Od dawna chodził mi po głowie pomysł rozmów z Polakami i Polkami, którzy mieszkają w RPA, a kiedyś także szerzej na całym kontynencie afrykańskim. Ten pomysł nie zrodziłby się pewnie w mojej głowie, gdybym nie wpadła nie cykl Ani Błażejewskiej z Polakami mieszkającymi w Azji, “Powiedział mi Ekspata”.
W końcu udało mi się zabrać za ten projekt z czego się bardzo cieszę. Mam już kilku kandydatów do następnych wywiadów. Do pierwszej rozmowy zaprosiłam Karolinę, która razem z mężem w RPA mieszka na pół etatu, a na drugie pół w Wielkiej Brytanii. Zapraszam do lektury i podziwiania ich zdjęć!
W RPA macie drugi dom. Opowiesz jak to się wszystko zaczęło?

Może zacznę od przedstawienia nas, Karolina i Grzegorz, czyli Życie jak w Afryce. Dom w buszu znaleźliśmy kilka lat temu. Bywaliśmy wcześniej w Afryce, ale nie braliśmy pod uwagę nieruchomości w tak nietypowym miejscu jak rezerwat przyrody.
Od długiego czasu snuliśmy plany jak może wyglądać nasze życie za 20, 30 lat. Co będziemy robić? Myśleliśmy o naszej emeryturze, gdzie i jak ją spędzimy… Może to i niepopularny temat, bo jednak na co dzień człowiek jest uwikłany w gonitwę i zwyczajnie nie ma czasu, możliwości na zastanawianie się. Stwierdziliśmy jednak, że starości nie można traktować pobłażliwie. Trzeba mieć jakiś plan, bo nie wiem jak długo będziemy zdrowi, sprawni itp.
My również żyjemy w pędzie, ale myślenie nasze ukierunkowane było także na to z czego będziemy żyć. Mimo zmian na świecie dotyczących stylu życia, łatwości przemieszczania się, nadal ludzkość skoncentrowana jest na funkcjonowaniu tylko w jednym kraju. My mieliśmy szansę sporo przez lata podróżować, dużo widzieliśmy i to również buduje nową perspektywę, zmienia punkt widzenia.
Dom w buszu stał się dla nas odskocznią od stresu, takim azylem.
Pokochaliśmy to tzw. simple life. Trochę się z tego terminu nabijamy, bo w domu mamy mimo wszystko wszelkie udogodnienia, jak porządne wanny, w których można się zrelaksować, zmywarki, internet itp. No ale musimy się również odrobinę ścierać pomiędzy idealistycznym wyobrażeniem domu a realiami buszu. Czasami brakuje prądu*. Ostatnio mieliśmy awarię i zaczęliśmy myśleć nad alternatywą w postaci energii słonecznej.
Dom jest podzielony na osobne apartamenty i w każdym jest również kuchnia gazowa, na wypadek przerw w dostawie elektryczności. Musimy też uważać, aby nie wpuszczać zwierząt do domu, nie zostawiać uchylonych drzwi. Wczoraj guziec już pakował się nam na taras… bo przecież u siebie jest… Zwierzęta po pewnym czasie stają się zwyczajnie bardzo śmiałe…
*Przypis Magdy: Planowane problemy z dostawą prądu dotykają całe RPA. Jest to tzw. loadshedding, czyli odciążanie przeciążonej sieci, która nie jest w stanie sprostać zapotrzebowaniu. Kiedyś napiszę na ten temat więcej.
Wasz pierwszy dom nie jest jednak w Polsce. Jak trafiliście do Wielkiej Brytanii, co tam robicie i jak wam się tam żyje?

Mamy podwójne obywatelstwa polskie i brytyjskie. Mieszkamy w Wielkiej Brytanii. Dziadek mojego męża był tu pilotem dywizjonu bombowego 301 w czasie wojny.
Grzesiek jest lekarzem myślę, że z powołania. Mówi z dużą pasją, że zawsze chciał nim być. Ja zaczynałam swoją pracę zawodową w obszarze pomocy społecznej również z ogromnej pasji do pracy z ludźmi. Głównie skoncentrowałam się na tych, którzy żyją bez dachu nad głową, ofiarach handlu ludźmi, generalnie ludziach w ogromnym kryzysie życiowym.
Hobbystycznie lubimy podróżować, fotografować… żagle, motocykle, klasyczne samochody, nurkowanie… mamy sporo pasji… nie nudzimy się… potrafimy zorganizować sobie czas. Oczywiście nie chodzi o przesiadanie się z jednego pojazdu na drugi i gnanie gdzieś przed siebie. Lubimy usiąść gdzieś z książką, popatrzeć na zachód słońca, docenić świat.
Kilka lat temu pojawił się, właśnie po latach podróży, pomysł na dom w buszu. Poznaliśmy kawał globu i zawsze szukaliśmy ciekawych miejsc. Afrykę również wielokrotnie odwiedzaliśmy. Mówiąc szczerze już kilka lat wcześniej rozglądaliśmy się za domem gdzieś… w jakimś naszym raju. Początkowo miała być to Turcja, w której spędzaliśmy dużo czasu żeglując, jeżdżąc motocyklem. Prowadzimy bardzo aktywne życie.
Dom w buszu pojawił się w zasadzie przypadkiem, gdy wpadliśmy na to specjalne miejsce na ziemi. Znaleźliśmy też taką starą bidulkę i zaczęliśmy go remontować, rozbudowywać. Większość robiliśmy sami aby zredukować koszty, no i przyznam, że mój mąż potrafi i lubi budować, remontować. Nauczył go tata i ta umiejętność bardzo się w życiu przydaje. Ja przyznaję, wcześniej nie robiłam remontów samodzielnie w domu. Kiedy się poznaliśmy siłą rzeczy, potrzebą życiową pewnych czynności również się nauczyłam. Zresztą mówiąc o domu w buszu trzeba być realistą i zwyczajnie w wielu kwestiach lepiej jest wiedzieć jak coś naprawić, zrobić samodzielnie. Zresztą w Anglii również dużo w domu robimy sami.
Mieszkacie w dość niecodziennym miejscu w RPA. Możesz trochę opowiedzieć czytelnikom o Marloth Park?

Marloth Park to taka nietypowa forma rezerwatu przyrody. Często tłumaczę tą kwestię w mediach społecznościowych. Wiele lat temu obszar ten był farmą przy Narodowym Parku Krugera. Zwyczajnie w świecie pozwolono aby busz to miejsce naturalnie przejął dla siebie, zaadoptował, rozszerzył obszar parku narodowego. Dzisiaj mamy tu busz i zwierzęta jak w Parku Krugera. Jedyna różnica polega na tym, że my, ludzie mamy tu też swoje domy.
Jakie zwierzęta widzicie na co dzień?

One tu zwyczajnie wszystkie mieszkają od żyraf, po zebry, wszelkiej maści antylopy, hipopotamy nad rzeką… co tylko w afrykańskim buszu jest, żyje wszędzie wokoło.
Czy mieliście jakieś niebezpieczne sytuacje w buszu albo przygody, o których chciałabyś opowiedzieć?

Podstawową zasadą jest zdrowy rozsądek. Przede wszystkim ludzie tu żyją. Jest też drugi efekt, czyli odrobinę przesiąknięci jesteśmy filmowo-medialnym obrazem dzikich zwierząt atakujących ludzi. To jest ich naturalne środowisko i należy być ostrożnym, aby komuś przez przypadek na ogon nie nadepnąć. Bądźmy tu realistami, nikt nie lubi być zaskakiwany i deptany.
Możemy tu normalnie chodzić. Z racji powyższego, zalecamy chadzanie po drogach, ścieżkach, nie wchodzenie w wysokie trawy czy krzaki. Od naszego domu ścieżka zwierzęca prowadzi jakieś 200 metrów nad rzekę. Sami jednak jesteśmy ostrożni i raczej się tam nie pakujemy bez potrzeby. Jeżeli już to w okresie zimowym, kiedy jest mało liści i wszystko w buszu widać. Zbytnią odwagą można zrobić sobie krzywdę. Uważamy na węże. Kiedyś Grzesiek spotkał się oko w oko z kobrą plującą w garażu, robiąc porządek. Teraz porządek jest, kobra się wyniosła.
Jakie zwierzęta uznawane za niebezpieczne tam mieszkają?

No i tutaj dochodzimy właśnie do sedna… co to znaczy niebezpieczne? Bo my zawsze powtarzamy, że szalenie należy uważać na komary, z uwagi na malarię* i tu nie ma żartów.
Ponownie wracam do przejaskrawionego filmowo obrazu dzikich zwierząt rzucających się ludziom do gardeł. Tylko jaki miały by w tym cel? Człowiek i zwierzę żyli od dawien dawna na tym globie. Na pewnym etapie cywilizacyjnym zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Ludzie z prostej konstrukcji wiosek, prostych sposobów codziennego funkcjonowania, zaczęli przenosić się do coraz większych skupisk i odsuwać od natury, przyrody.
Mimo wszystko żyjemy na tym świecie wspólnie, tylko jako ludzie sporo w tych relacjach namieszaliśmy. Trochę uprościłam ten wielowiekowy proces, ale zmierzam do zdefiniowania NIEBEZPIECZNOŚCI… W naszych ludzkich głowach zakorzenione jest wyobrażenie dzikich kotów, które na nas zewsząd czyhają. Z
awsze powtarzamy, że sami możemy sobie to niebezpieczeństwo wygenerować z każdym najsłodszym stworzonkiem w okolicy i nie potrzeba do tego lwa. Wystraszone antylopy też stratują albo uderzą porożem. Paradoksalnie należy być bardzo uważnym na ruchy małych antylop z krótkimi rogami, bo są niezwykle płochliwe i mają lepsze pole manewru takim krótkim „narzędziem”. Może być to dla nas bardzo niebezpieczne.
Strusie walczą środkowym, silnym pazurem, który również działa jak rozpruwające ostrze. Potrafią również uderzyć skrzydłem. Jako, że przyjeżdżają do nas turyści, mieliśmy kiedyś wypadek, w którym mężczyzna miał przez uderzenie strusia złamany obojczyk… bo zaczął go gonić… nie struś… turysta gonił strusia… i struś się zirytował, bo zwyczajnie nie miał ochoty na gonitwę jak z kreskówki…
*Przypis Magdy: W RPA zagrożenie malarią jest tylko w niewielkiej części kraju, ale na przykład tam, gdzie mieszkają Karolina i Grzegorz. Mówimy głównie o terenach przy granicy z Mozambikiem, Zimbabwe i Królestwem Eswatini, w tym o Parku Krugera.
Założę się jednak, że nie spotykacie ich codziennie. Ludzie często kojarzą nie tylko RPA, ale i cały kontynent z niebezpiecznymi zwierzęta. Czy takie skojarzenia i związany z nim strach są twoim zdaniem uzasadnione?

Kurczę szkoda, że się nie założyliśmy o coś kosztownego hihihi… Żarty żartami, ale mamy tu wszystko co w buszu żyje. Wiele lat temu przesunęliśmy słonie do Parku Krugera, z którym mamy płot, w sumie siatkę. Powód, to oczywiście duża liczba przyjezdnych i nie zawsze idąca za tym umiejętność obcowania z dzikimi zwierzętami. Słonie są niezwykle wrażliwe. Przechodzą jednak przez tą cholerną siatkę, bo nie wiedzą, że nie wolno, czy jakoś tak… Ostatnio jeden przemaszerował przez główną ulicę.
Systematycznie uciekają hipopotamy znad rzeki. W zbiornikach wodnych są krokodyle. Jak wszędzie są węże. Kotom ciężko wytłumaczyć, że mają nie przechodzić po gałęziach drzew nad siatką. Mamy dwa rezydujące lwy, w wyznaczonym obszarze Marloth Parku. Zdarza się, że przychodzą lwy z zewnątrz np. te które chcą przejąć teren po naszych lwach. Lamparty łażą gdzie chcą i też nie kumają, że niby gdzieś nie wolno, że są jakieś zakazy.
Mamy wewnętrzną policję i strażników, którzy na bieżąco informuje nas mieszkańców, jeżeli na jakichś ulicach widziane były koty (pozytywna magia Facebooka). Uprasza się wtedy o ostrożność i nie spacerowanie o zmroku. Tak jak jednak pisałam na początku. My tu żyjemy, chodzimy do sklepu, jeździmy na rowerach, chodzimy na basen, bo też mamy tu niezłe zaplecze rekreacyjne. Nazywamy to miejsce BUSHTOWN.
Opowiedz, jak wygląda wasz zwykły dzień w waszym południowoafrykańskim domu.

Zwykły niezwykły, bo otwierasz drzwi domu i spotykasz wpatrzone w Ciebie zebry, skubiące liście żyrafy… To jest ten rajski, disneyowski obraz, który najczęściej prezentujemy. Mimo wszystko jak mamy jakiś problem do rozwiązania, to nie mamy czasu tego filmować i pokazywać na fejsbuku.
Prawda jest taka, że żyjąc blisko natury trzeba również zdawać sobie sprawę z np. jej prób przejęcia Twojego domu… Zwierzęta próbują się pakować do środka i przejmować nasz teren hihihi. My od 2019r. próbujemy wyremontować dom do końca. Na drodze ludzkości stanął COVID i utrudnił i opóźnił wszystko. Ten trudny czas spędziliśmy w Wielkiej Brytanii.
Dlatego teraz ponownie wróciliśmy do domu w buszu i każdego dnia tak naprawdę pracujemy przy porządkowaniu i budowaniu, przerabianiu. Relaks tutaj to siedzenie przed domem po całym dniu pracy. Przychodzą zwierzęta, słuchamy dźwięków buszu, jeździmy nad rzekę poobserwować kto tam chodzi, fotografujemy. Mamy w planach dwie rozpoczęte książki. Dla mnie personalnie to raj introwertyka. Mój mąż też tak mówi, ale nie chcę za niego odpowiadać. W każdym razie jesteśmy wielkimi indywidualistami.
Jakie udogodnienia są dla Was dostępne. Czegoś wam brakuje, gdy tam jesteście?

Tu jest wszystko, czego do życia potrzebujesz, od sklepu po fryzjera. W okolicy za bramą naszego miasteczka są standardowe duże markety. U nas wewnątrz jak nie chce Ci się jechać do miasta to mamy dwa centra sklepowe, gdzie też wszystko załatwisz. Mamy baseny, ludzie przyjeżdżają tu na wakacje. Świat się kręci.
Czasami zabieramy coś ze sobą z Wielkiej Brytanii, albo Polski, bo zwyczajnie niektóre rzeczy człowiek już ma w domu i nie musi kupować nowych, niektóre zwyczajnie lubisz i chcesz je przywieźć. Bywa, że są to bardzo prozaiczne kwestie. Ostatnio się okazało, że większość rzeczy najlepiej przechowuje się w metalowych skrzyniach, które kupiliśmy w Anglii. Codzienność uczy rozwiązań.
Co zwiedziliście w RPA?

Przygodę z RPA zaczęliśmy od wizyty w Johannesburgu i się nie polubiliśmy, bo jest nieprzyjazny. Generalnie z natury nie jesteśmy zbyt miastowi i unikamy dużych zbiorowisk. W Wielkiej Brytanii też mieszkamy na wsi. Także jeżeli duże miasto to na weekendowy wyjazd. Lubimy Paryż, Nowy York, bo mają swój klimat, warto je odwiedzić jeżeli masz taką chęć i możliwość, ale potem z radością wrócimy w nasz cichy świat.
RPA to tak wielki kraj, że ciężko go szybko przemierzyć wzdłuż i wszerz. Byliśmy raz w Kapsztadzie, w Durbanie, w okolicy Johanesburga uwielbiamy Cradle of Humankind. To były nasze pierwsze przyjazdy tutaj i wtedy więcej jeździliśmy po kraju żeby go poznać. Potem jednak szybko odwiedziliśmy Mozambik, na granicy z którym obecnie mieszkamy, bo interesowały nas wieloryby i delfiny.
Ktoś zapyta… a ludzie? Co z nimi? Na naszych stronach rzadko dotykamy tematu ludzi, bo po pierwsze z racji kryzysu zdrowia na świecie w ostatnim czasie, piętrzących się problemów ekonomicznych gospodarek, zajęci prowadzeniem własnej firmy i rozwiązywania jej problemów, z remontami na głowie również w tym samym czasie… zwyczajnie nie mieliśmy jak siedzieć i pisać artykułów o problemach ludzi tutaj.
Wiele sytuacji zapada nam w głowach, o wielu jeszcze wkrótce napiszemy… bo nie wolno problemów świata tego traktować po łebkach. Zwyczajnie nie ładnie. Przyzwyczailiśmy nasze ludzkie mózgi do scrolowania, szybkiego przechodzenia z tematu na temat. Tu ludzie umierają, tam ładne zdjęcie kota, potem czyjeś problemy zdrowotne, znowu zdjęcia kota… Tracimy przy tym wszystkim zdrowy rozsądek. Afryka uczy też cierpliwości. W buszu czas płynie też trochę wolniej… Spokojnie wszystko Wam opowiemy w swoim czasie.
Czy jest coś, co chcielibyście powiedzieć Polakom o RPA? O tym kraju mało się pisze po polsku, a jeśli już to raczej negatywnie?

Magda ja myślę, że Ty to zawsze na swojej stronie tak fajnie zbierasz informacyjnie do kupy, że trudno mi coś dodać. Bardzo mile nas zaskoczyła reakcja RPA na COVID, szybka i jednoznaczna, kiedy my w Europie dopiero się rozciągaliśmy po przebudzeniu. Ludzie tutaj chodzą w maskach, przed wejściem do sklepu mierzona jest temperatura.
RPA pamięta ebolę, HIV* i to sądzić można trzeźwi reakcje. Grzesiek jest lekarzem i z racji zawodu nie jest w stanie traktować tematu pobłażliwie. Przez wiele lat obydwoje pracowaliśmy z ludźmi z dużymi problemami. Ja zaczynałam swoją pracę w obszarze pomocy społecznej, współpracowałam z policją. Obydwoje mieliśmy zawodowe kontakty z osobami w zakładach karnych, lub po ich opuszczeniu, z osobami, które w kryzysowej sytuacji tracą dach nad głową, z tymi, którzy od lat żyją na ulicy, z ofiarami handlu ludźmi, z chorymi w tylu obszarach, że aż trudno to wymieniać. Generalnie widzieliśmy jak życie potrafi smagać. Dlatego też może staramy się o ludzkich problemach pisać na zasadzie… zasiadam do tematu i staram się go wyjaśnić, bo oby nikt z nas nie musiał się tak w życiu męczyć.
Na świecie i w RPA widzimy i widzieliśmy mnóstwo problemów na co dzień. Afryka jest piękna, natura jest niezwykle pierwotna, człowiek czuje tą dzikość gdzieś z tyłu głowy i to niesamowicie fascynuje. Jak wszędzie jednak jest ta ciemna strona mocy. Lubimy zawsze małe miasteczka, wioski, bo tam człowiek ma możliwość spotkania kogoś, ludzie są ciekawi, my jesteśmy ciekawi ich.
Przypis Magdy: W RPA były tylko dwa przypadki eboli, w tym jeden śmiertelny, bo kraj szybko zareagował restrykcjami na granicach. Epidemia HIV/AIDS dalej trwa i z tym wirusem żyje około 14% społeczeństwa. RPA ma jednak świetne programy prewencyjne, dzięki czemu dzieci matek zarażonych HIV rodzą się bez wirusa, a dzięki lekom leki antyretrowirusowym osoby zarażone HIV prowadzą praktycznie normalne i długie życie.
Czy proces kupna domu i przeprowadzki był skomplikowany? Jakie rady dałabyś sobie teraz po przejściu całego procesu?

Zdecydowanie nie jest trudny. Wszystko załatwia agent i obsługa prawna. Formalność jak zawsze i trochę papierków. Potem najmniej przyjemna kwestia czyli płatność, ale to wszędzie na świecie.
Jeśli ktoś chciałby was odwiedzić to można wynająć u was lokum. Kiedy można do was przyjechać, ile to kosztuje i co oferujecie gościom?

Mamy dwa apartamenty. Jak wspominałam wcześniej drugi dwuosobowy (plus dostawka na dziecko) właśnie kończymy. Jeden pięcioosobowy skończony.
Na naszej stronie www.zyciejakwafryce.pl starałam się wszystko skrupulatnie opisać. Z racji takiej, że dopiero zaczynamy mamy promocję na rezerwacje dokonane do końca roku. W skrócie 5-osobowy apartament kosztuje 500 funtów brytyjskich/ok. 2700 zł za tydzień. Apartament 2+1- 350 gbp/ok1800 zł za tydzień.
Po więcej informacji prosimy o kontakt z nami bezpośredni albo mailem zyciejakwafryce@gmail.com albo przez formularz kontaktowy na stronie powyżej, albo piszcie do nas na mesendżerze.

Gdzie czytelnicy mogą się dowiedzieć więcej o waszym życiu w Marloth Parku? Prowadzicie jakieś media społecznościowe?

Facebook i Instagram głównie. Mamy też w planach rozwinięcie naszego kanału na YouTube, bo gdzieś tam został w tyle. Wszystko jest strasznie czasochłonne, ale staramy się to opanowywać krok po kroku. Tym bardziej, że wszystkie zdjęcia i filmy są nasze. Nie szerujemy czyichś materiałów. Tu nie chodzi o nasz kaprys. Spędzamy bardzo dużo czasu i wkładamy ogrom pracy w przygotowanie zdjęć.
Na naszej stronie internetowej również mamy sporo materiałów, opisujemy jak wygląda życie w buszu. Jest tam mnóstwo zdjęć, filmów i tekstów jak to wszystko wygląda u nas na co dzień.
Nie jesteśmy profesjonalnymi fotografami, ale robienie zdjęć wymaga czasu. Cały proces to nie tylko wstawanie o świcie i szukanie światła idealnego, ale też panowanie nad sprzętem. Piękna pasja, pierwotnie mojego męża. Zaraził mnie „zdjęciologią”.
Śmieszne jest jednak to i zarazem fascynujące, że każdy z nas ma inne spojrzenie na tą samą sytuację. My obydwoje z racji indywidualizmu potrafimy się przy tym posprzeczać, ale ciekawostką jest, że każdemu może wyjść coś innego, inny obraz spod każdego pędzla…
Nowa seria
Mam nadzieję, że wywiad was zaciekawił. Jak już wiecie, możecie śledzić Karolinę i Grzegorza na różnych mediach społecznościowych, a nawet ich odwiedzić. Jeśli macie do nich jakieś pytania, możecie zadać je w komentarzach, obiecuję przekazać 🙂
Jesteś Polakiem lub Polką mieszkającym w RPA lub innym afrykańskim kraju? A może znasz kogoś, z kim mogłabym zrobić ciekawy wywiad? Dajcie znać, jestem otwarta na propozycję 🙂
W RPA jest tak ciekawie!
LikeLiked by 1 person
Bardzo 🙂
LikeLiked by 1 person