy cała rodzina. Czasami ktoś ze zdolnością kredytową bierze dla takiej osoby kredyt. Wynajęcie pokoju czy mieszkania w mieście przecież dużo kosztuje, a studia są w RPA płatne i w porównaniu do zarobków drogie.
Pomagający oczekują, żeby kiedyś im się odwdzięczono. Ich podejście jest takie, że jeśli ktoś ma pracę to na wszystko go stać. Niestety nie mają do końca pojęcia, ile kosztuje życie w mieście. Czyjeś zarobki mogą wydawać się olbrzymie na warunki małej miejscowości czy wsi, ale w mieście wszystko kosztuje więcej. W pracy trzeba wyglądać, w niektórych zawodach networking to konieczność, a kosztuje. Poruszanie się bez samochodu też nie jest łatwe w wielu miejscach w RPA. Poza tym każdy po prostu chce od czasu do czasu na coś sobie pozwolić.
Dodatkowo, z punktu widzenia tych, którym się udało, zobowiązania nie mają końca. Jedną rzeczą jest pomaganie rodzicom czy rodzeństwu z podstawowymi potrzebami czy też spłacenie zaciągniętego długu na studia. Zupełnie inną kwestią pomoc w sponsorowaniu wesela kuzyna. Prośby od dalszej rodziny czy sąsiadów są częste i obejmują również różnego rodzaju ceremonie czy obchody.
Można się postawić, ale ludzie obrabiają potem dupę i utrudniają życie rodzinie danej osoby. Oni dalej mieszkają w tej samej społeczności, więc nie mają jak się zdystansować.
Czy „czarny podatek” to tylko ciężar?
Z pewnego punktu widzenia, „czarny podatek” może wydawać się czymś okropnym. Wiele osób, które go płacą również czują, że to brzemię. Nie jest to jednak jedyny punkt widzenia na tę kwestie. Sam „czarny podatek” to termin używany w badaniach społecznych czy w pracach magisterskich na socjologii. Nie znaczy to jednak, że każdemu ta nazwa się podoba.
W książce „Black Tax” kilku autorów wspomina, że nie lubią tego terminu. Pomaganie rodzinie i społeczności jest dla niektórych osób częścią kultury osób czarnoskórych. Wspominają one termin „ubuntu”, pochodzące z aforyzmu w języku isiZulu: „Umuntu Ngumuntu Ngabantu”, który można przetłumaczyć jako „osoba jest osobą dzięki lub przez innych”.
Ich zdaniem sam termin i idea „czarnego podatku” pochodzi z kultury kapitalistycznej i z zachodniego sposobu myślenia. Niektórzy zarzucają egoizm, tym, którzy marudzą na tego typu odpowiedzialność finansową. Takie osoby nawet, jeśli wspominają o nadużyciu ich dobroci zbędnymi prośbami, mówią, że nadużycie systemu nie czyni samego systemu złym. Widzą one piękno i dojrzałość w tym, że czarnoskórzy mieszkańcy RPA tak sobie pomagają.
Ocena tego systemu to kwestia osobista. Najważniejsze jest jednak to, że osoby czarnoskóre zmuszone są do pomagania rodzinom w taki sposób ze względów historycznych. Nikt nie powinien wybierać między założeniem rodziny, a nakarmieniem swoich rodziców. Takie podstawowe rzeczy powinny być zapewnione przez rząd.
Starałam się przybliżyć wam ten temat, ale oczywiście nie da się przedstawić go w pełni w poście na blogu. Jeśli was zainteresował to polecam lekturę książki „Black Tax. Burden or Ubuntu?”, z której pochodzą wszystkie cytaty. Można ją dostać w formie ebooka na Amazonie (nie, to nie jest post sponsorowany!). Ta pozycja jest trochę nierówna pod względem warsztatu, ale zawiera bardzo wiele ciekawych opinii na ten temat i osobistych historii.