Jak (mi) się żyje podczas pandemii w RPA

W piątek otrzymałam moją drugą dawkę szczepionki na COVID, Pfizer. W związku z tym postanowiłam napisać podsumowanie tego jak żyje się w RPA od początku pandemii. Pandemia dalej się nie zakończyła, ale żyjemy w niej na tyle długo, że można na pewne rzeczy spojrzeć bardziej obiektywnie. Niektóre aspekty działania rządu były naprawdę fajne, inne niekoniecznie. Zapraszam do lektury!

Z czym to się je? – początki pandemii i drakoński poziom 5

Tu i poniżej – dzieła lokalnych artystów z wystawy na temat pandemii

Pandemia do RPA dotarła później niż do Europy. Pamiętam nawet jak się niektórzy łudzili, że może do nas nie przyjdzie. Ja się nie łudziłam, zamiast tego robiłam zakupy na zapas na wszelki wypadek 😀 W rezultacie nasz pacjent zero został zdiagnozowany 5 marca. Była to osoba wracająca z wakacji z Włoch. Ludzie bardzo panikowali, ja pamiętam, że sama kilka razy założyłam nie tylko maseczkę, ale i rękawiczki na zakupy 😉

Niedługo po zdiagnozowaniu pierwszych przypadków, rząd wprowadził stan klęski i lockdown na poziomie 5. Obiecano nam dwa tygodnie i znowu byli ludzie, którzy w to uwierzyli 😀 Pamiętam nawet jak oznaczali się na Instagramie w stories, że będą imprezować, jak tylko się te dwa tygodnie skończą. No chyba wystarczyło spojrzeć na to, co się działo na świecie, żeby wiedzieć, że te to ściema. No i była ściema bo na dzień przed końcem dodali nam jeszcze dwa tygodnie i trzeci gratis. Lol.

Poziom 5 to był hardkor. Można było pójść do apteki, lekarza, szpitala, weterynarza i sklepu, oczywiście w maseczce obowiązkowej i na zewnątrz i w budynkach. Wszystko inne było zamknięte. Nie można było wyjść na spacer, pobiegać ani wyprowadzić psa. Sporo ludzi aresztowano za to ostatnie, nawet jeśli ktoś był sprytny i np. wyprowadzał psa idąc po zakupy. Do tego dorzucono kontrowersyjną prohibicję alkoholową i równie kontrowersyjny zakaz sprzedaży papierosów.

Zmieniające się przepisy

Po poziomie 5 ogłoszono, że poziomy będą się zmieniać w zależności od ilości zakażeń. Razem z tym ogłoszeniem weszliśmy na poziom czwarty, kiedy niektóre osoby mogły już wrócić do pracy. Kosmetyczki, fryzjerzy i podobne serwisy dalej były niedostępne. Można było wyjść na spacer czy pobiegać, ale tylko w godzinach 6-9. Dla rządu to oznaczało większą kontrolę, ale oczywiście sprawiło, że były olbrzymie tłumy w popularnych rekreacyjnych miejscówkach rano.

Na otwarcie salonów urody i podobnych trzeba było czekać trzy miesiące. Rząd dawał pożyczki i małe zapomogi COVID-owe, niestety nieadekwatne do strat. Na sprzedaż papierosów i alkoholu pozwolono dopiero w sierpniu. Zakaz sprzedaży papierosów to była jednorazowa akcja, ale prohibicja alkoholowa ciągle przychodzi i odchodzi. Zmieniają się godziny i zasady sprzedaży – od wolnej amerykanki na poziomie 1 do kolejnej całkowitej prohibicji, gdy schodzimy na poziom 4. Poziom 5 również się nie powtórzył, odpukać w niemalowane.

Poza prohibicją w RPA cały czas jest godzina policyjna ze zmieniającymi się godzinami. Im więcej przypadków, tym wcześniej trzeba wrócić do domu, a później można wyjść. Największy problem z tym ograniczeniem jest taki, że wszystkie miejsce trzeba zamknąć najpóźniej na godzinę przed godziną policyjną. Jeśli jest ona o 21, teatr czy restauracja musi się zamknąć. W takie miejsca uderzają także ograniczenia osób oraz w przypadku gastro prohibicja.

Przy szczycie fal był dwukrotnie zakaz publicznych i prywatnych zgromadzeń na kilka tygodni. Oznaczało to, że nie można było pójść do kogoś do domu. Poza pracą można jednak było wtedy wyjść ze znajomymi do restauracji, kasyna czy kawiarni. Logika rządu była taka, że jak ktoś już musi się narażać, że złapie COVID i dołączy się do obciążenia szpitali to niech przynajmniej wspiera w tym gospodarkę.

Aktualnie właśnie skończyła się u nas trzecia fala i jesteśmy na poziomie pierwszym, czyli można prawie wszystko z zastosowaniem wymogów sanitarnych i ograniczeniach w liczbie ludzi. Cały czas trzeba jednak nosić maseczki, gdy jesteśmy poza domem, na zewnątrz też. Jedynym wyjątkiem jest kardio. Za niestosowanie się grozi grzywna albo 6 miesięcy więzienia.

Czy ludzie się stosują do obostrzeń?

I tak i nie. Z jednej strony na ulicy widać dużo ludzi bez masek, ale umówmy się do dziś już wiemy, że złapanie wirusa w takich warunkach nie jest łatwe. Policja zwykle przymyka oko, choć nie zawsze. Czasem zdarzy się ktoś, kto nakrzyczy na osobę bez maseczki. Tak samo jednak zdarza się, że ktoś powie coś komuś, kto ma maskę. No, wiadomka, co ci drudzy mówią, że to spisek i pandemii nie ma.

W budynkach ogólnie ludzie się stosują. W wielu miejscach jest zasada – nie masz maski, nie masz wstępu. Lekarze i wszystko co związane z medycyną są wyjątkowo ostrożni. Czasami w kinie widać, że ludzie zdejmują maseczki po wyłączeniu świateł, ale już w teatrze nie. W niektórych miejscach ktoś zrobi opcję na nosacza, ale to rzadkość. W restauracjach teoretycznie trzeba mieć maski, chyba że się je czy pije ale nikt się do tego nie stosuje.

Czasami ludzie łamią zasady, bo po prostu nie wiedzą, że zmienił się poziom lockdownu. Styl na Ramaphosę (nazwisko prezydenta) oznacza, że prezydent mówi około 8, że o północy zmieniają się przepisy. Jego przemówienie również jest ogłaszane tego samego dnia. Jeśli nie czekacie z wypiekami na twarzy każdy komunikat z jego strony, a raczej 1,5 roku od rozpoczęcia tej zabawy nikt tego nie robi, to łatwo przegapić zmiany.

Jeśli chodzi o godzinę policyjną to czasem ktoś trochę nagnie przepisy np. spóźni się z powrotem o pół godziny. Natomiast rzeczywiście przynajmniej w mojej okolicy jest cisza przez całą noc. Nie słychać samochodów, ani ludzi łażących po ulicy. Wiem jednak, że są organizowane nielegalne imprezy w dzielnicach przemysłowych. Jakiś czas temu było głośno o dziewczynie, która została na takiej imprezie zgwałcona. Te miejsca są zamykane na czas trwania godziny policyjnej i nie można z nich wyjść (ani przyjść). Prośbę dziewczyny o wezwanie policji lub wypuszczenie jej spełzły na niczym.

O co chodzi z tą prohibicją?

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji rządu było wprowadzenie prohibicji, zarówno pełnej jak i częściowej. Okrutnie uderza ona w olbrzymi przemysł winiarski i inne przemysły alkoholowe w RPA. Przez jakiś czas, nie można nawet było eksportować alkoholu. Jak już mówiłam to nie tak, że rząd dawał jakieś olbrzymie zapomogi. Dla przykładu znam dwoje ludzi, którzy opuścili kraj bo padł ich biznes w tej branży. Jak już wspominałam ten zakaz sprzedaży alkoholu też mocno uderzał w gastronomię.

Czym więc rząd tłumaczy takie decyzje? Po pierwsze obłożeniem szpitali. Ludzie trafiający do szpitala po bójkach pijackich czy jeździe po pijaku zdarzają się często. Dodatkowo alkohol zwiększa problem przemocy domowej, której ofiarą padają kobiety i dzieci. Jest to olbrzymi problem w RPA. Lekarze pracujący szpitalach i klinikach zgadzali się z tymi działaniami rządu. Zwykli ludzie oczywiście nie. Znajdowali oni swoje sposoby na robienie alkoholu i zaczęły braki drożdzy i…ananasów w sklepach. Mój mąż też w pewnym momencie sam robił sobie ananasowe piwo.

Utrudniony dostęp do alkoholu oczywiście nie oznaczał, że nigdzie nie można go było kupić. Bardzo popularne były ogłoszenia typu “sprzedam szklanki” i za szklankami na zdjęciu było widać butelki wina czy innego alkoholu. Dodatkowo po pierwszej prohibicji, której nikt się nie spodziewał, kolejna prohibicja uderzyła tylko w biednych. Wszystkie pijące osoby, które znam po końcu pierwszej prohibicji obkupiły się w alkohol na kilka miesięcy i na takim poziomie utrzymują swoje zapasy.

Program szczepień i antyszczepionkowcy

Protest antyszczepionkowców

W tej chwili w RPA jest tylko Pfizer i Johnson i Johnson. W niektórych miejscach można wybrać, którą się woli. Do użytku zatwierdzono też Sinovac, ale jeszcze go nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie. Program szczepień miał tutaj duże opóźnienie z powodów trochę niezależnych od rządu. Rząd zakupił Astra Zanecę, ale w badaniach klinicznych okazała się ona nieskuteczna na naszą lokalną odmianę koronawirusa. W związku z tym rząd ją sprzedał i musiał długo czekać na więcej Pfizera i J&J.

Na początku szczepionki dawano tzw. frontline workers, czyli głównie lekarzom i osobom pracującym w placówkach medycznych. Potem szczepiono także sektor edukacji. Dopiero później zaczęto je rozdawać zgodnie z grupami wiekowymi od najstarszej do coraz młodszych. Ja szczepiłam się jako ostatnia, bo mam mniej niż 35 lat. Do tej pory 30% społeczeństwa otrzymało co najmniej jedną dawką, choć teoretycznie każdy już miał szansę.

Punkty szczepień są ogólnodostępne i rząd naprawdę się postarał, żeby ludzie nie mieli problemu z dostępem do nich. Niestety nie wszyscy chcą się szczepić. Wśród tych osób jest podział na tych, którzy są antyszczepionkowcami, tych, którzy nie ufają tej konkretnej szczepionce albo “nie wierzą” w COVID i tych, którzy chcą poczekać albo im się po prostu nie chce.

Antyszczepionkowcy czasem organizują jakiś protest, ale póki co to nie były duże wydarzenia. Podejrzewam, że zmieni się to, jeśli ludzie będą zmuszeni do szczepienia się. Wątpiliwe jest, że rząd zdecyduje się na całkowicie obowiązkowe szczepienia, ale prawdopodobnie miejsca pracy będą mogły wymagać zaświadczeń o szczepieniu. Dla przykładu Uniwerystet w Kapsztadzie już przegłosował obowiązkowe szczepionki dla studentów i ciała pedagogicznego.

Jak pandemia wpływa na moje życie

W moim domu stres był trochę większy, bo mój mąż jest na lekach obniżających odporność w związku ze schorzeniem, na które cierpi od lat. Kiedyś nawet żartowałam, że on kolekcjonuje wirusy jak Pokemony, bo tak łatwo je łapie. Przez całą pandemię byliśmy dość ostrożni, według wskazań lekarskich. Nie wszyscy znajomi wykazywali zrozumienie i niektóre kontakty wymarły.

Nie udało mi się też polecić do Polski na wesele przyjaciółki, na którym miałam świadkować. To coś, na co czekałam mniej więcej rok, bo ważne wydarzenie i też rzadko jeżdżę do Polski. W RPA granice były zamknięte między marcem i wrześniem i dużo rodzin i par międzynarodowych zostało przez to rozdzielonych. Na pewno to “zamknięcie” nie wpłynęło na mnie dobrze psychicznie, zwłaszcza, że mój mąż wrócił do kraju na kilka dni przed zamknięciem granic.

Jeśli chodzi o pracę to na szczęście i ja i mąż pracowaliśmy zdalnie nawet przed rozpoczęciem pandemii. Niestety pandemia uderzyła w mojego największego klienta, któremu pisałam kontent. Po prostu przestał mi płacić. W związku z tym musiałam znaleźć coś na szybko, żeby nadrobić straty finansowe w wysokości 50% dochodów z dnia na dzień. Zaczęłam więc znowu uczyć języków i w 2020, miałam chyba jeden wolny weekend? Między innym kontentem, a uczeniem pracowałam mniej więcej 6,5 dni w tygodniu. My jednak zaraz przed pandemią zobowiązaliśmy się do kupna domu, który wymagał remontu i kredytu. Nie było zmiłuj!

Na szczęście po kilku miesiącach zaczęłam współpracę z nowym dużym klientem, dla którego piszę i teraz uczę tylko kilka godzin tygodniowo. Muszę jednak przyznać, że uderzyło to w moje morale, bo uczenie to coś, czym dorabiałam sobie na studiach…czyli jakieś 15 lat temu 😀 Nie hejtuje uczenia, lubię to, jestem w tym dobra, ale nie to chcę robić zawodowo. Poza tym słabiej na tym wychodzę finansowo niż na moich innych umiejętnościach.

Z przymusu spędzenia większej ilości czasu w domu znowu zaczęłam grać w gry, uczyć się intensywniej języków, pisać tego bloga i więcej działać na Instagramie. Odkopałam też kilka starych znajomości z zagranicy. No ale ogólnie to miałam dużo doła i w ogóle jakoś wyssało to ze mnie pozytywne patrzenie w przyszłość, w tym także kraju, w którym mieszkam.

Jak pandemia wpłynęła na RPA

Nie będę pisała o turystyce, bo chyba wiadomka, że leży. Turyści jacyś są, ale 70% mniej niż normalnie. RPA trafiło na czarną listę wielu krajów, ze względu na swój szczep. Mimo że teraz już ileś miesięcy u nas jest DELTA, jak wszędzie, inne kraje nie zdjęły nas z tych list. UK zrobi to dopiero w przyszłym tygodniu. W 2018 w turystyce pracowało 4,5% wszystkich zatrudnionych osób w kraju. W kraju z olbrzymim bezrobociem taki cios w ten sektor boli tym bardziej.

Inne sektory, które najbardziej ucierpiały to gastronomia, przemysł alkoholowy, a także kosmetyczki czy fryzjerzy. Ci ostatni mogą pracować, ale ludzie nie tak chętnie wydają teraz pieniądze. Wymogi pracy z domu to dla niektórych firm coś nie do ogarnięcia, często ze względu na branżę, więc po prostu pozwalniali ludzi. Leży też wynajem, bo biura porezygnowały z umów i stwiają na pracę zdalną, ludzie wyprowadzają się do tańszych miejsc, bo nie muszą dojeżdżać do pracy, a niektórzy zamieszkali z rodziną, żeby ciąć koszty.

I tak wolna administracja publiczna teraz w ogóle ledwo zipie. Znam kogoś, kto rozwodził się ponad rok, mimo że było za obupólną zgodą i bez dzieci, więc potrzebowali jedynie jednej rozprawy. Jest masa problemów przy rejestracjach narodzin, zgonów, już nawet nie wspominam o wizach. Wszystkiemu są winne zmiany poziomów i czasowe zamykanie miejsc pracy w związku z zakażeniem w miejscu pracy. Jak próbowaliśmy rejestrować kupno domu, to biuro było zamknięte mniej więcej raz na miesiąc na 10 dni, bo ktoś tam pracujący złapał COVID.

Odczuwalnie wzrosła przestępczość. Mówię o kradzieżach, włamaniach i innych rzeczach tego typu. Statystyki mówią, że wzrost jest mały, ale mam wrażenie, że ludzie jeszcze bardziej zmieniają swoje zachowania, bo czują się mniej bezpieczni. Często teraz jest mniej ludzi na ulicach i zwłaszcza wieczorem. Zamieszek w w lipcu nie da się na to zupełnie zwalić, ale frustracja pandemią była na pewno jednym z powodów. Przed nami wybory, a populistyczny i trochę straszna partia nagle ma dużo większe poparcie niż przed pandemią. Widać też dużo więcej osób bezdomnych 😦

I co teraz?

Kto to wie! Szczepionki są jedynym sposobem na normalność, a ludzie niechętnie się szczepią. Myślę, że czas pokaże. Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam w komentarzach.

2 thoughts on “Jak (mi) się żyje podczas pandemii w RPA

  • Pandemia niewątpliwie zniszczyła ekonomię wszędzie. Niektóre turystyczne kraje próbują się otwierać po czym ogłaszają że jednak pozostaną zamknięci. Dla mnie ciekawym przypadkiem jest nas przykład Meksyk który to wszystko praktycznie olał. Ciekawe czy nie wyjdzie na tym wszystkim najlepiej. Bacznie obserwuję sytuację ekonomiczną i wpływ covid na nią na świecie. To może być lekcja dla nas wszystkich. Obyśmy tylko nie dostali wszyscy po kieszeni przez to…a na razie się na to zapowiada. Nie da się ukryć że ci którzy pracują online wychodzą na tym wszystkim najlepiej.

    Liked by 1 person

    • Olanie jest jakaś strategia, ale oczywiście wtedy dochodzi to obłożenie szpitali, które uderza nie tylko w osoby z COVIDem, ale we wszystkich. Wiem, że i w Polsce i tu, były takie momenty, gdzie karetki po prostu nie przyjeżdżały, mimo że tego wszystkiego nie olewano. Ciekawe jak było/jest w Meksyku.
      Inna alternatywa to separacja osób wysokiego ryzyka, no ale wtedy zaczyna się problem wykluczenia społecznego, który przecież i tak dotyka osoby starsze.

      Nie wiem jakie decyzje sa dobre i nie zazdroszczę rzadzacym. Chyba tylko czas pokaże.

      Liked by 1 person

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s